JACK CULCAY BANKRUTEM
Jack Culcay (33-5, 14 KO) boksował na najwyższym poziomie, nie odłożył jednak na sportową emeryturę. Sąd Rejonowy w Poczdamie wszczął postępowanie upadłościowe wobec byłego mistrza Europy zawodowców i mistrza świata w boksie olimpijskim.
Niemiec urodzony w Ekwadorze w gronie profesjonalistów sięgnął po pas WBA wagi junior średniej, ale tylko w wersji tymczasowej. W kwietniu zeszłego roku przegrał z Bachramem Murtazalijewem (KO 11), a kilkanaście tygodni później ogłosił zakończenie kariery.
"Złoty Jack" jest winien swojemu byłemu promotorowi Ingo Volckmannowi i jego grupie Agon Sports, z którą współpracował od 2018 roku, około 100 tysięcy euro. A że w życiu nie robił nic innego, niewykluczone, że jako czterdziestolatek wróci jeszcze na ring...
Tylko że taki biurowy mol może sobie siedzieć na stołku do siedemdziesiątki. A bokser tuż po 40 zaczyna ulegać biodegradacji. Jeśli nic nie odłożył (bo nie mógł albo jest finansowym neandertalczykiem) i nie ma smykałki do trenerki, ma problem. Duży problem, bo zazwyczaj poza boksowaniem nie umie robić nic więcej. Więc się zatrudnia jako wykidajło, dorabia na jakichś niszowych freakach czy walkach na gołe pięści. Jeśli zdrowie pozwoli. Bo jak nie pozwoli, to jest ulica i przytułek. Szkoda chłopa.
Dodatkowy +punkt za używanie polskich liter typu ę,ą,ć,ó,u,ł
:-)
Moje osobiste zdanie jest takie że pomimo testów itd.- uważam że duża część tych z topu jest w przedziale dopingu. Chciałbym się mylić ale szanse nikłe. Dodatkowo szkoda mi tych którzy za długo to ciągną co jest skutkiem wielu mikrourazów, tych tysięcy małych wstrząsów mózgu tak dobrze ukazane na przykładzie zawodników NFL w filmie "Wstrząs" 2015_
_ dodam że Chisora prawdopodobnie też takie skutki może odczuwać, Usyk niekoniecznie bo to technik orkiestra odwrotnie niż 'WAR'.
Pozdrawiam wszystkich
Polskie znaki... cóż, po prostu z zasady komentuję wyłącznie na komputerze, gdzie łatwiej je wstawić. Dodatkowo z przyczyn zawodowych dużo w życiu pisałem, przy czym to, co napisałem, musiało być zrozumiałe. Więc mam pewną wprawę.
Jeśli chodzi o mikrourazy, to jest temat rzeka. Mózg to skomplikowany narząd, w dodatku zdradliwy. W tym sensie, że sam się nie naprawi, jak złamana ręka albo noga. Co najwyżej może kompensować, w tym sensie, że funkcje utracone z powodu uszkodzeń mogą być w części przejmowane albo jakoś zastępowane przez inne jego partie. Skutki mikrourazów też mogą być różne, czasem niekoniecznie negatywne. Na przykład uszkodzenie płata czołowego może skutkować zmianą osobowości. Z reguły są to zmiany na gorsze, to znaczy ktoś dotychczas spokojny może stać się agresywny. W medycynie były też jednak przypadki odwrotne - po wypadku samochodowym dotychczas "piekielna" ciocia nagle złagodniała i stała się milutka :)
U Chisory nie liczyłbym na coś takiego, ale... nie można tracić nadziei. Doping? Tutaj też nie ma dobrego rozwiązania. Jak go zalegalizujesz, będziesz miał walki mutantów, dużo śmierci w ringu i totalnie zniszczone zdrowie tuż po zakończeniu kariery. Teraz masz "zgniły kompromis". Szpryca u niektórych jest ewidentna, ale na tyle dobrze zamaskowana przy badaniach, że się na to macha ręką. Wyeliminować dopingu i tak się nie da, dlatego panuje ciche porozumienie. Niech koksują, ale mało :)
Policzmy:
5000 x 400 walk x 52 tygodnie = 104 mln USD rocznie
Co najmniej tyle forsy w zawodowym boksie idzie po prostu w kanał. Ile wspaniałych gal i fantastycznych walk można by zorganizować za takie pieniądze. Musiałyby się jednak zmienić zasady i mentalność promotorów, a im pasuje to, co jest. Próba wciśnięcia "gówna w papierku" frajerom. A że nie zawsze te próby są udane, to w efekcie wielu bardzo dobrych bokserów traci najlepsze lata i zdrowie, a na koniec kariery jest bankrutami.
Myślę, że trochę przestrzeliłeś. Pamiętam wywiad z Ajagbą, którego udzielił kilka lat temu. Powiedział wtedy, że nawet mając już status "cenionego prospekta" i jaką taką rozpoznawalność, zarabiał w ciężkiej właśnie te 5 tysięcy dolarów za walkę. Pierwsze w miarę rozsądne pieniądze zarobił chyba dopiero za (zresztą przegraną) walkę z Sanchezem. A wszystkie walki toczył w USA.
Z kolei ja, kiedy miałem całkiem blisko do bokserskiej promotorki, robiłem sondaż, ile biorą czescy/słowaccy zawodnicy zaliczani do kategorii "bumów" za walki w czeskich knajpach, rozgrywanych "do kotleta". W 2017 roku było to ok 10 tys.koron, czyli przy ówczesnym kursie odpowiednio ok 1500 złotych, albo 400 USD. Przeliczając na dzisiejsze, na zasadzie mnożenia procentem składanym przez (wyciągnięty z dupy) "oficjalny współczynnik inflacji, wychodzi 2500 złotych za walkę.
Innymi słowy, europejskie bumy inkasowały wtedy, w przeliczeniu na dzisiejsze realia, ok 700 USD za walkę. I teraz pewnie też tyle biorą. W UK może cennik jest inny, tam "zawodowe przegrywy", czyli te łebki z kilkuset porażkami z rzędu, mogą brać jakieś 2-3 tys. funtów. Przy jednej walce tygodniowo wychodzi pensja, za którą da się przeżyć. 5 tysięcy nie kasują na pewno, bo za taką kasę do boksu zlecieliby się wszyscy możliwi "bezprizorni" - jacyś migranci, jakieś łaziki i ogólnie każda szumowina. A ewidentnie się nie zlatują :)
Ajagba to kiepski przykład, bo jako prospekt to on był po drugiej stronie barykady, a zawodnicy na dorobku to czasami boksują nawet za darmo (nakłaniani do tego przez promotorów), żeby tylko dopisać walkę do bilansu i pokazać się na undercardzie jakiejś gali. Zauważ też, że podane przeze mnie 5000 USD to domniemana średnia, która obejmuje zarówno buma z Ghany, który daje sobie obić mordę za dobry posiłek i pół litra (takich są setki), jak również Wacha boksującego z Whyte'em u Turkiego w Arabii Saudyjskiej (takich jest bardzo niewielu). Weźmy jednak przykład z naszego podwórka. Na polskich galach ostatnio występują najczęściej "bojowi Latynosi", którzy zastąpili "groźnych Węgrów i Słowaków". Czy np. takiemu Joelowi Julio opłaca się ruszyć dupę z kanapy i przylecieć do Polski za mniej, niż 5000 USD, jeżeli jeszcze musi podzielić się tą kasą z sekundantem i cutmanem, a do tego dochodzą koszty transportu i noclegów (obojętnie kto je ponosi, są nieuniknione)?
Tak czy owak ogromna większość bokserskich walk zawodowych to pic na wodę, bo z góry wiadomo, kto ma wygrać i w 99% wygrywa zgodnie z planem. Ludzie w większości nie dają się na nie nabierać i je olewają, więc nie kupują na nie biletów i nawet nie oglądają w telewizji. To są ogromne pieniądze wyrzucane w błoto, których brakuje potem na godziwe wynagradzanie autentycznych talentów.
I tutaj należy zadać sobie pytanie, czy te "picowe" walki rzeczywiście się odbyły. Bo może być i tak, że dochodzi do jakichś umów. Jasne, jeśli gala jest transmitowana i z publicznością, to trudniej o szwindle. Ale jeśli organizuje się coś "kameralnego", to równie dobrze bum/journeyman może przyjechać bez całej menażerii. Na miejscu przydzielają mu kogoś, kto mu wytrze pot a cała walka ma charakter z góry ustawionego sparingu. W niektórych przypadkach strony mogą się wręcz umówić "Ty mi płacisz, ja potwierdzam, że walczyłem i przegrałem, twój sędzia to potwierdzi". I wszystko gra. W takim wypadku kwota 1000 - 1500 złotych za "walkę" już nie wydaje się tak szokująca.
W Afryce, ale i w Europie na jakichś pipidówach takie numery są zupełnie realne. Przypomnij sobie całkiem legitną i całkiem mistrzowską walkę Cieślaka w Kinszasie. Długość rund była całkowicie dowolna, Cieślak musiał przylecieć z banknotami, trzymanymi w jakiejś foliowej torbie, mieszkali w jakimś hotelu z dykty. A to było starcie o pas WBC. W walkach o "nabicie rekordu" część zawodników pewnie nawet nie ma pojęcia, że mają je w bilansie :)
Zwłaszcza w Ameryce Południowej (głównie Brazylia i Argentyna) walki nie tylko bywają "kameralne", ale zupełnie fingowane. Odbywają się teoretycznie w jakichś salach gimnastycznych prowincjonalnych szkół, a w rzeczywistości tylko na papierze, przy czym "przeciwnik" i dyrektor szkoły (lub wuefista) dostają skromna gratyfikację za poświadczenie nieprawdy. Potem te "wyniki" trafiają do Boxreca i jakiś brazylijski "król nokautu" z bilansem 30(28)-0 otrzymuje zaproszenie na galę w Monte Carlo, gdzie okazuje się, że kompletnie nie ma pojęcia o boksie, ale co skasował 50-100.000 Euro, to jego. Była zresztą podobna afera nawet w Niemczech, gdzie takie "pojedynki" organizowano w zaprzyjaźnionych knajpach na co dzień serwujących kebab.
Co do walki Cieślaka z Makabu, to poza oficjalną legendą czytałem też zupełnie inną, ale dla mnie bardziej wiarygodną wersję. Hotel był porządny, forsa poszła do Europy na konto zgodnie z kontraktem, a problemy z policją (i szalony rajd motocyklem na lotnisko w trakcie walki) były skutkiem molestowania jakichś nieletnich miejscowych dziewuszek (być może celowo podstawionych) przez niektórych członków ekipy. Prawdę znają tylko zainteresowani.