TRENER BOWE'A: MÓWIŁEM, ŻE WALKA Z GOŁOTĄ TO GŁUPI POMYSŁ!

 Trener Bowe’a: Mówiłem, że walka z Gołotą to głupi pomysł

W środę 2 czerwca do księgarń w całej Polsce trafia książka "Niepokonany w 28 walkach", która powstała z okazji 25. rocznicy pamiętnych pojedynków Andrzej Gołota vs Riddick Bowe. Autorem publikacji jest Przemysław Osiak, dziennikarz Przeglądu Sportowego, a dawniej redaktor BOKSER.ORG. Jednym z jego rozmówców był Thell Torrence, wieloletni współpracownik Eddiego Futcha i główny trener Bowe’a w rewanżu z Gołotą.

"Niepokonany w 28 walkach" to 25 wywiadów na 25-lecie niezapomnianych bitew Gołota – Bowe w Nowym Jorku i Atlantic City (11 lipca i 14 grudnia 1996). W książce wypowiadają się gwiazdy boksu, rywale "Andrew" i jego szkoleniowcy, wybitni dziennikarze, naoczni świadkowie najważniejszych chwil w pierwszych 16 latach jego kariery (1981–1997), artyści kojarzeni z Gołotą (Kazik Staszewski, Marcin Daniec) oraz były Prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. A także dwie najważniejsze postaci z obozu Bowe’a – menedżer Rock Newman i trener Thell Torrence – którzy pierwszy raz tak otwarcie mówią o największych bolączkach Riddicka.

Książkę w promocyjnej cenie można zamówić tutaj >>>

Urodzony w 1936 roku Thell Torrence jako młody pięściarz amatorski kategorii średniej rywalizował z Eddiem Crookiem, którego pamiętamy jako złotego medalistę igrzysk w Rzymie (1960) po niesprawiedliwym werdykcie finałowej walki z Tadeuszem Walaskiem. Już jako bokser zawodowy Torrence nawiązał współpracę z legendarnym Eddiem Futchem, która trwała przez ponad czterdzieści lat. Wspólnie trenowali wielu mistrzów świata, sekundując m.in. Kenowi Nortonowi w zwycięskiej potyczce z Muhammadem Alim w 1973 roku.

Po igrzyskach w Seulu, gdzie Riddick Bowe wywalczył srebrny medal wagi superciężkiej (+91 kg), zawodnik z nowojorskiego Brooklynu trafił pod skrzydła Futcha, którego niezmiennie wspierał Torrence. Z książki „Niepokonany w 28 walkach” dowiadujemy się między innymi, że to stojący w cieniu Thell tak znakomicie przygotował „Big Daddy’ego” do pamiętnego nokautu na Jorge Luisie Gonzalezie w 1995 roku, po czym Rock Newman i Bowe nagrodzili skromnego trenera... nowiutkim Mercedesem. Niedługo potem Riddick, wieńcząc trylogię, pokonał przed czasem także Evandera Holyfielda, a na 11 lipca 1996 roku wyznaczono mu kolejnego przeciwnika, Andrzeja Gołotę...

***

- Z pana relacji dotyczącej starcia z Gonzalezem wynika, że jeszcze trzynaście miesięcy przed starciem z Andrzejem Gołotą "Big Daddy" potrafił zmusić się do wysiłku przed trudnym zadaniem. W listopadzie 1995 roku pokonał natomiast Holyfielda w ich trzecim pojedynku i przed tą potyczką na pewno też nie mógł próżnować.
THELL TORRENCE:
Bowe nadal był dobrym pięściarzem, ale z Gołotą tak naprawdę nie chciało mu się walczyć. Zarobił dużo pieniędzy, pokonał wielu rywali i uważał, że wszystko już osiągnął. Dopiero co znokautował Holyfielda, co przedtem nikomu się nie udało. Przed walkami Rock zawsze starał się zrobić dobre rozeznanie. Dzwonił do Eddiego, a następnie do mnie i pytał o poszczególnych przeciwników. Wtedy powiedziałem mu, że moja opinia może mu się nie spodobać, ale uważam, że pojedynek z Gołotą to głupi pomysł.
Po pierwsze, Andrew wyglądał na twardego faceta. Po drugie, dopiero co zlał Samsona Po’uhę, którego niegdyś trenowałem i wiedziałem, że walka z tym gościem to nie przelewki. A po trzecie, gala miała się odbyć w Nowym Jorku, skąd pochodził Riddick. Zawsze otaczała nas grupa jego ludzi i kiedy toczył walki, często działo się coś niespodziewanego. Nie wiedziałem nawet, skąd ci faceci się brali i kim oni byli. A w Nowym Jorku, jak mi się zdawało, mogło być jeszcze więcej twardych i nieobliczalnych ludzi, którzy gotowi byli wspierać Bowe’a. Powiedziałem więc Newmanowi, że to ryzykowna sprawa, bo jeśli Gołota zrobi coś głupiego – a już wcześniej pokazał, że go na to stać – to na miejscu będzie wystarczająco dużo paliwa, by doszło do jakiegoś wybuchu. Riddickowi nie było wtedy potrzebne żadne zamieszanie. Zasugerowałem, żebyśmy wybrali innego przeciwnika.

Były inne opcje?
O ile dobrze pamiętam, wśród kandydatów mieliśmy jeszcze mańkuta z RPA, Corriego Sandersa. On też nie podobał mi się jako rywal, bo walczył z odwrotnej pozycji. Rock wysłuchał mojej opinii, ale następna rzecz, której się dowiedziałem, była taka, że zaplanowali walkę z Gołotą. Pomyślałem sobie: „O, Chryste, jednak ten facet!”. Co mieliśmy zrobić? Skoro takie zapadły ustalenia, trzeba było się szykować. Przypuszczam, że Rock tak a nie inaczej dogadał się z HBO, zaś telewizja życzyła sobie właśnie tego przeciwnika i trudno było się z tego wycofać. Riddick też na wszystko przystał, ale ostatecznie do walki z Gołotą nie był dobrze przygotowany. Sądził, że będzie to potyczka jak wiele innych. Nie spodziewał się kłopotów, więc trudno było go zmobilizować.

Z tego, co wiem, na obozie pojawił się otłuszczony.
Nie pamiętam dokładnie, ile ważył, ale na pewno był ciężki. Jak mówiłem, nie chciał tej walki. Bywało tak, że kiedy schodził z ringu po dużym pojedynku – a przypomnę, że w poprzednim występie pokonał Holyfielda – to uznawał, że niech się dzieje, co chce. Łaził tu i tam albo leżał w domu na kanapie. Niewłaściwie się odżywiał, korzystał z życia. Nie trenował i w konsekwencji tył. To było frustrujące, ale przecież nie upilnujesz dorosłego faceta, nie będziesz z nim spał. Zresztą my z Eddiem mieszkaliśmy na drugim końcu Stanów Zjednoczonych i dopiero po przyjeździe na obóz orientowaliśmy się, jak wygląda sytuacja. Riddick brał się wówczas za porządny trening i robił wszystko, co było trzeba. W sali nie miałem z nim problemu. Jeśli jednak zaczynał przygotowania z dużą nadwagą, to najpierw trzeba było go doprowadzić do stanu, w którym w ogóle zaczynał być zdolny do pracy nad wysoką formą. To sprawiało, że traciliśmy sporo czasu i utrudniało nam robotę.

Cały wywiad z Thellem Torrence’em w książce „Niepokonany w 28 walkach”. W promocyjnej cenie można ją zamówić tutaj >>>

***

Dawał pokaz na nowojorskim Times Square, w Madison Square Garden sprowokował rozróbę, jakiej świat boksu nie widział, gościł w talk show Conana O’Briena, a na planie filmowym mógł się bić z Richardem Gere’em. Po ringowych wojnach z Riddickiem Bowe’em został gwiazdą pierwszej wielkości w USA, w Polsce od paru lat będąc... ściganym listem gończym po nocnej awanturze we Włocławku. Śpiewał o nim Kazik Staszewski, publika śmiała się do rozpuku w trakcie skeczu Marcina Dańca o jego walce z Lennoksem Lewisem, a wszystkim zapadło w pamięć zdjęcie, na którym potężny bokser ściska rękę prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

Jak doszło do tego, że Andrzej Gołota został jedną z dwóch najbardziej kultowych postaci polskiego sportu po upadku komuny? Jakim był człowiekiem i dlaczego kleili się do niego podejrzani ludzie? Komu zawdzięcza niesamowity rozwój sportowy, który pozwolił mu zostać olimpijskim atletą, zdobyć medal w Seulu, a w 1996 roku z łatwością obijać wielkiego Bowe’a? Dlaczego walił go poniżej pasa i co działo się z nim godziny, minuty przed walką życia z Lewisem?

Kulisy wielkiego boksu amatorskiego i zawodowego, ogromne emocje, anegdoty, nieznane fakty – to wszystko w opowieściach takich ludzi, jak: Lennox Lewis, Dariusz Michalczewski, Aleksander Kwaśniewski, Kazik Staszewski, Marcin Daniec, Janusz Pindera, Ronnie Shields, Teddy Atlas, Ziggy Rozalski, Danell Nicholson, Ray Mercer, Sam Colonna, Andrzej Wasilewski, Rock Newman oraz wielu innych.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: USSboxing
Data: 02-06-2021 19:14:53 
Gołota = status legendarnego wojownika o gołębim sercu.
 Autor komentarza: marcinm
Data: 03-06-2021 20:35:19 
Gołota :D mozna powiedziec, ze to taka gołota wśród szlachyt boksu. Stety lub nie ta postać na lata zostanie w annałach polskiego boksu, zawodnik bardzo dobrze wyszkolony ze znakomitymi warunkami (jak na swoje czasy), niestety bez psychy - a raczej z psychika do walki sinusoidalna bo malo kto pamieta jego twarde walki, gdzie nie pekal, tak czy owak przez czesc fanow bedzie pamietany jako najwiekszy talent HW (moze nawet nie tylko polskich fanow) a przez czesc jako czlowiek szukajacy jaj w nie wlasnych spodenkach. Mnie osobosicie ani ziębi ani grzeje - ot zmaronowany talent, moze nie zmarnowany przez lenistwo ale przez pewne braki - wiec czy taki talent ? Tak czy siak nawet jakby mial psyche i leb Adamka to ciezko byloby mu osiagnac sukces w najlepszej erze HW, jaka moim zdaniem byly lata 90-te, i wygrywac z cala masa bardzo mocnych zawodnikow.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.