ZAPOMNIANY KRÓL - SALVADOR SANCHEZ

Rano 12 sierpnia 1982 roku na autostradzie z Santiago de Queretaro do San Luis Potosi pędzące z ogromną prędkością Porsche 928 wpada w poślizg i uderza ze straszliwą siłą w jadącą nieco dalej ciężarówkę. Pasażer sportowego wozu zmiażdżony ginie na miejscu. W taki oto niespodziewany i tragiczny sposób w wieku zaledwie 23 lat odszedł niesamowity Salvador Sanchez (44-1-1, 32 KO).

Salvador urodził się 26 stycznia 1959 roku w meksykańskim mieście Tianguistenco. Na profesjonalnych ringach zadebiutował w 1975 roku w wieku szesnastu lat, wcześniej zaliczając zaledwie cztery amatorskie występy. Wysoki i szczupły chłopak dysponował wspaniałą koordynacją, szybkością i co bardzo ważne, niszczycielską siłą uderzenia. Dodatkowo był niezwykle inteligentny w ringu, a jego precyzyjne kontrujące ciosy, z których słynął, siały pogrom i zniszczenie wśród tych, którzy odważyli się wejść z nim do "klatki".

Po wygraniu osiemnastu pojedynków, w których tylko jeden rywal zdołał dotrwać do ostatniego gongu, we wrześniu 1977 roku stanął przed szansą wywalczenia wakującego tytułu mistrza Meksyku w dywizji koguciej. Niestety po wyrównanym i zaciętym boju z Antonio Becerrą (27-8, 19 KO) Sanchez przegrał nie jednogłośną decyzją sędziów, chociaż kibice i eksperci uważali, że to jemu należała się wygrana.

Po tej pierwszej i jak miało się okazać, jedynej porażce w karierze, nie załamywał rąk, tylko po dwóch odbudowujących zwycięstwach w kwietniu 1978 po raz pierwszy wystąpił poza granicami swojego kraju. Pojedynek ten miał miejsce w Los Angeles, a jego rywalem był niewygodny mańkut Juan Escobar (27-15-2, 22 KO), z którym nieoczekiwanie tylko zremisował. Od tamtej jednak pory aż do momentu tragicznej śmierci, czyli przez cztery lata i trzy miesiące, "Sal" odnosił w ringu wyłącznie efektowne triumfy.

Po trzynastu zwycięstwach, jakie zanotował pomiędzy lipcem 1978, a październikiem 1979, doczekał się w końcu mistrzowskiego starcia o prestiżowy tytuł federacji WBC. W lutym 1980 roku na ringu w Phoenix stanął oko w oko z ówczesnym królem wagi piórkowej, Dannym Lopezem (42-6, 39 KO). Noszący przydomek "Little Red" Amerykanin był właścicielem zielonego pasa już od ponad trzech lat i cieszył się sławą nieznającego litości bombardiera. Tymczasem 21-letni meksykański młokos od samego początku pewnie ruszył do natarcia, co chwilę lokując na głowie faworyta swoje bite z precyzją lasera bomby. W końcu w trzynastej odsłonie po kolejnej celnej kombinacji arbiter przerwał ten nierówny pojedynek, chroniąc Lopeza przed ciężkim nokautem.

Po tym wielkim sukcesie jeszcze w tym samym roku świeżo upieczony mistrz świata dopisał do swojego rekordu cztery udane obrony (w tym rewanżowe zwycięstwo przed czasem nad Lopezem). W 1981 nie zwalniał tempa i po kolejnych dwóch wiktoriach w sierpniu stanął przed wielkim wyzwaniem, jakim był niepokonany wówczas w 32. pojedynkach (wszystkie wygrał przed czasem, w tym 14 w walkach mistrzowskich!), świetny i szalenie niebezpieczny champion wagi junior piórkowej, Wilfredo Gomez (44-3-1, 42 KO).

Do tej niezapomnianej ringowej wojny doszło w Caesars Palace w Las Vegas i jej faworytem w stosunku 2-1 był noszący wymowny przydomek "Bazooka" Gomez. Wspaniale wyszkolony, szalenie odważny i bijący z mocą parowego młota portorykański gwiazdor według swoich kibiców był nie do pokonania. Sanchez udowodnił im jednak szybko, że jest inaczej.

Już w pierwszej rundzie na oczach prawie 5000 widzów Meksykanin ostro zaatakował, a błyskawiczna kombinacja lewy sierpowy i morderczy prawy krzyżowy posłała 24-letniego Wilfreda na deski. Jakimś cudem zraniony i zaskoczony Portorykańczyk dotrwał do zbawiennej przerwy, będąc jednak o włos od przegranej przed czasem. W kolejnych starciach starał się dotrzymywać kroku młodszemu rywalowi, ale w ósmej rundzie, kiedy kolejna straszliwa kanonada wylądowała na jego głowie, ponownie osunął się na matę. Mimo iż po standardowym liczeniu do ośmiu twarda "Bazooka" stała już na nogach, sędzia widząc, iż Gomez nadal jest mocno zamroczony, słusznie przerwał pojedynek. Na osłodę dzielnemu championowi z Portoryko pozostał czek na pół miliona dolarów (Sanchez zarobił 750 tysięcy).

Dzięki tej efektownej demolce nazwisko meksykańskiego mistrza zajaśniało wielkim blaskiem. Sanchez z miejsca stał się ogromnie popularny i rozpoznawalny nie tylko w Stanach, ale i na całym świecie. Po odprawieniu z kwitkiem kolejnych dwóch śmiałków, w lipcu 1982 roku ten wspaniały król wagi piórkowej przystąpił do walki z inną wielką gwiazdą tamtych lat, przyszłym mistrzem dwóch kategorii, Azumah Nelsonem (39-6-2, 28 KO). 24-letni "Profesor" z Ghany przystępował do tego boju niepokonany w trzynastu pojedynkach i zamierzał podtrzymać tę passę oraz powrócić do swojej ojczyzny z pasem mistrzowskim. Podobny zamiar miał Sanchez, dlatego też od pierwszych sekund na deskach Madison Square Garden rozgorzała ekscytująca wojna na wyniszczenie. W tej pełnej akcji, zażartych wymian i zwrotów walce, twardszą szczęką i większą mocą uderzenia dysponował jednak Sanchez. Słynący z wielkiego serca do walki Nelson, chociaż zmusił mistrza WBC do wielkiego wysiłku, był jednak tej nocy nieco słabszy, w efekcie czego lądował na ziemi w rundzie siódmej i piętnastej, przegrywając ostatecznie przez TKO.

Po takim triumfie, kiedy Sanchez miał świat u swych stóp i już planowano jego hitowy pojedynek z mistrzem WBC kategorii lekkiej, słynnym Alexisem Arguello (77-8, 62 KO), jego linia życia została nagle przerwana. Kto wie, czego dokonałby ten wspaniały meksykański pięściarz, gdyby nie ten tragiczny wypadek...

W dowód zasług w 1991 roku wybrano go do Międzynarodowej Bokserskiej Galerii Sławy.

Spoczywaj w pokoju Mistrzu!

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: szansepromotions
Data: 02-09-2017 21:24:03 
Polecam pooglądać jak ktoś nie zna. Koleś ruszał się jak baletnica a bił jak koń. super przyjemny dla oka
 Autor komentarza: avrack4
Data: 03-09-2017 14:14:57 
@szansepromotions to prawda miał taką lekkość w przechodzeniu z obrony do ataku że się w głowie nie mieści - taki pierwowzór łomachenki
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.