SILNY JAK TUR, 119-KILOGRAMOWY OKOLIE ZBIŁ LERENĘ
Szybko kończący ostatnio walki Lawrence Okolie (22-1, 16 KO) tym razem zaboksował na pełnym dystansie z twardym jak skała, choć momentami bezradnym Kevinem Lereną (31-4, 15 KO).
Brytyjczyk zaczął ostro ten pojedynek, chcąc podtrzymać serię nokautów w pierwszej rundzie, jednak reprezentant RPA zbierał jego ciosy na szczelny blok i starał się od razu odpowiedzieć mocno lewą ręką. Po przerwie Okolie zmienił taktykę i długim prawym bądź lewym hakiem kończący kombinację obijał tułów przeciwnika. A każdy z tych ciosów ważył naprawdę dużo. Podobnie wyglądała trzecia odsłona. Po tych dziewięciu minutach żebra mańkuta z Afryki na pewno były mocno obolałe, choć wciąż starał się odpowiedzieć czymś mocnym. Brakowało mu jednak centymetrów...
Po spokojniejszej rundzie czwartej, w piątej Anglik demolował lewą stronę tułowia przeciwnika, bijąc kilkanaście razy, bardzo mocno, prawym hakiem na żebra. W końcówce Lerena zaryzykował i poszedł na otwarte wymiany, nie potrafił jednak czysto złapać oponenta. Choć momentami brakowało naprawdę niewiele. Ale musiał zaryzykować, bo te wszystkie bomby na tułów musiały się w końcu odłożyć. Kevin przegrał również szóste starcie, lecz zaczął się przedzierać do półdystansu i jakby łapał drugi oddech.
Mijały kolejne minuty, a obraz pojedynku się nie zmieniał. Panujący mistrz WBC wagi bridger niby starał się wywierać pressing, był jednak bezradny wobec warunków fizycznych i siły rażenia Brytyjczyka. Na pewno zasłużył na słowa pochwały za twardość szczęki i umiejętność przyjęcia ciosu na korpus, ale przegrywał wszystkie rundy.
Po ostatnim gongu sędziowie punktowali 99:91 i dwukrotnie 100:90 - wszyscy na korzyść Okolie.