HUNI PRZED WALKĄ Z WARDLEYEM: ZEPSUJĘ IM TĘ IMPREZĘ
Justis Huni (12-0, 7 KO) wskoczył w miejsce kontuzjowanego Millera i w następną sobotę zamierza popsuć imprezę Fabio Wardleya (18-0-1, 17 KO), najsławniejszego kibica klubu piłkarskiego Ipswich Town.
- To fajne miejsce, fajne miasto. Czuję, że to jest najlepszy moment na ten pojedynek, bo nadchodzi mój najlepszy okres kariery. On jest numerem jeden rankingu WBA, ja WBO, więc nasze drogi musiały się w końcu przeciąć. Dla nas obu to idealny moment na taką walkę. Zamierzam sprawić niespodziankę, pobić go w jego rodzinnym mieście i zepsuć tę całą imprezę. Kiedy dostałem telefon z propozycją, od razu się zgodziłem i natychmiast rozpocząłem obóz. To było dobre, twarde pięć tygodni przygotowań. Takich walk się nie odmawia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się kolejna oferta. Słyszałem, że ekipa Ipswich właśnie spadła z ligi, więc moje zwycięstwo nad Wardleyem będzie dla tamtejszych kibiców podwójnym rozczarowaniem i ciosem - zapowiada Huni.
- W Australii pierwszą walkę możesz stoczyć w wieku dziesięciu lat, ja jednak stoczyłem ją już w wieku siedmiu. Trzy lata później odbyłem po prostu pierwszą oficjalną potyczkę. Od małego przebywałem na sali, obserwując treningi ojca i starszego brata. Mam dużo większe doświadczenie bokserskie niż Wardley, który nie miał żadnej kariery amatorskiej, a do boksu trafił z turniejów "Białych Kołnierzyków", potem jednak udowodnił swoją wartość i pokonał każdego, kogo postawiono naprzeciw niego. Będę skupiony i nie pozwolę na to, by jego kibice w jakikolwiek sposób na mnie wpłynęli. Nie będzie to łatwa walka, ale ją wygram - dodał Huni.
Przypomnijmy, że w stawce tego pojedynku będzie pas WBA wagi ciężkiej w wersji tymczasowej.