POBOKSOWANE #14: GDY TRILLER STAJE SIĘ DRAMATEM

Czternasty odcinek popularnego cyklu "Poboksowane" Kacpra Bartosiaka to refleksja na temat powrotów dawnych mistrzów, które są obecnie jednymi z najmocniej promowanych wydarzeń w zawodowym boksie. Dziś wraca 58-letni Evander Holyfield, jedyny w historii czterokrotny mistrz świata wagi ciężkiej. Do czego prowadzi to szaleństwo?

Bokserskie środowisko niepokojąco szybko przeszło od pokazowych walk legend do organizowania im kolejnych zawodowych pojedynków. W sobotę w takiej walce zobaczymy Evandera Holyfielda (44-10-2, 29 KO). Zbliżający się do 59. urodzin "The Real Deal" wziął walkę z Vitorem Belfortem (1-0, 1 KO) z zaledwie kilkudniowym wyprzedzeniem. W kolejce czekają następni - między innymi James Toney (77-10-3, 47 KO) i Riddick Bowe (43-1, 33 KO).

POBOKSOWANE #13: WBA - WIELKI BOKSERSKI ABSMAK. PRESJA MA SENS? >>>

Simon Reynolds - brytyjski badacz popkultury - w swoim chyba najbardziej znanym dziele "Retromania" opisał tendencje muzyki popularnej do zjadania własnego ogona. Zauważył, że odbiorcy dostają coraz mniej nowych impulsów, które byłyby odpowiedzią na to co "tu i teraz". Zamiast tego z pewną regularnością odtwarzane są klisze sprzed lat, które wszystkim dobrze się kojarzą.

Odbiorcy godzą się na to, bo coraz gorzej odnajdują się w przeładowanej bodźcami współczesności. Nostalgia do nich przemawia, bo jak wiadomo "kiedyś to były czasy, nie to co teraz". Jak mawiał niezawodny inżynier Mamoń: "mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu... To poprzez, no, reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?".

Teoria Reynoldsa w ostatnich miesiącach zaczęła być boleśnie aktualna także w świecie boksu. Na horyzoncie nie widać nowych gwiazd, które potrafiłyby porwać masy jak jeszcze przed dekadą Floyd Mayweather czy Manny Pacquiao. Większośc walk odbywa się teraz na Twitterze i Instagramie. W ringu najlepsi walczą coraz rzadziej, a ze sobą to już prawie w ogóle. Ryan Garcia podobno potrafi wyprowadzić w powietrze jakieś 274 ciosy podbródkowe w 10 sekund. Osobiście wolałbym zobaczyć, jak zadaje ich pięć w walce z rywalem z TOP 10 kategorii lekkiej.

A jeszcze na początku 2021 roku dominował umiarkowany optymizm. Wydawało się, że przed nami początek nowego rozdania. Teofimo Lopez (16-0, 12 KO) dopiero co zdetronizował Wasyla Łomaczenkę (15-2, 11 KO), wywracając do góry nogami listy P4P. Przez moment można było się łudzić, że oto pojawił się naturalny kandydat na gwiazdę nowej generacji. Niestety - potem przez ponad 10 miesięcy teoretycznie będący na fali Lopez nie stoczył już ani jednego pojedynku.

Po przetargu prawa do jego walki z Georgem Kambososem (19-0, 10 KO) zgarnął Triller. Nowy gracz na rynku wyłożył ponad 6 milionów dolarów, blisko dwukrotnie przebijając drugą co do wysokości ofertę Matchroom. Przetarg odbył się w lutym, a pojedynek ciągle nie doszedł do skutku. Ludzie stojący za nową platformą chyba zdążyli sobie zdać sprawę, że potężnie przepłacili. Takie wrażenie można zresztą odnieść patrząc na większość ich posunięć z ostatnich miesięcy.

Zacznij od Tysona…

To właśnie Triller zorganizował pokazową walkę Tysona z Jonesem, od której na poważnie rozpoczęło się bokserskie emeryten party. Wydarzenie miało być początkiem enigmatycznego projektu "Ligi Legend", który ogłosił Żelazny Mike. Inicjatywa wciąż na poważnie nie wystartowała, ale stopniowo gotowość do walki zaczęli zgłaszać kolejni weterani. W ślady dawnego rywala poszedł Holyfield - wydawało się, że jego rywalizacja z Tysonem w jakiś osobliwy sposób może doczekać się kontynuacji.

Z nie do końca jasnych względów pomysł nigdy nie wypalił, choć pierwsza gala z Tysonem sprzedała ponad 1,5 mln pakietów Pay-Per-View. Mike jednak znów poszedł w swoją stronę i długimi momentami wyglądało na to, że obraził się na szefów Trillera. Ci w międzyczasie zmienili optykę i zaczęli lansować teorię, że Tyson obawia się spotkania z Holyfieldem.

"The Real Deal" w czerwcu miał spotkać się z Kevinem McBridem (35-10-1, 29 KO) na tej samej gali, na której Lopez miał zmierzyć się z Kambososem. Zestawienie z rozbitym Irlandczykiem miało sens tylko z prostego względu marketingowego - McBride to mimo wszystko ostatni zawodnik, który pokonał Tysona. Mniej więcej w podobnym momencie to właśnie z Trillerem zaczął rozmawiać o powrocie do ringu Oscar de la Hoya (39-6, 30 KO), który jako promotor jest przecież związany z platformą DAZN.

W sobotę 11 września pierwotnie miało dojść do walki szefa grupy Golden Boy Promotions z Vitorem Belfortem - 44-letnim byłym mistrzem UFC bez prawie żadnego doświadczenia w boksie. Oscara z walki ostatecznie wykluczył COVID-19, a jego miejsce nieocekiwanie zajął Holyfield. Ujęcia z weteranem na tarczach i wywiady z nim to trochę kino moralnego niepokoju. Z jednej strony Evander naprawdę dobrze się trzyma, ale jak na faceta zbliżającego się do końca szóstej dekady życia, który i tak w ringu przebywał zbyt długo.

Wizja jego kolejnej zawodowej walki z młodszym o kilkanaście lat zawodnikiem, który potrafił nokautować w oktagonie, wydaje się dość upiorna. Na kilkanaście godzin przed pierwszym gongiem wciąż tak na dobrą sprawę wiele kwestii budzi wątpliwości. Walka niby będzie oficjalna - z werdyktem i wskazaniem zwycięzcy najpóźniej po ośmiu dwuminutowych rundach. Na życzenie Holyfielda może jednak… nie zostać wpisana do jego dorobku na BoxRec. Jedno wydaje się pewne - nie będzie to taka pokazówka jak starcie Tysona z Jonesem.

Jak to odkręcić?

Być może "Iron Mike" zasiądzie w sobotę w pierwszym rzędzie. Na pewno za to walkę skomentuje… Donald Trump. Można się pewnie spodziewać kolejnych koncertów i komentarza pod wpływem różnych używek. Warto zauważyć, że Jim Lampley - legendarny komentator HBO - wycofał się z firmowania tego przedsięwzięcia własną twarzą po ogłoszeniu występu Holyfielda.

W najbliższych miesiącach pięściarską aktywność planują wznowić inni znani rywale Evandera - Riddick Bowe i James Toney. Inny wspólny mianownik? Wystarczy posłuchać przez trzydzieści sekund jak obaj się wypowiadają… Jakiekolwiek niepotrzebne ciosy spadające na ich obite głowy to ostatnie, czego potrzebują. Obaj jednak widzą szansę na zarobek i naiwnie liczą, że załapią się na falę sentymentalnych powrotów.

Sprawa nie jest jednak wcale taka oczywista. Na razie o biznesowym sensie walk weteranów wciąż wiemy niewiele - sprzedał się tylko historyczny powrót Mike'a Tyson, a do takiej historii można się odwołać tylko za pierwszym razem. Powrót Bowe'a czy Toneya nie zainteresuje szerej nikogo nawet w pięściarskim środowisku - zupełnie jak zawodowe występy, którymi niepotrzebnie próbowali przedłużać kariery.

Niepotrzebne walki legend to tylko jedno z niepokojących zjawisk we współczesnym boksie. Drugą stroną tej monety wydaje się wejście do gry YouTuberów. Oba świata zresztą w przedziwny sposób czasem się przenikają - Jake Paul (4-0, 3 KO) występował przecież na tej samej gali co Tyson i Jones, a potem poszedł zarabiać poważniejsze pieniądze w Showtime.

Jako fani boksu możemy się kłócić w ocenie tych zjawisk, ale co do jednego raczej się zgodzimy. Nie byłoby tych trendów, gdyby "prawdziwy" boks dbał o kibica jak trzeba. Tylko w ostatnich tygodniach z rozpiski na najbliższe tygodnie wypadła ciekawa unifikacja Stephen Fulton (19-0, 8 KO) kontra Brandon Figueroa (22-0-1, 17 KO) oraz trylogia Chocolatito z Juanem Francisco Estradą (42-3, 28 KO). Zamiast „walk” dostajemy ostatnio tylko „występy”, w których można wytypować zwycięzcę z niemal stuprocentową skutecznością przed wejściem do ringu.

W piątek na DAZN w czymś takim zobaczyliśmy Filipa Hrgovicia (13-0 11 KO). O skali mismatchu najlepiej świadczy fakt, że komentatorzy z pełną powagę za najbardziej wartościową pozycję w dorobku jego rywala Marko Radonjicia (22-1, 22 KO) wskazali doskonale znanego polskim kibicom Ozcana Cetinkayę (31-22-2, 23 KO). Jednostronne od pierwszej rundy bicie w końcu zostało przerwane po dziewięciu długich minutach. Na dłuższą metę kibic nie da się oszukiwać i poszuka czegoś, co w weekendowy wieczór zapewni mu więcej emocji. Niestety boks spełnia tę funkcję coraz rzadziej.

KACPER BARTOSIAK

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Hugo
Data: 11-09-2021 13:19:14 
Świetny tekst! Szczere gratulacje dla autora. Bardzo rzeczowa i dokładna analiza tego, co dzisiaj dzieje się ze światowym boksem zawodowym. Jeżeli miałbym czegoś się czepić, to tylko stwierdzenia: "Na horyzoncie nie widać nowych gwiazd, które potrafiłyby porwać masy jak jeszcze przed dekadą Floyd Mayweather czy Manny Pacquiao." Floyd i Manny też nie porywali do końca autentycznie, bo w wadze półśredniej stali się nudziarzami bez ciosu (Floyd w większym stopniu, niż Manny). Lansowano ich w ten sam sposób, jak dzisiaj lansuje się Tysona i Jake'a Paula. Wystarczy odpowiednio wiele razy powtórzyć kłamstwo (lub półprawdę), a ludzie w nie uwierzą, co pierwszy zdefiniował i wprowadził w życie Joseph Goebbels.
 Autor komentarza: OldShatterhand
Data: 11-09-2021 13:47:18 
Bartosiak jak zwykle w punkt
 Autor komentarza: Hugo
Data: 11-09-2021 14:23:46 
Nasuwają się podejrzenia, czy aktywność Trillera nie jest próbą poprowadzenia boksu zawodowego drogą, którą jakieś 100 lat temu poszły zawodowe zapasy tj. w kierunku walk ustawianych i reżyserowanych. Były takie próby i w przeszłości (a przynajmniej są takie podejrzenia), ale nigdy nie stały za nimi tak duże pieniądze, jakie ma do dyspozycji Triller. Pod tym kątem warto się przyjrzeć wynikom dzisiejszej gali. Jeżeli:
1. Holyfield wygra przez KO "ku chwale ojczyzny i Donalda Trumpa w szczególności"
2. Fournier przegra "pokazując się z dobrej strony" tj. na punkty lub późne TKO/RTD po uprzednich dobrych momentach (np. nokdaun na Haye'u),
to podejrzenia wzrosną.

Tak nawiasem to obie w/w walki zostały usunięte z rozpiski Boxreca. Słusznie, bo jeśli uda się zrobić z boksem, to co wrestlingiem, to Boxrec straci jakikolwiek sens.
 Autor komentarza: Stieczkin
Data: 11-09-2021 17:46:23 
@Hugo
Być może to nie jest próba przekształcenia boksu we wrestling, tylko zainteresowania "wrestlingowej" publiczności jakimś nowym przedsięwzięciem z gatunku reżyserowanych walk. Ta publiczność wydaje się dosyć liczna, ale od kilkudziesięciu lat jest karmiona mniej więcej tym samym. Czyli nasterydowanymi osobnikami ciskającymi się o matę ringu na rozmaite, ale jednak już łatwe do przewidzenia sposoby.

Tutaj jest jednak coś nowego, nie wiem, może chodzi o to, że walki są "być może reżyserowane", ale pewności nie ma. Oczywiście ta pewność pojawi się już po tej gali. Jeżeli Holyfield i ten przeciwnik Haye'a nie zostaną brutalnie rozpieprzeni w proch i pył, to teoria o wrestlingu się potwierdzi. Jeżeli natomiast polegną tak jak powinni, zgodnie z logiką, to być może mamy jakąś próbę żerowania na najniższych instynktach. Czyli Thriller będzie usiłował trafić do ludzi, chcących zobaczyć śmierć w ringu, ale nie mających odwagi się do tego przyznać.
 Autor komentarza: gerlach
Data: 11-09-2021 20:45:12 
Slaba epoka w boksie, a ja myslalem, ze Paul to zjawisko patologiczne, a teraz patrze na niego niemal jak na prawdziwego sportowca. Holyfield to jest najwiekszy wyglup z mozliwych - tak, wiem ze chlopak ma technike, wiedze, zna sie na tym fachu, ale wpuszczanie geriatrii do ringu... Fournier- Haye, kolejna cyrkowa sytuacja.

W kwestii ustawianych walk, moze nie sa jeszcze ustawiane sensu stricte, ale wydaje sie, ze jest niepisana umowa, ze nie ma nokautowania oponenta. Po prostu pykanko na pkt, bez odpalania max power.
 Autor komentarza: gerlach
Data: 11-09-2021 20:46:27 
A mi sie wydaje, ze Trump ma ochote wejsc do ringu i sie z kims popykac... O ile idziecie, ze niebawem ubierze gacie i wejdzie do ringu? ;)
 Autor komentarza: gerlach
Data: 11-09-2021 20:49:50 
I zgadzam sie, ze obecnie walki tocza sie glownie na Cwierkaczu, masa napinki, masa zapowiedzi , absolutnie brak walk na topie (jedna na pol roku ostatnio?). I gdzie jest ten wielki Haymon, alfa i omega. Gdzie jest ten uzdrowiciel boksu z UFC, Dana W. ktory mial odswiezyc rywalizacje. Tymczasem w federacjach patola na calego - jedni tysiac pasow na metr kwadratowy, inni puszczaja nabitych koksem zawodnikow do ringu. Smisznie.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.