BOXIANA II: SAMOTNOŚĆ KRÓLÓW (cz. 1)

Umarłem w 1849 roku w londyńskim Islington, lecz moja fascynacja nieskończonym bogactwem ''sweet science'' jest nieśmiertelna. Ostatnio ze współczuciem śledzę losy pięciu amerykańskich mistrzów pięści - Chada Dawsona, Andre Warda, Austina Trouta, Tima Bradleya i Adriena Bronera. Są oni spadkobiercami najlepszych tradycji boksu ''made in U.S.A.'', następcami bliskich zakończenia swoich karier czołowych zawodników ostatniego ćwierćwiecza - Jamesa Toneya, Antonio Tarvera, Roya Jonesa Juniora, Bernarda Hopkinsa i Floyda Mayweathera Juniora. Nowi władcy mogą być jednak skazani na samotność. Łączy ich wszechstronne opanowanie techniki, rozumienie sportu jako pełnoprawnej sztuki, szansa na długi pobyt w rankingu P4P i brak miłości od kibiców. Przyjrzyjmy się bliżej słodko-gorzkim smakom współczesności.

Zwycięstwo Chada Dawsona z Bernardem Hopkinsem było nieco pyrrusowe. Dawson odzyskał wprawdzie władzę w wadze półciężkiej, ale znów nie był w stanie zdominować przeciwnika. Główną wadę aktualnego mistrza WBC świetnie określił Naazim Richardson, który uważa, że Chad potrafi wygrywać siedem z dwunastu rund, podczas gdy powinien częściej wznosić się na wyżyny swoich umiejętności, jak robił to choćby ''Kat'' w walkach z Trinidadem, Tarverem i Pavlikiem. Usprawiedliwieniem boksera z New Haven niech będzie fakt, że Hopkinsa nikt nigdy nie pobił w całkowitym tego słowa znaczeniu. Dawsonowi słusznie zarzuca się natomiast słabą koncentrację, która jest na szczęście równoważona zdolnością do przetrwania trudnych momentów, pokazaną przez Chada w pojedynkach z Adamkiem, Johnsonem i Pascalem. LHW King nie unika wielkich wyzwań, czego kolejne świadectwo stanowi jego nadchodzące starcie z rządzącym wagą super średnią Andre Wardem w limicie 168 funtów.

Przypomnijmy, że to Dawson - w wywiadzie po drugim pojedynku z ''Katem'' - wyraził swoją chęć walki z ''S.O.G.'' oraz gotowość do stoczenia jej w SMW. Choć Chad będzie dysponował olbrzymią przewagą zasięgu ramion, zbijanie wagi może zaszkodzić sile i wytrzymałości. Ostatnią walkę w super średniej ''Bad'' stoczył w 2006 roku. Nie powinno się zatem oskarżać Chada o pójście na jakąkolwiek łatwiznę (nota bene walka odbędzie się w Oakland). Wręcz przeciwnie - Dawson vs Ward jest partią szachów na poziomie arcymistrzowskim i obozy obu bokserów zasługują na uznanie za szybkie do niej doprowadzenie. Analiza taktyczna tego starcia zajmuje wszelakiej maści ekspertom setki grubych tomów, z całą niepewnością warto więc zwrócić uwagę na kilka ciekawych aspektów. Przede wszystkim trudno nie zauważyć podobieństwa między Wardem a Hopkinsem. Obaj niemal bezbłędnie walczą zarówno w dystansie, jak i w półdystansie i zwarciu, demonstrując wzorcową pracę nóg. Również w obronie tych zawodników trudno znaleźć najmniejsze luki. Piątym wspólnym elementem jest umiejętność adaptacji do stylu przeciwnika. Ward jest przy tym dużo szybszy, zwinniejszy i silniejszy fizycznie od 47-letniej wersji Hopkinsa, który w trzynastu pojedynkach z pięściarzami walczącymi z odwrotnej pozycji przegrał tylko dwa razy. Pokonali go Joe Calzaghe i Chad Dawson. Nie wydaje się jednak, by w walce z Dawsonem decydującym czynnikiem był wiek Bernarda. Hopkins miał kłopoty z neutralizacją jabu Chada, gdyż podopieczny Johna Scully'ego to fałszywy mańkut. ''Kat'' nie mógł swobodnie manewrować zgodnie z ruchem wskazówek zegara i był zmuszony do szukania innych rozwiązań, zaś wspaniały atleta Dawson pozostał wystarczająco asertywny. Swoje zrobiły techniczne kombinacje ciosów challengera połączone z jego szybkością i siłą. Także w pojedynku z Wardem ''Bad'' ma sporo do powiedzenia.

Niestety na bohaterów zaplanowanej na 8 września superwalki czeka obojętność spragnionych ''wielkiego widowiska'' tłumów. Tworzy je głównie hańba kozackiej subkultury, tzw. pikniki, choć poniżać style Dawsona i Warda zdarza się i prawilnym. Podobne katusze z umysłów opętanych cierpi Bernard Hopkins, przed znieczulicą chroni go jedynie ostry sznyt, którego Chad i Andre (wyjątkowo harmonijne osobowości) nie posiadają. Cóż, niektórzy ludzie patrząc na obrazy Pollocka zawsze będą widzieć bohomazy. Kolejny zobaczą w Dawson vs Ward i po dwunastorundowej, kunsztownej uczcie Bogów poleje się żółć. M.V.P. dzisiejszego pięściarstwa zostaje w podziemiu.

* Szersze impresje na temat Andre Warda i Tima Bradleya pojawiły się w serii ''Artyści Ringu''.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

Biłuński zadebiutował na łamach Bokser.org w czerwcu 2011 roku. W ciągu dwóch lat stworzył cztery autorskie cykle: "Artyści ringu", "Boxiana", "Styl robi walkę" i "KSB". Prezentował charakterystyczny styl, który często polaryzował opinie czytelników. Obecnie Biłuński tworzy reportaże dla wydawnictwa Ebr.

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Pongsaklek
Data: 17-06-2012 21:37:12 
Kurna wyjebisty artykuł jak dla mnie!Świetne!Dobrze to ująłeś!
 Autor komentarza: Maynard
Data: 17-06-2012 21:48:08 
Mnie również korciło od jakiegoś czasu, aby poruszyć temat "nieatrakcyjnych" dla publiki autentycznych mistrzów sztuki pięściarskiej. Jednak po tym ujęciu, jakiekolwiek inne nie ma już sensu.

Znakomita narracja, świetne zakończenie. Czekam na kolejne części.
 Autor komentarza: WARIATKRK
Data: 17-06-2012 23:32:27 
Niestety pikniki i tak zwani ''janusze'' stanowią co raz większą cześć kibiców nie znają się w ogóle oceniają na oko i udają ekspertów w taki sposób zapełnia się hala w Newark na galach Adamka właśnie...
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 17-06-2012 23:36:45 
Ten sport powinien być widowiskiem , dlatego powstał , dlatego ludzie chcą go oglądać , moim zdaniem zawodnicy jak Ward właśnie psują tą dyscyplinę , nie od dziś wiadomo ,że olbrzymia popularność sportu przedkłada się na talenty które lgną do takiej dyscypliny , a nie wiem jak Dawson czy ktoś podobny ma zapełnić hale .
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 17-06-2012 23:36:58 
aczkolwiek artykuł dobry
 Autor komentarza: Hugo
Data: 18-06-2012 07:01:34 
Zmiana upodobań kibiców boksu jest pochodną zmiany tychże kibiców. W USA zarówno biali, jak i czarni odwrócili się od boksu, a ich miejsce zajęli w głównej mierze nowi imigranci z krajów latynoamerykańskich, a przede wszystkim z Meksyku. To oni głównie płacą za PPV (na bywanie na galach raczej ich nie stać), a jak ktoś płaci, to ma prawo wymagać. W tym przypadku wymagać w telewizji takiego boksu, jaki lubi oglądać. Przecież ciosy proste, uniki i inne duperele to są dobre dla gringos i innych słabiaków, a prawdziwy "macho" napierdala sierpami (lub cepami) i idzie do przodu. Tak, jak Chris Arreola. I tu jest pies pogrzebany.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.