BRIGGS I BELLEW 'BIJĄ SIĘ' O HAYE'A

Wygląda na to, że potencjalne wrześniowe starcie Shannona Briggsa (60-6-1, 53 KO) z Davidem Haye'em (28-2, 26 KO) rzeczywiście się oddala. A może to tylko przykrywka? W każdym razie chętnych na spotkanie z Anglikiem nie brakuje.

- On zawiódł ludzi. A przynajmniej tych ludzi, którzy chcieli zobaczyć, jak roztrzaskam jego szczękę. Muszę go więc zostawić samemu sobie - stwierdził Briggs. O starcie z "Hayemakerem" zabiega również Tony Bellew (27-2-1, 17 KO), aktualny mistrz świata kategorii cruiser według federacji WBC.

- Bez wątpienia kiedyś się w końcu spotkamy w ringu, to tylko kwestia czasu. Muszę tylko przejść przez październikową walkę z BJ Floresem, ta dziwka musi uporać się ze swoim rywalem, a wtedy będzie droga otwarta i możemy się bić - stwierdził Bellew.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Krusher
Data: 02-08-2016 13:49:34 
W sumie nie lubie Anglika, ale mógłby spuścić łomot staremu pajacowi, ileż można żebrać o wypłate ;)
 Autor komentarza: cop
Data: 02-08-2016 14:01:38 
Co prawda, w ostatnia sobote widzialem David Haye I Shannon Briggs w Barclays Center tylko na monitorach, gdyz cala akcja dziala sie po drugiej stronie ringu ale po walce wielu kibicow mialo powod do rozmow o ich "starciu" a wlasciwie jego braku, ktore co prawda nieistotne, ale dalo powod dla wielu by sie z tego posmiac.
Przy okazji, relacja z gali:

Z PAMIETNIKA ANDRE
Barclays Center, Brooklyn, New York.
July 30th, 2016
Kolejny piekny weekend, cudownego tegorocznego lata. Moglem narzekac na kaprysy aury w New England w 2016 ale teraz dostalem to, co zawsze chce I pozadam, czyli slonce, dziewiedziesiat stopni F, niezbyt duza wilgotnosc powietrza i oczywiscie calkiem interesujacy boksersko okres wakacyjny. Mialem jak do tej chwili dosc duzo przeroznych obowiazkow zawodowych, ktore niekoniecznie byly zwiazane z boksem i prawde powiedziawszy jest to dopiero moja 5 wieksza gala w tym roku, co samo w sobie jest dosc niespotykane. Pomimo zaliczania mniejszych lokalnych wydarzen bokserskich, tylko takie wielkie imprezy daja mi poczucie bycia prawdziwym fanem profesjonalnego piesciarstwa i mozliwosc spotkania sie z innymi kibicami. Cadillac mojego kolego zrobil juz z nasza grupka wiele tysiecy mil w ostatnich paru latach, sluzac nam jako znakomity i wygodny zarazem srodek transportu, tym razem celem nowojorski Brooklyn. Jedziemy nie tylko na bokserska gale, ale celebrowac rowniez urodzinowe “BIG 40” naszego kumpla, ktory mieszka w NY i dlatego tez, ten wypad to typowa meska imprezka: boks i duzo alkoholu… Zatrzymujemy sie wczesnym popoludniem w naszym hotelu Courtyard Marriott w poblizu Times Square na West 40th Street by z tej bazy udac sie juz wkrotce do pobliskiego apartamentu Mike’a. Oczywiscie poruszanie sie duzym SUV po Manhatanie jest tak uciazliwe, ze korzystamy z Uber. Szybciej, taniej i wygodniej. Mike i Sarah rowniez jada z nami do Barclays, ale wczesniej skladamy mu zyczenia, pijemy serie drinkow, flirtujemy z jego dziewczyna i po godzinnym pobycie wyruszamy podbijac Brooklyn…lol…
Kiedy wchodzimy na sale, znajdujemy swoje miejsca i witamy sie z grupkami znajomych, trwaja juz ostatnie 3 rundy pojedynku w kategorii “middleweight” pomiedzy Conrad Cummings i Dante Moore. Walka bez wiekszych emocji, aczkolwiek Moore porazony ciosem ponizej pasa pada na mate w ostatniej szostej rundzie pojedynku, lecz wstaje i kontynuuje ten chaotyczny pojedynek. Za chwile po intensywnej wymianie ciosow, Cummings kladzie na deski sfrustrowanego Moore, ale ten ponownie wstaje i konczy walke. Sluchamy decyzji sedziow, ktora jest jednoglosna i zwyciezca zostaje Conrad Cummings. Dosc pokazne grupy kibicow z Wysp Brytyjskich (flagi UK i Irlandii powiewaja dookola) juz zaczynaja swietowac wieczor w Barclays. Kolejny pojedynek to niestety nielubiane nie tylko przeze mnie ale i wiekszosc publiki w hali, spotkanie kobiet. Sala sie szybko oproznia, kazdy w tym czasie ma inne cele, wazniejsze najwyrazniej niz walka pomiedzy Amanda Serrano a Calixta Silgado. Kiedy wracamy, najwyrazniej jest juz po krotkiej walce i dowiadujemy sie, ze wszystko skonczylo sie juz w pierwszej rundzie, kiedy Serrano znokautowala swoja oponentke ciosem na korpus. Nie widzialem pojedynku, wiec niewiele wiecej jest tutaj do powiedzenia, oprocz faktu, ze zainteresowanych walkami kobiet nie jest dzisiaj wiecej kibicow niz bylo to dziesiec lat temu. To sie zawsze da odczuc bardzo wyraznie.
Teraz dluzsza przerwa i czekanie na rozpoczecie kolejnej walki, ktora ma juz byc pokazywana przez stacje SHO. Dookola ringu trwaja intensywne przygotowania by rozpoczac transmisje, a liczba kibicow na sali wzrasta w szybkim tempie. Jakby nie bylo, lokalny “gwiazdor” Paulie Malignaggi ma wystapic wkrotce w roli boksera a nie komentatora. Zaczyna sie glowniejsza czesc dzisiejszej gali. Kolejni piesciarze juz wchodza do ringu. Widziany przeze mnie juz parokrotnie na roznych “undercards” ukrainski piesciarz Ivan Redkach i Tevin Farmer, ktorego jeszcze na zywo nigdy wczesniej nie widzialem, a slyszalem dosc pozytywne opinie o tym filadelfijskim piesciarzu. Dziesiecio rundowy pojedynek w dywizji “lightweight” wypelniony zostal jednak duza iloscia fauli i to po obu stronach, punktami karnymi, przepychaniami, udezeniami ponizej pasa i glowa, czyli totalny balagan, ktorego sedzia ringowy nie za bardzo umial uporzadkowac. Mowiac to, Farmer zaprezentowal sie o wiele lepiej technicznie, strategicznie, kondycyjnie i pomimo dysproporcji fizycznych zdecydowanie wygral te walke w opinii prawie wszystkich na widowni, sadzac po ogolnej aprobacie. Sedziowie nie mieli rowniez problemu, by jednoglosnie to potwierdzic. Zaczyna byc coraz glosniej na hali, gdyz duzo brooklynskich kibicow oczekuje na walke Paulie, aczkolwiek coraz glosniejsze sa grupki kibicow z Wysp Brytyjskich, ktorzy juz zaczynaja odczuwac “trudy” wielogodzinnego picia ton piwa…lol…
Zaczyna sie pojedynek Malignaggi z Gabriel Bracero. Paulie, pomimo uplywu lat, wciaz jeszcze posiada resztki swojej szybkosci i umiejetnosci poruszania sie w ringu, punktowania tymi swoimi malo znaczacymi uderzeniami, ktore jednak musza byc przez sedziow zaliczane. Ten styl nigdy mnie nie zachwycal, ale doceniam tego piesciarza, ktory zawsze wklada serce we wszystko co robi w ringu jak i poza nim. Dzisiaj na Bracero to wystarcza i po dziesieciu rundach nudnego pojedynku sedziowie punktuja jednoglosnie zwyciestwo Malignaggi. Co ciekawe, dosc duza grupka kibicow z Brooklyn dopingowala jednak Tito i bylo to czesto w czasie walki bardzo odczuwalne. Kolejna dluzsza przerwa pomiedzy walkami. O dziewiatej rozpoczyna sie glowna czesc transmisji tv SHOWTIME, wiec wszystko jest temu podporzadkowane. Wychodzimy z hali by sie troche odseparowac od halasu natretnego hip hopu, ktory swoim basem rozbija resztki koncentracji.
Kolejny pojedynek wieczoru, to bardzo interesujace spotkanie w dywizji “middleweight” pomiedzy Tony Harrison a podopiecznym Ricky Hattona, niejakim Sergey Robachenko. Siedzimy w dosc bliskiej odleglosci od ringu, wiec zaskoczony jestem faktem, jak bardzo Ricky sie zmienil fizycznie. Ostatnim razem jak go widzialem, to wygladal o wiele mlodziej, energiczniej a dzisiaj niestety to starszy, otyly pan, ktory bawi sie w trenerke. Czasami to smutne, gdy mamy okazje do tego typu porownan. Rozpoczyna sie walka. Oczekuje na pokaz umiejetnosci ze strony Tony Harrisona, gdyz ta walka ma wlasnie udowodnic jego aspiracje w tej dywizji. Podoba mi sie jak wykorzystuje swoje warunki fizyczne by umiejetnie kontrolowac przebieg kolejnych rund. Rabchenko czasami wydaje sie bezradny, ale rowniez ma swoje niezle momenty na przestrzeni calej walki. Runda dziewiata i bardzo precyzyjny cios prawa reka konczy pojedynek. Wrzawa na widowni, gdyz wszyscy zawsze czekaja na tego typu nokauty. Nawet nasz dzisiejszy solenizant docenil ten fragment, aczkolwiek widac iz oczekuje na swoja czesc dzisiejszej nocki, czyli urodzinowe party w naszym hotelu po powrocie z Barclays…lol… Czy sadze, ze Tony Harrison ma szanse by powaznie zaistniec w tej dywizji? Raczej nie, ale to kolejny mlody gniewny, z niezla technika i sercem do walki, ktory moze uczynic te kategorie wagowa jeszcze bardziej atrakcyjna dla kibicow.
A teraz juz pojedynek, ktory w mojej skromnej opinii jest najwazniejszym w czasie dzisiejszej gali, czyli powrot na ring jednego z moich ulubionych piesciarzy ostatnich lat – Mikey Garcia. Jestem niezmiernie zainteresowany, jak poradzi on sobie z bylym mistrzem, Elio Rojas, ktory w zadnym wypadku nie jest jakims slabym przeciwnikiem, jak to probowano go kategoryzowac przed walka. Mikey byl w mojej Top 10 P4P dwa lata temu ale jego nieaktywnosc spowodowana klopotami z Top Rank, niestety zabrala mu wiele cennego czasu. Czy wroci w wielkim stylu, czy tez te dwa lata to zbyt dlugo? Moje pytania zostaly rozwiane bardzo szybko. Juz pierwsze 3 rundy udowodnily mi, ze mamy do czynienia ze starym dobrym Mikey. Jego technika, precyzja, umiejetnosc czytania walki i rozgryzania przeciwnika w bardzo konsekwentny a co najwazniejszy cierpliwy sposob, jest wrecz niesamowita. Garcia calkowicie zdominowal ambitnego i bardzo groznego Rojas, konczac go w rundzie numer 5. Za kazdym razem jak posylal swojego przeciwnika na mate ringu, widac bylo w nim glod walki i chec udowodnienia wszystkim dookola, ze jest on wciaz jednym z najlepszych piesciarzy globu bez podzialu na kategorie wagowe. To byla pierwsza walka wieczoru, ktora nagrodzilismy brawami na stojaco. Cos fantastycznego. Cos za co warto placic.
Czas na walke wieczoru. Carl Frampton i Leo Santa Cruz. Nie widze w niej wyraznego faworyta, ale jakbym mial stawiac pieniadze, to prawdopodobnie skusilbym sie na zwyciestwo Framptona. Spodziewamy sie bijatyki od pierwszego do ostatniego gongu. Atmosfera podgrzewana przez brytyjskich fanow jak i mniejszej niz zazwyczaj na walkach Santa Cruz grupki Latinos jest juz elektryzujaca. Najwyrazniej Frampton ma na tyle wielu wiernych fanow w swoim kraju, ze walczac w Barclays, moze czuc sie jak niemalze w domu. Sam pojedynek to nieustanna wymiana ciosow przez 12 rund, determinacja i umiejetnosc przetrwania trudnych momentow zarowno przez jednaego jak i drugiego. Santa Cruz najwyrazniej jednak nie mogl wbic sie w swoj rytm, gdyz Frampton umiejetnie kontrolowal tempo walki a jego kontry powodowaly, ze Leo mial momentami obawy co do swojej wlasnej defensywy. Juz po dziesieciu rundach wiedzialem, ze zwyciestwo bedzie nalezalo do “The Jackal” a Santa Cruz nie bedzie w stanie niczego zmienic. Najwyrazniej nie mial strategicznego planu “B” na ten pojedynek a Frampton to zbyt dobry piesciarz, by pozwolil sobie odebrac zwyciestwo w ostatnich rundach. Atmosfera na trybunach wrecz jak za czasow pojedynkow Ricky Hatton w Boston czy Las Vegas. Jak ja dobrze to znam…Po dwunastu rundach jednak niespodzianka w czasie odczytywania kart sedziowskich. Dwoch sedziow amerykanskich widzialo zdecydowane zwyciestwo Framptona a trzeci sedzia najwyrazniej nie widzial walki dokladnie…lol… Jak ktos mial obawy co do obiektywnosci i profesjonalizmu naszych sedziow punktuajcych walki, mysle ze zwycieski werdykt na korzysc Carla Framptona moze takie obawy rozwiac w pyl. Lepszy wygral a byl nim z pewnoscia “The Jackal”.
Kolejny bokserski wieczor zaliczony. Rozmawiamy jeszcze z grupkami znajomych, wolno wychodzac z Barclays Center. Niesamowita noc w hali, ktora w ostatnich dwoch latach stala sie dla mnie i calej rzeszy prawdziwych fanow boksu Mecca w naszym rejonie. Juz nie Madison Square Garden, a wlasnie hala na Brooklyn jest tym miejscem, gdzie warto sie pokazac zarowno piesciarzom jak i ich fanom, warto zaznaczyc swoja wartosc piesciarska i zdecydowanie dostaje sie prawdziwa wartosc swoich pieniedzy w postaci znakomitych walk. Ponownie Uber i powrot do hotelu, gdzie juz za chwile celebrowac dalej bedziemy wielka czterdziestke Mike’a. Dolaczyc ma do nas grupka okolo dwudziestu osob zaproszonych na imprezke, wiec z pewnoscia bedzie to kolejna fajna noc w New York.
Tbc 
 Autor komentarza: meh
Data: 02-08-2016 14:50:28 
Malinowski, jak już starasz się pisać takie pseudo dziennikarskie relacje to dużo lepiej by się to czytało jakbyś wprowadził akapity.
 Autor komentarza: Grzelak
Data: 02-08-2016 16:45:01 
Kurde, zepsułeś mi dzień. Teraz zazdrość mnie zżera i nawet piwko mi nie będzie wchodziło. Jakieś apartamenty, Cadillaki, serie drinków, pełna kultura. A ja wczoraj jak piłem z kumplami na tyłach Żabki i tylko oddaliłem się na chwilę na siku to połowa zawartości butelki od razu zniknęła.
 Autor komentarza: Chinaski1
Data: 02-08-2016 16:57:05 
Jakby Scorsese widział jak dynamicznie żyje nasz Copisław Lolowski i jak to opisuje... Wilk z Wall Street wyglądałby zupełnie inaczej :-)
 Autor komentarza: Chinaski1
Data: 02-08-2016 16:58:56 
Miałby wówczas dynamikę "Śmierci w Wenecji" hehe
 Autor komentarza: Grzelak
Data: 02-08-2016 18:11:35 
Chinaski, przecież Wilk z Wall Street to jest o Copie, oczywiście pewne elementy życiorysu zostały zaadoptowane dla potrzeb filmu, ale historia jest o Copie. Zresztą nawet sam Cop kilka razy pisał, że Leonardo di Caprio jest do niego podobny (oczywiście nie aż tak przystojny, ale podobny). Dlatego Cop pozwolił Scorsese zmienić kilka szczegółów (pierwotnie film miał nosić tytuł "Wilk z Madison Square Garden" i opowiadać o twardych realiach boksu zawodowego) ale aktor odtwarzający główną rolę musiał przypominać Copa (dlatego zagrał go di Cop'rio).
 Autor komentarza: cop
Data: 02-08-2016 18:18:19 
"Chinaski1 Data: 02-08-2016 16:57:05
Jakby Scorsese widział jak dynamicznie żyje nasz Copisław Lolowski i jak to opisuje... Wilk z Wall Street wyglądałby zupełnie inaczej :-)"


Zwykla relacja z jednej z wielu bokserskich gal, ktore warto bylo zobaczyc. Dziele sie tym z wami tylko dlatego, ze skoro sa tutaj ponoc "praqwdziwi fani boksu" to takie fragmenty wydarzen widziane oczami kibica powinny byc interesujace. jezeli sa, to fajnie. Jezeli nie, to tez jest OK...lol...
 Autor komentarza: jovo
Data: 02-08-2016 18:41:37 
Nie wiem ile prawdy "Copa w Copie", ale lubię go czytać.
Zawsze to jakaś odskocznia od powielania tych samych wypowiedzi w stylu "ten ucieka przed tym", "ten zleje tego" itp.
 Autor komentarza: cop
Data: 02-08-2016 20:57:38 
"jovo Data: 02-08-2016 18:41:37
Nie wiem ile prawdy "Copa w Copie"..."


Moge was zapewnic, ze niemalze wszystko, oprocz paru drobnych zmian w kwestii ujawniania personalnych informacji, gdyz zwyczajnie nie moge I nie chce byc rozpoznany. W dzisiejszej dobie wyszukiwania informacji, jest to naprawde latwe, by ludzi wyluskac z milionow. Nigdy nie zdazylo mi sie napisac czegokolwiek na tym forum, co by nie bylo bezposrednio zwiazane z moimi doswiadczeniami, przezyciami czy tez idea wspolczesnego bokserskiego biznesu. To wszystko.
Pozdrowionka dla wszystkich inteligentnych odwiedzajacych to forum.
 Autor komentarza: Chinaski1
Data: 02-08-2016 21:25:20 
Cop
Ja jestem jak najbardziej za, żebyś się dzielił tu swoimi wrażeniami.
Wręcz jest to wskazane.
 Autor komentarza: Grzelak
Data: 02-08-2016 21:58:58 
@jovo, 100% popieram. Również nie znoszę tych krótkich, "rzeczowych" ("ten ucieka przed tym", "ten zleje tego") wpisów.



Autor komentarza: cop
gdyz zwyczajnie nie moge I nie chce byc rozpoznany. W dzisiejszej dobie wyszukiwania informacji, jest to naprawde latwe, by ludzi wyluskac z milionow

:)
Czyli większość informacji, które podałeś na swój temat to informacje nieprawdziwe.
Bo podałeś ich już tyle, że 1/4 z nich wystarczyłaby do tego, żeby Cię dokładnie namierzyć.
Amerykanin (i już mamy około 250mln potencjalnych copów), mężczyzna (50% odpada), biały (około 50% odpada), wiek (odpada 90%), wzrost-waga-aparycja (odpada znowu ponad 95%), info o babci i dziadku (kolejne 95% odpada), dziewczyna i dziecko (ponad 80%), ukończona szkoła (tu grubo ponad 98% odpada), fan boksu (jakieś 90%), mówiący po polsku (na pewno ponad 90%), itd itd
Podałeś tyle informacji, że zakładając, że są prawdziwe wystarczają, żebyś został 10x namierzony. Czyli trochę ściemniałeś, tylko po co?
A poza tym pozdrawiam i zapewniam, że lubię czytać Twoje posty (a w szczególności relacje z wyjazdów na gale, są super, naprawdę!) o ile nie piszesz o Sovietach.
 Autor komentarza: cop
Data: 02-08-2016 22:15:23 
"Grzelak Data: 02-08-2016 21:58:58
Czyli większość informacji, które podałeś na swój temat to informacje nieprawdziwe."

Tego nie napisalem, gdyz byloby to nieprawda. By byc precyzyjnym, mysle iz 99% personalnych historii wspomnianych przeze mnie na przesterzni lat jest faktem. Jedyne drobnostki na przesterzni tego czasu, ktore nie zawsze byly dokladne, to imiona I czasami nazwy niektorych instytucji... To wszystko.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.