ZAPOWIEDŹ GALI W GLIWICACH

Nie trzeba chyba nikomu przypominać, że na nudę w boksie ostatnio nie możemy narzekać, a wiadomo też, że niebawem będzie jeszcze lepiej. Na tym tle trochę jakby niezauważona pojawia się gala w Gliwicach.

Większość kibiców boksu będzie zapewne żyła już wydarzeniami w Moskwie, a ci, którzy śledzą tylko rodzime wydarzenia na tym polu, są już prawdopodobnie myślami przy o hitowym evencie w Legionowie, czemu trudno się dziwić, gdyż to już wyrobiona marka. Tymczasem już dziś w Gliwicach odbędą się dwie interesujące walki o pasy WBC, które gwarantują miejsca w rankingach tej organizacji.

W walce wieczoru powróci po ponad półrocznej przerwie Marcin Rekowski (15-1, 12 KO) i czeka go na pewno trudne wyzwanie, gdyż Gbenga Oloukun (19-11, 12 KO) przed miesiącem w walce z Mariuszem Wachem pokazał, że można przyjechać na walkę bez żadnego profesjonalnego zaplecza ludzi i wyjść jak po swoje. Dla Rekowskiego będzie to też z pewnością jakiś sposób wystawienia się na publiczną ocenę czy też porównanie względem tego, co pokazał Wach. Wydaje mi się, że akurat na tle Oloukuna powinien wypaść lepiej i zebrać pochlebne komentarze, chociaż takie porównania nie zawsze mają odzwierciedlenie w rzeczywistości. W każdym razie można mówić, co się chce – jak na przykład to, że Oloukun miesiąc po walce z Wachem nie będzie już tak zdeterminowany, albo że będzie jeszcze przemęczony. Jak by nie było, bezwzględnie jest to pojedynek, który nie musi być ładny, ale na pewno będzie ciekawy.

Ewa Piątkowska (6-0, 4 KO) myśli już o mistrzostwie świata, ale póki co przyjdzie jej się mierzyć o pas WBC Silver z Kenijką Jane Kavulani (16-12-2, 6 KO), która ma za sobą sporo walk na długim dystansie z doświadczonymi rywalkami. Prawda jest jednak taka, że wszystkie ze swoich szesnastu zwycięstw zanotowała w ojczyźnie, a żadna z pokonanych przez nią zawodniczek nie miała dodatniego bilansu. Nie spodziewam się innego rozstrzygnięcia walki jak dziesięć rund do jednej bramki, oczywiście na korzyść Polki.

Przemysław Runowski (8-0, 2 KO) też nie powinien mieć nadmiernie trudnego zadania, bo nie od dziś wiadomo, że Argentyńczycy importowani na gale do Europy nie zostawiają po sobie dobrego wrażenia, choć oczywiście są wyjątki, jak Guido Pitto, który swego czasu pokonał Culcaya. Co do samego Alfredo Rodolfo Blanco (13-2, 7 KO), z którym Kosiarz będzie wymieniał ciosy, to trzeba przyznać, iż imponuje zasięgiem, który wykorzystuje głównie do tego, żeby strzelać cepami i ciosami zamachowymi. Ogólnie sprawia wrażenie bardzo ekspresywnego i momentami widowiskowego, ma jednak przestoje i czasami chaotycznie się broni. Patrząc na style obu pięściarzy też możemy się spodziewać dobrej walki, moim zdaniem, w dużej mierze przy linach, plus jeszcze wyzwanie dla Runowskiego, jakim jest dziesięć rund.

Ozdobą piątkowej imprezy powinna być konfrontacja Krzysztofa Kopytka (9-0, 2 KO) z Sasunem Karapetyanem (8-1, 2 KO). Ciężko wskazać jednoznacznego faworyta, gdyż obaj zawodnicy często boksowali poniżej oczekiwań. Choć może to za dużo powiedziane, walka wydaje się być z kategorii "być albo nie być", zwycięstwo może być bowiem szansą na wejście na trochę wyższy poziom. Tak z reguły się dzieje, gdy wygrywa się z rywalem, który wychodzi i tak samo w żaden sposób nie zakłada porażki. Co prawda Sasun ma już za sobą taką walkę z Maćcem, ale wówczas przegrał (swoją drogą, mimo porażki, to była chyba jego najlepsza walka!). Co do szans, to oczywiście agresorem powinien być Karapetyan, lecz dobrze ustawiony na ten pojedynek przez trenera Łapina Kopytek powinien go skutecznie punktować z defensywy, dlatego obstawiałbym jego minimalną wygraną.

Dziewiątą zawodową wygraną powinien bez problemu odnotować Marek Matyja (8-0, 3 KO), któremu znowu zmienił się rywal i jednego Węgra zastąpił inny – Zoltan Nagy (2-0-3, 0 KO). Jego nazwisko nie brzmi zbyt atrakcyjnie. Ale cóż, widocznie tak już musi być. Wypada mieć jedynie nadzieję, że przy takim rywalu Matyja poszuka zwycięstwa przed czasem, zwłaszcza że walka zakontraktowana jest na osiem rund.

Ponadto po remisie w kiepskim stylu powróci na ring boksujący w okolicach siedemdziesięciu kilogramów Tomasz Mazur (1-0-1, 1 KO). Tutaj jednak nie ma się co oszukiwać – walka Polaka z Aliaksandrem Abramienką (17-48-1, 6 KO) jest niczym innym jak nabijaniem rekordu.

Podsumowując, najważniejsze pytania przed galą w Gliwicach brzmią: W jakiej formie jest Oloukun? Co z 10 rundami Runowskiego? Karapetyan czy Kopytek?

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: lewysierpowy
Data: 10-04-2015 15:01:01 
Mazur nabija rekord na Abramience, ale Marek Matyja ma przeciwnika godnego :)
 Autor komentarza: bartek0666
Data: 10-04-2015 15:37:04 
Mazur ma 2 walki, to co ma odrazu z Mayweatherem walczyc? Nieprzemyslane slowa.
 Autor komentarza: WRIGHT
Data: 10-04-2015 16:14:30 
Masakra ludzie, od tego weekendu do 30 maja co tydzień wielkie walki, takiego czasu nie było w boksie od dawna, byle tylko wszystkie się odbyły, czyli żeby ktoś nie złapał jakiejś kontuzji. Będzie się działo, ps: nie zapomnijcie zapiąć pasów:)
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.