RIDDICK BOWE: W SWOIM SZCZYCIE ZNISZCZYŁBYM JOSHUĘ, MOGĘ WRÓCIĆ
Riddick Bowe (43-1, 33 KO) był wielkim mistrzem, w szczycie kariery jednym z największych w historii wagi ciężkiej. Niestety mało higieniczny tryb życia sprawił, że jego "prime" trwał stosunkowo krótko.
56-letni dziś Riddick kiedyś zarabiał miliony, potem jednak tak potrzebował pieniędzy, że brał zaliczkę nawet za wspólne zdjęcie czy autograf. Teraz wypalił, że mógłby wrócić na walkę z Anthonym Joshuą (26-3, 23 KO). Oczywiście za odpowiednią wypłatę. Na szczęście nikt już chyba nie wyłoży złamanego grosza...
Wielu kibiców jednak chętnie zobaczyłoby tych dwóch pięściarzy naprzeciw siebie w szczycie ich karier. Bowe zapewnia, iż AJ byłby w takiej konfrontacji skazany na pożarcie. I w tej kwestii zapewne znajdzie wielu sprzymierzeńców.
- Gdy byłem w swoim prime, Joshua unikałby mnie jak ognia. Przejechałbym się po nim i załatwił do końca piątej rundy - stwierdził "Big Daddy". I niestety zaraz dodał. - Jeśli dostanę dobre pieniądze, wrócę z emerytury i to wszystko pokażę. Znacie moje motto, najpierw pokażcie mi pieniądze.
Prawdziwa kariera Bowe'a skończyła się tak naprawdę w 1996 roku po dwóch wojnach z Andrzejem Gołotą. Potem wrócił i w latach 2004-08 stoczył jeszcze trzy zwycięskie potyczki, ale był już wtedy cieniem samego siebie.
Po obejrzeniu najważniejszych walk Bowe'a mam taką refleksję: szkoda, że nie walczył z LL...