ZAPOMNIANE BITWY: MARVIN HAGLER vs ALAN MINTER

Dziś w cyklu ''Zapomniane bitwy'' Wojciecha Czuby legendarna walka Marvina Haglera z Alanem Minterem z 1980 roku.

ZAPOMNIANE BITWY: MARVIN HAGLER vs ALAN MINTER

Trzynastego marca 2021 roku w wieku 66 lat nieoczekiwanie zmarł jeden z najwspanialszych czempionów wagi średniej w historii, niesamowity Marvin Hagler (62-3-2, 52 KO). Słynny „Marvelous” podczas swojej kariery stoczył wiele pamiętnych ringowych wojen, które do dzisiaj wzbudzają zachwyt i uwielbienie. Ten wielki mistrz nie bał się nikogo i niczego, a każdemu ze swoich rywali fundował straszliwe i bolesne bombardowanie. Fascynujące pojedynki Haglera z Duranem, Hearnsem, Mugabim czy Leonardem zna doskonale każdy szanujący się miłośnik pięściarstwa. Ale czy wiecie, w jaki sposób i w jakich dramatycznych okolicznościach ten legendarny wojownik zasiadł na mistrzowskim tronie? 

ZAPOMNIANE BITWY: SERGIO MARTINEZ vs PAUL WILLIAMS II >>>

Po raz pierwszy czarnoskóry puncher z Newark swoją szansę otrzymał 30 listopada 1979 roku w Caesars Palace w Las Vegas. Hagler miał wówczas 25 lat i rekord 46-2-1, 38 KO, a jego przeciwnikiem był starszy o rok czempion WBC i WBA Vito Antuofermo (45-3-1, 19 KO). Niestety po 15 zaciętych rundach „Marvelous” musiał obejść się smakiem, bowiem sędziowie punktowi orzekli remis i pasy zostały u urodzonego we Włoszech, ale zamieszkałego w Nowym Jorku mistrza. 

Z pewnością werdykt wzbudził w Marvinie wielką sportową złość, którą oczywiście wyładował między linami, zwyciężając w roku 1980 w przeciągu czterech miesięcy trzech solidnych przeciwników (luty - Loucif Hamani, kwiecień - Bobby Watts, maj - Marcos Geraldo). 

Dzięki tej serii oraz działaniom obrotnego menadżera Boba Aruma Marvin Hagler (49-2-2, 40 KO) wybrał się w podróż do Londynu, gdzie 27 września 1980 roku na wypełnionym po brzegi stadionie Wembley skrzyżował rękawice z uwielbianym i szalenie popularnym na Wyspach Alanem Minterem (38-6, 23 KO) – nowym właścicielem pasów WBC i WBA dywizji średniej.

Walczący tak jak Amerykanin z odwrotnej pozycji Minter na pewno nie był przypadkowym mistrzem. Ten urodzony w londyńskiej dzielnicy Bromley syn tynkarza był twardy, charakterny i zadziorny. Noszący nie bez powodu przydomek „Boom Boom” Anglik uwielbiał ringowe bitki, a swoje zwycięstwa i porażki świętował w pubach razem z armią kochających go na zabój kibiców. Do sukcesów tego naprawdę potrafiącego świetnie boksować walczaka należy m.in. brązowy medal olimpijski w wadze półśredniej (1972 Monachium), zawodowe mistrzostwo Wielkiej Brytanii i dwukrotnie tytuł czempiona Starego Kontynentu. Mistrzem świata został natomiast 16 marca 1980 roku, kiedy to w Las Vegas zdetronizował starego znajomego Haglera - Vito Antuofermo. Jako że wynik był nie jednogłośny i pokonany Włoch głośno domagał się rewanżu, Anglik jak na dżentelmena przystało zgodził się i trzy miesiące później „ugościł” Vito u siebie w Londynie, stopując go w ósmej odsłonie.

W taki oto sposób doszło do rywalizacji amerykańsko-angielskiej o królewski tron w limicie 72,5 kg. Wcześniej nie obyło się bez kontrowersji, albowiem na jednej z konferencji Minter wypowiedział słynne zdanie: „Nie zamierzam pozwolić żadnemu czarnemu facetowi zabrać mojego tytułu”. Gdy z tego powodu rozpętała się medialna burza, Alan tłumaczył, że powiedział tak tylko dlatego, że wcześniej Hagler nie chciał uścisnąć mu ręki podczas promującej ich walkę prezentacji. Tak czy owak tego dnia na Wembley złej krwi nie brakowało, a gdy 12 tysięcy gardeł bojowym głosem zaczęło śpiewać swój angielski hymn, milionom przed telewizorami przeszły dreszcze po plecach.

Sama walka to już popis czarnoskórego pretendenta. Mimo że faworytem bukmacherów był brytyjski mistrz, „Marvelous” tym razem nie zamierzał wracać do domu z pustymi rękami. Od pierwszej odsłony rozgorzała w ringu bitwa. Mierzący 180 cm Minter był wyższy i większy od niższego o trzy centymetry Haglera i starał się go ustrzelić którymś z mocnych lewych, jednakże Amerykanin unikał większości tych ciosów i nieustannie zaskakiwał ulubieńca publiczności, lokując na jego głowie to prawą, to lewą petardę. Bardzo szybko po zainkasowaniu jednej z nich nad lewym okiem „Boom Booma” powstało głębokie rozcięcie. Kolejne trzy minuty i kolejna obustronna kanonada, ale widać już było, że ogolony na łyso mańkut z Newark bije jakby miał w rękawicach kamienie, a jego ciosy robią na zakrwawionej twarzy Mintera coraz większe spustoszenie. W końcu trzecia runda, w której czujący zwycięstwo „Marvelous” podkręca tempo i raz za razem wyprowadza swoje niszczycielskie sierpy. Wreszcie po jednej z akcji „podłączonego”, ale dalej chcącego iść na wyniszczającą wymianę Alana od dalszego bicia i nieuchronnego nokautu ratuje sędzia ringowy, który wzywa na konsultację narożnika trenera Bobby’ego Neila. Gdy Neil z bliska widzi zmasakrowaną twarz swojego podopiecznego, od razu podejmuje słuszną decyzję o przerwaniu tej nierównej rywalizacji. Hagler zwyciężył w imponującym stylu, a pokonanemu zawodnikowi lekarze po walce zakładają piętnaście szwów (Alan miał w sumie cztery głębokie rany w okolicach oczu).

Tymczasem gdy zgromadzony na trybunach tłum dowiaduje się o decyzji, wpada we wściekłość i wybuchają zamieszki, a na ring momentalnie spada grad butelek, puszek, kufli i innych przedmiotów. Zaskoczonego Haglera i jego przerażoną ekipę muszą przed linczem chronić policjanci, którzy na szczęście błyskawicznie przeprowadzają ich bezpiecznie do szatni. W takich oto dramatycznych okolicznościach narodziła się gwiazda „Marvelousa”.

Zaraz po tych skandalicznych wydarzeniach brytyjski Minister Sportu nazwał je hańbą, a Haglera za wszystko przeprosił także Brytyjski Związek Bokserski oraz promotor Mintera Mickey Duff. O panice, strachu i zamieszaniu, jakie zapanowało wówczas na Wembley niech świadczy fakt, że świeżo upieczonemu mistrzowi nie wręczono nawet będących w stawce pasów WBC i WBA, które dosłano mu dopiero później.

Co ciekawe, czterdzieści lat po tych wydarzeniach Alan Minter pytany przez jednego z brytyjskich dziennikarzy o całą sytuację i pamiętne rasistowskie zdanie, które w efekcie mogło doprowadzić do strasznych rzeczy, tak odpowiedział: 

-  Z ręką na sercu wierzyłem, że go wówczas pokonam. Jedyne czego nie przewidziałem, to tego, że będzie tak często zmieniał pozycję z mańkuta na normalną. Przez to nie miałem pojęcia, którą ręką zaraz mnie trafi, byłem skołowany - wyznaje były mistrz. – A te słowa, że „żaden czarny nie zabierze mi pasów”, nie były moim pomysłem. Każdy, kto mnie zna wie, że nie jestem rasistą. Doradził mi je ktoś z mojej ekipy, bo chcieliśmy wyprowadzić Haglera z równowagi. I się udało, bo był w ringu wściekły jak diabli! – kończy ze śmiechem „Boom Boom”. 

Według promotora Mickeya Duffa w latach 70. i 80. skala popularności Mintera na Wyspach była porównywalna z tą Davida Beckhama wiele lat później, dlatego rozczarowani, kochający go fani rozpętali na Wembley takie piekło. Sam Alan robił wówczas w ringu co mógł, ale był po prostu o klasę gorszy od przyszłej legendy. 9 września 2020 roku cieszący się wciąż niesłabnącym szacunkiem Alan Minter zmarł na raka. Miał 69 lat. 

Być może teraz, gdy czytacie te słowa, w niebie rozbrzmiewa właśnie pierwszy gong, a „Boom Boom” i „Marvelous” zaciskając pięści z uśmiechem na ustach ruszają na siebie w wielkim rewanżu… R.I.P.         

WOJCIECH CZUBA

                                                                                 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.