ZAPOMNIANE BITWY: CARLOS ZARATE vs ALFONSO ZAMORA

23 kwietnia 1977 roku na ringu w Inglewood w Kalifornii zmierzyło się ze sobą dwóch wspaniałych meksykańskich wojowników. Tego dnia rywalizowali ze sobą mistrz WBC Carlos Zarate (66-4, 63 KO) oraz czempion WBA Alfonso Zamora (33-5, 32 KO) i chociaż stawką tej bitwy nie były mistrzowskie pasy, to dla wszystkich było jasne, że lepszy z tej dwójki zyska miano prawdziwego króla wagi koguciej. Ostatecznie po wypełnionym nieustanną akcją boju zwyciężył ten pierwszy, nokautując swojego niepokonanego wówczas rodaka w czwartej rundzie.

Przystępując do walki Zarate miał 26 lat i budzący respekt rekord wynoszący 45 zwycięstw, w tym aż 44 przed czasem i zero porażek. Pas mistrzowski WBC zdobył w maju 1976 roku nokautując Rodolfo Martineza (44-7-1, 35 KO) i od tamtej pory odprawił z kwitkiem pięciu śmiałków. Zamora również był niepokonany, tyle tylko, że w „zaledwie” 29 pojedynkach. Młodszy o trzy lata pięściarz z Mexico City odznaczał się piekielnym uderzeniem i wszystkich swoich rywali wykończył przed czasem. Zamora czempionem według WBA został w marcu 1975 roku, kiedy to zdemolował pochodzącego z Południowej Korei Soo-Hwan Honga (41-5-4, 14 KO). Do czasu meczu z Zarate, Alfonso stoczył jeszcze osiem zwycięskich pojedynków.

Jak widać obydwaj bombardierzy posiadali w pięściach dynamit i doskonale wiedzieli, kiedy i jak go używać. Aby doprowadzić do tego pojedynku główny organizator tego przedsięwzięcia Don Fraser potrzebował ponad rok, który spędził na żmudnych negocjacjach z obozami obu mistrzów. Ostatecznie tę walkę określaną przez ówczesnych ekspertów i dziennikarzy jako jedną z najatrakcyjniejszych konfrontacji ostatnich lat, zaplanowano na dziesięć rund. Hala Inglewood Forum w Los Angeles została wyprzedana błyskawicznie, a zysk ze sprzedaży biletów wyniósł równe pół miliona dolarów. Oprócz tego sprzedano prawa telewizyjne do kilkudziesięciu krajów na świecie. Zarówno Zarate jak i Zamora mieli gwarantowane wypłaty w kwocie 125 tysięcy dolarów i każdy oczekiwał od nich w zamian elektryzującego występu.

Pikanterii całemu wydarzeniu dodawał fakt, że obaj mistrzowie w przeszłości byli przyjaciółmi, których interesami opiekował się menadżer Arturo „Cuyo” Hernandez. Ten właśnie pan przed walką dolał oliwy do ognia twierdząc, że zawsze uważał za bardziej utalentowanego Zarate, mimo że to Zamora został wcześniej mistrzem wagi koguciej.

Obaj wojownicy pragnęli za wszelką cenę udowodnić, który z nich jest lepszy, dlatego zgodnie z przypuszczeniami od pierwszych sekund na ringu rozgorzała wojna. Początkowo przeważał Zamora, uważany za większego artystę nokautu od swojego rywala. To po jego potężnym lewym sierpowym Zarate był wyraźnie wstrząśnięty i musiał przetrzymywać, by zyskać na czasie i dojść do siebie. Jednak gdy pierwszy sztorm w wykonaniu właściciela pasa WBA minął, do głosu zaczął dochodzić Carlos, wykorzystując świetnie swoje lepsze warunki fizyczne.

W drugiej odsłonie tego zaciekłego starcia doszło do niecodziennej sytuacji, bo nagle do ringu wdarł się mężczyzna w spodenkach i białej koszulce przerywając zmagania mistrzów. Gdy tylko został usunięty przez policję, walka została wznowiona i mordercze uderzenia sypały się obficie z obydwu stron. Począwszy od trzeciej rundy nieznaczną przewagę zaczął zyskiwać Zarate, który błyskawicznymi i niezwykle precyzyjnymi kombinacjami powalił w końcu Zamorę na deski i zmusił sędziego ringowego do liczenia do ośmiu.

Koniec tego obustronnego huraganu ciosów nastąpił chwilę po rozpoczęciu czwartej odsłony. Kiedy Zamora znowu wylądował na deskach po bombach rywala, jasnym stało się, że tylko cud może go już uratować od niechybnej porażki. Ten jednak nie nastąpił i chociaż Alfonso doszedł do siebie i sam broniąc się przed nacierającym Carlosem kilka razy nim wstrząsnął, to jednak firmowy lewy sierpowy czempiona WBC okazał się straszliwą bronią, przed jaką przeciwnik nie mógł znaleźć ratunku. Zainkasowawszy właśnie takie uderzenie Alfonso padł jak rażony piorunem i w ten oto sposób Zarate potwierdził przepowiednię swojego menadżera Hernandeza sprzed lat.

Ta pierwsza w karierze i jakże bolesna porażka była początkiem końca dumnego Zamory. Waleczny Meksykanin siedem miesięcy później znowu przegrał przez nokaut, tracąc tym razem swój pas WBA na rzecz Jorge Lujana (27-9, 16 KO) i nigdy już nie walczył o mistrzostwo. Ostatecznie zakończył karierę w 1980 roku.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: WARIATKRK
Data: 23-04-2014 18:28:41 
bo nagle do ringu wdarł się mężczyzna w spodenkach i białej koszulce przerywając zmagania mistrzów --- dziwnie to brzmi po co opis ubioru?
 Autor komentarza: LegiaPany
Data: 23-04-2014 23:47:03 
buhahahahaha

wariat zobacz sobie ta walke to bedziesz wiedzial dlaczego opisali ubranie :DDDDDDD
 Autor komentarza: LegiaPany
Data: 23-04-2014 23:48:01 
hehehe zdarli go z ringu jak jakies scierwo :DDD
 Autor komentarza: LegiaPany
Data: 23-04-2014 23:51:45 
@Redakcja: mezczyzna wpadl na ring juz w 1 rundzie

a ten zamora to wyprowadzal swoje sierpowe w podobny sposob do feigenbutza :)
 Autor komentarza: LegiaPany
Data: 23-04-2014 23:58:44 
ale dzieki za ten artykul

spodobal mi sie ten zarate.....zayebisty styl walki - blyskawiczne przejscia z pol-dystansu w dystans i z powrotem a przy tym precyzyjne kombinacje
 Autor komentarza: wojt986
Data: 24-04-2014 03:04:12 
Od zarate jeszcze efektowniejszy był moim zdaniem wilfrido gomez Kiedyś na forum zagranicznym pytałem się gości czy zastanawiali się co Gomez zrobiłby takiemu Donaire Wszystkie odpowiedzi były podobne ... urwałby mu głowe...
 Autor komentarza: LegiaPany
Data: 24-04-2014 10:41:10 
@up: Gomez vs Pintor !!!!!!
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.