ZDROWY OPETAIA JUŻ NA RYBACH, RYWAL W SZPITALU
Mick Francis, szef grupy Tasman Fighters i promotor Jaia Opetaii (29-0, 23 KO), zdementował plotki o jego rzekomych obrażeniach. Poważnie pobity rzeczywiście jest natomiast jego ofiara - Huseyin Cinkara (23-1, 19 KO).
Pretendent do pasa IBF wagi cruiser doznał poważnej kontuzji karku, wszak champion bije naprawdę mocno. Wciąż przebywa na obserwacji w szpitalu. Australijczyk nie doznał większych szkód i nie potwierdziły się plotki o złamanym oczodole. Opetaia po krótkim odpoczynku może wracać na salę treningową.
- Dzień po walce Jai poszedł na ryby, a kolację jadł z rodziną oraz przyjaciółmi w domu. Czuje się dobrze, a lekarze uznali, że nie ma żadnych poważniejszych obrażeń. Spuchnięty policzek szybko się zagoi - uspokaja kibiców mistrza Francis.
Opetaia po sobotnim zwycięstwie znów rzucił rękawicę dwóm innym mistrzom limitu 90,7 kilograma, domagając się unifikacji wszystkich czterech pasów.
Właśnie taka walka mogłaby wypromować bridger, gdyby swoim nazwiskiem sygnował to Usyk. Co do samej walki to myślę, że Usyk by rozstrzelał dziurawego Opetaie, pytanie tylko jak po tych kilku latach w HW radziłby sobie z szybkością i dynamiką rywala swoich gabarytów (chociaz Usyk chyba jest większy, jeszcze jak walczył w CW to wydawał się duży na tle rywali, a teraz się przepycha z klocami i wcale nikt nie rzuca po ringu jak lalką).