ZAŁAMANY GARCIA: WRACAM NA TONĄCĄ ŁÓDŹ
Ryan Garcia (24-2, 20 KO) w ringu zachował klasę, pogratulował Rolando Romero, potem jednak kamery złapały go zalanego łzami. - Cóż, jak widać doping w boksie ma duże znaczenie - napisał chwilę później z przekąsem znany promotor Lou DiBella.
Dla "KingRy" był to powrót po rocznym zawieszeniu za wpadkę dopingową przy okazji walki z Devinem Haneyem. Największe zwycięstwo w karierze zostało wymazane z rekordu Ryana, a on sam po powrocie wyglądał bardzo przeciętnie. Przegrał wysoko na punkty i nawet przez momentem nie miał zranionego przeciwnika, od którego miał być dużo większy i silniejszy. Sam natomiast zapoznał się z matą ringu w drugiej rundzie.
- Żadnych wymówek, on stoczył dobrą walkę, szybko złapał mnie mocnym ciosem i należą mu się gratulacje. Ten rok przerwy od boksu wpłynął niekorzystnie nie tylko na moje ciało, ale również psychikę. Te dwanaście rund mi się przyda. Wrócę na tonący pokład i zobaczę wraz z moim zespołem, co dalej. Jestem póki co załamany i bardzo smutny. Dziś po prostu nie miałem tego czegoś, dałem bardzo złą walkę, czułem się źle w ringu. Ale po tym, co przeszedłem w zeszłym roku, wielu już nigdy by się nie podniosło, więc pomimo porażki i tak traktuję ten powrót jako swego rodzaju zwycięstwo - powiedział "KingRy".
Poniżej prezentujemy Wam skrót walki Garcia vs Romero.
I bardzo dobrze, bo przyda się lekcja pokory takim buńczucznym młodzieńcom jak Garcia, co to myślą że pana boga za nogi złapali.
Dlatego odgrywa teatrzyk. Robi groźne miny, wygaduje groźne frazesy a jednocześnie przez cały czas ogląda za siebie, czy ktoś, kto go do tego wszystkiego popycha, jest zadowolony. Czasami nie wytrzymuje i ucieka w chlanie i ćpanie.
W sumie to teraz mi go żal. Z początku za nim nie przepadałem, bo przypominał mi mydłków, z którymi musiałem tłuc się o co ładniejsze laski. Albo zdobywać je jak jakiś Everest, podczas gdy goście o wyglądzie Garcii mieli je na pstryknięcie ręki. Tyle że Ryjan jest inny. Kruchy. Dopóki mu idzie, to... jakoś idzie. Ale jak zaczyna być bity, z miejsca się załamuje i pewnie najchętniej by uciekł.
Nie wróżę mu długiej kariery ani szczęśliwego życia, nawet pomimo tej popularności i milionów na koncie. Bo ktoś mu to życie spieprzył, nie pozwolił dojrzeć i zmężnieć. Chłopak będzie się więc miotał. Chyba że znajdzie sobie dobrą żonę. Ale na to się nie zanosi, bo jak ma ją rozpoznać i odróżnić od stada "gold-diggerek"?