OUMIHA Z PIERWSZĄ PORAŻKĄ, WŚCIEKŁY PEREZ
Redakcja, Informacja własna
2025-08-09
Mocno zawiedziony schodził z ringu Mike Perez (31-3-1, 22 KO), bowiem jego walkę uznano za nieodbytą.
Mocny Kubańczyk niemal równo z gongiem kończącym czwartą rundę, zdaniem sędziego ułamek sekundy po gongu, uderzył Fabiana Luisa (12-4, 8 KO), a ten nie był stanie kontynuować potyczkę. Opcji było trzy - wygrana Pereza przez nokaut, porażka przez dyskwalifikację, ale skończyło się na ostatniej - walka została uznana za nieodbytą.
Podczas tej samej gali niespodziewanej porażki doznał Sofiane Oumiha (6-1, 3 KO). Trzykrotny mistrz świata i dwukrotny srebrny medalista olimpijski w trzeciej rundzie po ciosie Francisco Fonseci (37-4-2, 29 KO) był liczony i przegrał na kartach wszystkich sędziów - 92:97 i dwukrotnie 94:95.
Oumiha okazał się kolejnym wybitnym amatorem, który nie sprawdził się na zawodowstwie. Przy słabej fizyczności nawet najlepsza technika nie pomoże.
W półciężkiej Albert Ramirez znokautował Pampellone'a i zdobył WBA Interim.
Jeśli chodzi o Kubańczyków, mam pewną teorię. Zaznaczając, że jest to teoria, a nie jakaś prawda objawiona. Obejmuje kilka aspektów. Kuba ma świetną szkołę boksu amatorskiego. Zaplecze, kadrę, "głodnych" zawodników, bo taki bokser wyjeżdżający na międzynarodowe imprezy ma się w tym skansenie znacznie lepiej, niż zwykły ludzik. Pięściarzy szkoli się więc ściśle pod amatorkę. Sparingi też są z amatorami, więc tacy bokserzy nie mają jak zetknąć się ze szkołą boksu zawodowego.
Dochodzi eksploatacja. Kuba nie chce wypuszczać z kraju swoich amatorskich gwiazd. Więc kiedy ich w końcu puści, zazwyczaj jest już za późno na zaadaptowanie się do zawodowstwa. Tutaj dobrym przykładem jest Polak - Mateusz Polski. Bardzo utytułowany amator, który na tej amatorce dosłownie zgnił. Kiedy w końcu przeszedł na zawodowstwo, było już o 5-6 lat za późno. W efekcie na pro nie osiągnął nic i nic już nie osiągnie.
Ostatnią kwestią jest szeroko pojęta dyscyplina. Dopóki taki bokser siedzi na Kubie, dopóty ma koszarowy dryl treningowo-bytowy. Jak tylko z tej Kuby wyjeżdża, z reguły do USA, zaczyna być "wolnym człowiekiem". To znaczy, że wolno mu olewać/luzować treningi, obżerać się (odrażającym amerykańskim żarciem) i imprezować, łącząc to z konsumpcją... wszystkiego. Wszystko to sprawia, że Kubańczycy na zawodowstwie jakoś sobie radzą, ale nie błyszczą. Albo zyskują tytuły, ale mają za słabe zaplecze marketingowo-osobowościowe, patrz Rigondeaux.
Dobrze. Jak w takim razie wytłumaczysz tę kubańską mizerię jeśli chodzi o zawodowych mistrzów albo nawet "półmistrzów"? Wiedza (zaplecze trenerskie, szkoleniowe, amatorskie) na Kubie jest. Młodzi ludzie, którzy dzięki boksowi mogą się wyrwać ze strasznej nędzy - są. Tradycje bokserskie - olbrzymie. Mimo to Kubańczycy w zawodowej czołówce są prawie niewidoczni. W czym tkwi problem?
Po pierwsze, masz rację co do charakteru Kubańczyków. Oni z natury są imprezowi, co nie sprzyja dyscyplinie, którą bokser zawodowy (w przeciwieństwie do amatorskiego) musi narzucać sobie sam.
Po drugie, poza nielicznymi wyjątkami (Andy Cruz, David Morrell) są totalnie olewani i wręcz tępieni przez promotorów w podobnym stopniu jak Uzbecy czy Kazachowie. Mógłbym wymienić obecnie z 6-7 Kubańczyków z potencjałem na zawodowe mistrzostwo świata (w tym mistrzowie olimpijscy i amatorscy mistrzowie świata), którzy jako zawodowcy są kompletnie nieznani i boksują po jakichś peryferiach (Rosja, kraje arabskie, południowa Ameryka, podrzędne gale w Niemczech).