'NIEDZIELA W RINGU' MICHAŁ CHUDECKI

Dominator wagi lekkiej w polskim boksie amatorskim, wielokrotny mistrz kraju, będący do niedawna główną naszą nadzieją na kwalifikację i medal olimpijski, poznaniak Michał Chudecki (5-0, 3 KO), nie mógł niestety z powodu pechowej kontuzji spełnić swoich planów. Podpisał kontrakt z grupą Global Boxing i sukcesywnie krok po kroku kształtuje swoją karierę na ringach zawodowych. Prezentujemy obszerną rozmowę z "TNT", w której blisko 27-letni pięściarz opowiada m.in. o treningach z Jamesem Ali Bashirem, żmudnych przygotowaniach do walk oraz sytuacji pięściarstwa amatorskiego w naszym kraju. Zapraszamy do lektury.

Za Tobą pięć występów na ringach zawodowych. Twoja kariera rozwija się w szybkim tempie.
Jestem bardzo zadowolony z rozwoju mojej kariery. Szczególnie ze współpracy z Mariuszem Kołodziejem. Teraz będę miał napięty grafik - postanowiliśmy, że nie ma co czekać i przede mną w najbliższym czasie około trzech, czterech walk. Pierwsza odbędzie się 13. kwietnia. Potem wracam do Polski i tam w maju również zawalczę.

Tak wyobrażałeś sobie swoje przejście z boksu amatorskiego na zawodostwo?
Myślałem, że będzie ciężej. Szybko się zaaklimatyzowałem, fajnie się to wszystko rozwija. Od początku tego przejścia miałem i mam świetnych trenerów. Ali Bashir jest bardzo dobrym szkoleniowcem, dużo mnie uczy. Czuję, że znowu się rozwijam.

Trenujesz w USA, dokładniej w gymie Global Boxing. Warunki do przygotowań masz świetne. Można porównywać go do miejsc, gdzie przez lata trenowałeś w Polsce?
To jest naprawdę wszystko profesjonalnie zrobione. Ale powiem szczerze, że boks można uprawiać wszędzie. Tam, gdzie jest dobra atmosfera, klimat, super ekipa i cały sztab szkoleniowy, czuć radość z treningów. Wyjeżdżamy na przygotowania do Filadelfii, gdzie trenujemy w różnych warunkach. Ciężko znaleźć białą osobę. I w tamtych rejonach świetnie mi się boksuje, lubię odbywać sparingi. Wracając do kraju. Mam przyjemność współpracować z trenerem od przygotowania fizycznego, Arkiem Mąkiną z Poznania. Codziennie odkąd tutaj jestem wysyła mi plan. Głównie trenowaliśmy teraz nad moją koordynacją, dynamiką i siłą.

Ciężko było się zaaklimatyzować w nowym dla siebie miejscu?
Na samym początku była to ciekawość, wszystko nowe. Aktualnie czuję się naprawdę jak w domu, nie chcę się stąd ruszać. Jest mi tutaj bardzo dobrze.

Coraz częściej walczysz w Stanach, zaliczyłeś kilka startów. Zapewne odbywasz też sparingi z kompletnie innymi bokserami niż wcześniej w naszym kraju - inne narodowości, style i charaktery. Według Ciebie - ciężej toczy się pojedynki z takimi pięściarzami?
Stykamy się tutaj z Latynosami, z czarnoskórymi pięściarzami. Odbywamy z nimi sporo sparingów. Oni preferują taki luźny boks, są elastyczni. Ciężko ich trafić, każda runda przeboksowana z nimi w trakcie przygotowań procentuje później w walce rankingowej.

Jesteś kolejnym polskim zawodnikiem, który podpisał zawodowy kontrakt z Mariuszem Kołodziejem i rozpoczął nowy etap w swoim sportowym życiu. Spora zmiana. Dlaczego akurat ta stajnia?
To był strzał w dziesiątkę. Moja kategoria wagowa jest na Starym Kontynencie słabo obsadzona. Zarówno ja, jak i moi potencjalni promotorzy z Europy mieliby problemy ze znalezieniem mi odpowiedniego zawodnika lub sparingpartnera. Cieszę się, że trafiłem tutaj.

Dostawałeś inne propozycje?
Coś tam było, ale z tych ofert nic konkretnego nie wypływało. Jeszcze jak zdobyłem pierwsze miejsce na turnieju Stamma, sięgnąłem po tytuł Mistrza Polski, wtedy propozycje się pojawiały. Konkretów jednak brak, więc nie ma o czym mówić. Cieszę się z tego, co się stało. Myślę, że złamanie ręki, ta feralna kontuzja to był znak, żeby zakończyć na dobre zmagania w amatorstwie.

Na przykładzie Kamila Łaszczyka, Mariusza Wacha można dojść do wniosku, że bokserzy w Global Boxing oprócz odpowiednich warunków mają gwarancje rozwoju. Ten pierwszy zdobył już młodzieżowe mistrzostwo świata, drugi był pretendentem do zdobycia czempionatu "królewskiej" kategorii. Zarobił też spore pieniądze.
Bardzo dobry rozwój, każda walka procentuje, bo tutaj zawodnicy z nawet ujemnym bilansem są często dużo trudniejsi jako rywale, niż w Europie. Każdy chce się pokazać. Teraz miałem oponentów, którzy praktycznie są bez promotora i mają okazję się do udowodnienia coś innym. Dają z siebie wszystko. Takie pojedynki są ciężkie. Nie wolno takich osób w żaden sposób zlekceważyć. Można się łatwo naciąć.

Sztab trenerski masz godny uwagi. James Ali Bashir to uznana marka wśród trenerów na całym świecie. Trenujesz z nim już jakiś czas. Widać postępy?
Tak, zdecydowanie. Trener wyzwala we mnie sporo dodatkowych bodźców, bo pozwala mi, abym łamał pewne bariery w swoim boksie. Żebym bił dużo ciosów, ciągły, nieustanny pressing. Nieraz już nie mam siły, a on do mnie: "Dawaj, jeszcze, jeszcze!", napędza mnie. Te obozy, sparingi to są często katorgi (śmiech), bo gdy jest czas na okres sparingowy, prawie codziennie wchodzę do ringu i walczę. Często jest to sześć, osiem rund. I tak jak byliśmy w Filadelfii, to w ciągu jednego sparingu zmieniało się trzech, czterech świeżych zawodników. On wie jak trenuje Kliczko, dużo nam podpowiada i mówi, jakie tam w przypadku braci są metody treningowe, sposób przygotowań. Postawił zdecydowanie na sparingi. Jeżeli chcemy być najlepsi, musimy ciężko trenować, starać się i dawać z siebie wszystko.

Bashir przestawia Cie powoli na styl amerykański?
Myślę, że wniósł we mnie już trochę tego stylu, ale ze mną jest trochę inaczej, bo jestem zmiksowany (śmiech). Dużo pozostało mi takich cech z boksu w Polsce, które trzeba zniwelować. On chce po prostu chce udoskonalić moje najlepsze techniki, poprawić błędy.

Za kilka miesięcy obchodzić będziesz 27. urodziny, więc przed Tobą lata kariery. Jak chcesz, aby ona się potoczyła?
Nie mam czasu na powolne rozwijanie się. Trenuję każdego dnia, dwa razy dziennie i tylko myślę o tym, żeby toczyć walki. Trener jeżeli zasugeruje, że jestem gotowy na danego rywala to będę chciał zmierzyć swoje siły z każdym.

Rozmawialiśmy z Mariuszem Kołodziejem i doszliśmy do wniosku, że nie ma co się szczypać i jak będzie jakaś szansa na załapanie się do poszczególnych rankingów federacji to z niej skorzystamy. Myślę, że już nawet w tym roku zawalczę o jeden z regionalnych tytułów, aby w rankingach się pojawić.

Nastawiasz się tylko na Amerykę, czy chciałbyś jednak częściej walczyć w Polsce?
W kraju też chciałbym boksować, ale na razie poświęcam czasu tutaj, w North Bergen. W okolicach 20. kwietnia wracam do Polski i w połowie maja tam wystąpię. Kilka dni po gali wylatuję do Stanów i prawdopodobnie na początku czerwca kolejne starcie w Stanach.

Przejście na zawodostwo wiązało się z możliwością zarobienia pieniędzy, których w amatorstwie brakuje, czy chodziło o aspekt sportowy?
Moim marzeniem była zawsze ta olimpiada, bo do Pekinu niewiele zabrakło, żeby się zakwalifikować. Podobnie wierzyłem na występ w Londynie. W amatorstwie było ciężko z tymi pieniędzmi, brakowało ich. To nie jest tak medialny rodzaj pięściarstwa jak zawodostwo. Byliśmy tak naprawdę anonimowymi pięściarzami i mało nas ludzi nas znało - głównie z tego powodu, że nie było sponsorów. Teraz jest lepiej, odczuwam zadowolenie. Mogę spokojnie żyć, utrzymać rodzinę. Psychicznie jestem świetnie nastawiony, nie brak mi niczego. Do każdej walki mocno trenuję, wiem po co wchodzę do ringu. Mam spore ambicje, mierzę wysoko - chcę zostać mistrzem świata i wierzę, że w niedalekiej przyszłości mi się to uda.

Na naszym krajowym podwórku, w swojej kategorii wagowej rządziłeś. Patrząc tylko na Twoje występy w kasku - Czujesz się mimo wszystko spełniony?
Jak na te warunki, które miałem zapewnione w Polsce to uważam, że zrobiłem wszystko co mogłem. Tak czułem, że po olimpiadzie w Pekinie, mój boks trochę przystopował. Dlaczego? Wcześniej dojeżdżaliśmy z trenerem Buczyńskim na sparingi do m.in. Krzysztofa Szota, Andrzeja Liczyka i to oni mnie ukształtowali. Później zmienił się trener, kadra i automatycznie najstarszymi w reprezentacji byłem ja i Łukasz Maszczyk. Młodzi przy mnie się rozwijali, a ja praktycznie stałąłęm w miejscu. Cofałem się w rozwoju.

Twoim celem był występ na olimpiadzie. Kontuzja na Mistrzostwach Polski w Poznaniu przekreśliła szanse na - najpierw - walkę w kwalifikacjach IO, a potem możliwość wystąpienia w Londynie.
Bolało mnie to bardzo. Po tej kontuzji było mi trudno, ale dostałem od razu w pierwszy dzień dostałem wiadomość od pana Mariusza, żebym się martwił, głowa do góry. Powiedział, że gdy wrócę do pełni sprawności, drzwi do Global są zawsze dla mnie otwarte.

Jak dowiadywałeś się o kolejnych, poszczególnych blamażach swoich kolegów na turnieju kwalifikacyjnym, nie czułeś, że to jest kompromitacja?
Przykre, ale z drugiej strony nie było się co się oszukiwać, bo każdy mógł mieć w głowie czarny scenariusz na te kwalifikacje. Garstka ludzi wierzyła, że ktoś się zakwalifikuje. Patrząc na realia, a dokładniej aspekt związany z procesem rozwoju w polskim boksie, ciężko było myśleć o medalu, czy samej kwalifikacji do turnieju, która byłaby już sama w sobie sukcesem. W moim przypadku można gdybać, czy bym zdobył tę przepustkę czy nie. Za mnie pojechał Dawid Michelus, który do tej wagi przeszedł za szybko, był za słaby fizycznie. Od razu przegrał w pierwszej rundzie ze Słowakiem, którego swego czasu pokonałem dwukrotnie.

Czy jest jakakolwiek szansa, że za trzy lata zdobędziemy medal?
(śmiech) Chciałbym, żeby jakiś Polak zdobył, ale nie ukrywam, że będzie strasznie ciężko. Trzeba wierzyć. Często czytam na waszym portalu i w różnych mediach informacje o aktualnej sytuacji naszego pięściarstwa amatorskiego, a dokładniej jakie są konflikty, spory to czasami ręce opadają... Przypominają mi się stare lata, o których chciałbym zapomnieć.

W ostatnim czasie mamy okazję oglądać polski akcent w międzynarodowej bokserskiej lidze WSB. Mowa tu oczywiście o drużynie Hussars Poland, pod przywóctwem aktualnego trenera naszej reprezentacji, Huberta Migaczewa. Śledzisz występy Husarii?
Tak, oglądam ich. Dobrze, że są zawzięci. Dużo osób nie wierzyło, że wyjdą z grupy, a oni pokazali swoją siłę, przeszli dalej. Chwała im za to.

Doszli do ćwierćfinału rozgrywek. Jak na debiut to wynik świetny.
Zauważam to, że amatorstwo idzie powolutku w stronę zawodostwa. Próbują tych chłopaków mocno przygotować do kariery zawodowej, która na większość czeka w niedalekiej przyszłości. Myślę, że teraz zawodnicy zaczną inaczej walczyć, patrzeć na te style bokserów, którzy boksują na ringach zawodowych i to im na pewno pomoże.

Niedawno odbyła się wielka gala Polsat Boxing Night, na której nie zabrakło interesujących starć pomiędzy pięściarzami z naszego kraju. Swój występ zanotował Twój kolega z grupy Kamil Łaszczyk. Pokonał jednogłośnie na punkty Krzyśka Cieślaka. Polskie pojedynki są potrzebne?
Na Wyspach często toczą takie walki. Myślę, że są one ciekawe i dużo ludzi przyciągają, bo każdy kibic jest wtedy wnikliwy i szuka odpowiedzi na pytanie: "Który jest lepszy?". Ktoś musi zawsze przegrać, więc to nie jest żadna ujma, że pojawi się np. pierwsza porażka w bilansie. Ja jestem za.

Gdybyś dostał propozycje stoczenia pojedynku z kimś z krajowego podwórka, przyjąłbyś?
Czemu nie? Jestem otwarty na każde propozycje, chociaż zdaję sobie sprawę i rozumiem, że najpierw decyzja należy do mojego promotora i też z nim trzeba byłoby kilka kwestii ustalić, ale myślę, że jeśli byłaby taka oferta, zgodziłbym się. Mógłbym z Krzysztofem Cieślakiem boksować, jest blisko mojej wagi, bardzo chętnie skrzyżowałbym rękawice.

Niżej jest jeszcze Kamil Łaszczyk, ale on chyba odpada.
(śmiech). Kamil jest moim bardzo dobrym kolegą z teamu. Zdecydowanie odpada! (śmiech)

Wspominałeś już, że trenowaliście z Bashirem w Filadelfii, gdzie przygotowuje się Steve Cunningham. Popularny "USS" za trzy tygodnie w słynnej Madison Square Garden skrzyżuje rękawice z Tysonem Fury'm. Widziałeś jego treningi? W jakiej jest formie?
Bardzo go podziwiam, bo on jest takim pracusiem. Widziałem jak żmudnie trenuje. Wiem, że brakowało mu sparingpartnerów, nie wiem jak jest teraz. Wraz z trenerem przygotowywali się już wcześniej pod wysokiego przeciwnika, cały czas pod kątem rywali o podobnych gabarytach do właśnie Fury'ego. Ogólnie Steve jest bardzo sympatycznym gościem, tryskał humorem.

Rozmawiał Cezary Kolasa

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

Urodzony w 1997r., na portalu zadebiutował w połowie 2011 roku. Twórca m.in. autorskiego cyklu wywiadów "Niedziela w ringu" i znajdujących się w nim długich, obszernych rozmów z pięściarzami i ludźmi z bokserskiego środowiska. Autor artykułów oraz wielu informacji własnych.

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: tompila320
Data: 31-03-2013 15:31:35 
w 2012 roku dobrą walke zrobił na Mistrzostwach Polski Michał Chudecki z Wrzesińskim, walke wygrał Wrzesiński ale dali wygraną Michałowi! Ma może ktoś tą walke?
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 31-03-2013 15:36:23 
Nie ma co go przestawiać na siłę na styl Amerykański , bo każdy ma swój oddzielny , który sobie wypracowuje . Poza tym ten radziecki styl nie jest taki zły , jak pokazują przypadki Adamka , GGG, Chagaevów Kliczóków i reszty .
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.