NIEGDYŚ CZOŁOWY CIĘŻKI, DZIŚ WIĘZIEŃ
Na początku poprzedniej dekady Richard Towers (15-1, 12 KO) był w europejskiej czołówce wagi ciężkiej. Co u niego słychać? Chyba niezbyt dobrze radzi sobie na sportowej emeryturze...
Był bardzo często zapraszany na obozy najlepszych pięściarzy świata, głównie dzięki znakomitym warunkom fizycznym (203 cm). Każdy rywal braci Kliczko chciał ich mieć na swojej sali, a gdy na przykład Władimir Kliczko zakontraktował walkę z Mariuszem Wachem, sam miał go u siebie.
Tak naprawdę nazywa się Richard Hayles. W młodych latach należał do brutalnego gangu. Kiedyś porwano mężczyznę dla okupu i tak bardzo go torturowano, że potem lekarze przez kilka dni musieli walczyć o jego życie. Towers, czy też jak kto woli Hayles, dostał "tylko" 13 lat odsiadki. On bowiem uczestniczył w porwaniu, ale już przy torturach go nie było (m.in. przypalanie żelazkiem i bicie młotkiem).
Późniejszy bokser odsiedział połowę wyroku, czyli 6,5 roku. Na wolności zmienił nie tylko nazwisko, ale sposób życia. Po wygranej nad Gregorym Tonym (TKO 9) pojawił się w rankingach, ale jego marsz zatrzymał Lucas Browne (TKO 5). Potem wygrał jeszcze jedną walkę i słuch po nim zaginął. Jeśli ktoś zastanawiał się, co u niego, to niestety wróciły demony przeszłości.
46-letni obecnie Towers został skazany na trzy lata i trzy miesiące więzienia po przyznaniu się do winy. Chodzi o znęcanie się fizyczne i psychiczne nad byłą już na szczęście partnerką. I tym razem odsiedzi już chyba wyrok "od dechy do dechy". Dla społeczeństwa brytyjskiego na pewno z korzyścią...
https://www.independent.co.uk/news/people/profiles/richard-towers-how-the-kidnapper-turned-knockout-king-7834143.html