JARO vs IGARASHI. KTO NIEKWESTIONOWANYM MISTRZEM?

2 marca roku bieżącego miało miejsce wydarzenie, które obiło się szerokim echem wśród fanów boksu na całym świecie, także tych, których na co dzień niespecjalnie interesują najniższe kategorie wagowe, a już boks azjatycki w szczególności. Oto, przy niewielkiej publiczności, na prowincjonalnej gali w miejscowości Chonburi w Tajlandii, miejscowy faworyt, Pongsaklek Wonjongkam bronił swych mistrzowskich pasów w pojedynku z legitymującym się bardzo przeciętnym rekordem Sonny Boyem Jaro. Filigranowy Filipińczyk jeszcze niedługo przed tym starciem uchodził za tzw. journeymana, choć z dość wysokiej półki, gdyż zdarzało mu się nawet walczyć o pasy mistrzowskie w junior muszej z takimi znakomitościami tej kategorii, jak Edgar Sosa i Giovani Segura. Wchodząc na ring legitymował się rekordem 34-10-5 i aż 7 porażkami poniesionymi przed czasem. Wielu ekspertów wieszało przysłowiowe psy na WBC za dopuszczenie tego rodzaju pięściarza do walki mistrzowskiej w silnie obsadzonej kategorii wagowej. Jednak wydarzenia, do jakich doszło pomiędzy linami tamtego dnia potwierdzają tezę, że statystyki jeszcze nikogo po głowie nie uderzyły, za to bokser z krwi i kości, i owszem.

Sonny Boy Jaro od początku natarł na faworyzowanego tajskiego weterana, który już w pierwszej rundzie przywitał się z deskami po kombinacji prawy-lewy w wykonaniu Filipińczyka. Znajomość tę kontynuował w rundzie trzeciej, a w szóstej, która okazała się ostatnią, wręcz nie mógł się od nich oderwać i nie pomagały tu nawet interwencje sprzyjającego gospodarzowi sędziego ringowego. Pongsaklek miał wcześniej w tej walce momenty, w których zaczynał dochodzić do głosu, jednak to Jaro, przewyższający go siłą i determinacją szybko przejmował kontrolę nad wydarzeniami w ringu. Nokaut był iście sensacyjny i tak oto mało znany bokserski najemnik z Filipin został uznany za niekwestionowanego czempiona kategorii muszej.

W tym miejscu wypada wyjaśnić, dlaczego poza tytułem WBC w stawce znajdował się również pas The Ring oraz powszechnie uznawany tytuł niekwestionowanego mistrza świata. Żeby to zrozumieć, trzeba się cofnąć nieco w czasie. Dokładnie do drugiej połowy lat 70. Wtedy to kategorię muszą zdominował Meksykanin Miguel Canto, znany również jako "El Maestro". Imponował on niezwykle szczelną defensywą, techniką, oraz żelazną kondycją, a przypomnę, że były to czasy walk piętnastorundowych. W 1975 roku odebrał on pas WBC Japończykowi Shoji Ogumie, a następnie obronił go w walce rewanżowej (wcześniej z nim przegrał) z legendarnym Wenezuelczykiem Betulio Gonzalezem. Po tych zwycięstwach, które przyniosły mu też pas The Ring, został powszechnie uznany za mistrza kategorii muszej. Tytuły swoje dzierżył do roku 1979, kiedy to odebrał mu je Koreańczyk Chan-Hee Park. Następnie, przechodziły one z rąk do rąk (m.in. Shoji Oguma, Sot Chitalada, Juri Arbaczakow, Chatchai Sasakul, Manny Pacquiao i Daisuke Naito), aż w końcu trafiły do Pongsakleka. Można zatem rzec, że tytuł mistrza świata kategorii muszej ma najstarszy ciągły rodowód ze wszystkich trofeów w światowym boksie.

Taki właśnie "łup" przywiózł do swojego kraju z Tajlandii Sonny Boy Jaro. Oczywiście, nagle pojawiła się cała chmara chętnych do walki z Filipińczykiem, który stał się gorącym towarem na rynku bokserskim w Azji i Ameryce Łacińskiej. Wśród nich byli i tacy, którzy w przeszłości pokonali Jaro-journeymana. Jednakże Jaro-mistrz nie miał wielkiego wyboru i musiał dostosować się do polecenia federacji WBC, która nakazała mu obowiązkową obronę. Tak więc zrobił to, w czym ma olbrzymie doświadczenie - spakował manatki i ponownie ruszył w drogę. Tym razem prowadziła ona do Japonii.

Właśnie w Kraju kwitnącej Wiśni urodził się, mieszka i walczy Toshiyuki Igarashi. Jak przystało na japońskiego boksera, nie ma on zbyt wielu walk na koncie, a te, które stoczył, to w większości pojedynki z rodakami. Spośród nich przegrał jeden - z Tomonobu Shimizu, który później został mistrzem świata WBA w kategorii super muszej. Jednak od momentu tej porażki, pod koniec 2008 roku, Igarashi wygrał 8 kolejnych walk, zdobywając po drodze pas mistrza Japonii w kategorii muszej i pnąc się w górę rankingu WBC. W końcu, w listopadzie 2011, doczekał się eliminatora, w którym jego rywalem był Meksykanin Wilbert Uicab. Po 12 bardzo wyrównanych rundach sędziowie orzekli jednogłośnie zwycięstwo Japończyka, ale, gdyby się uprzeć, można by równie dobrze przyznać je Uicabowi. W każdym razie Igarashi stał się obowiązkowym pretendentem do pasa, będącego wówczas jeszcze w posiadaniu Pongsakleka. Zgodził sie jednak, by ten najpierw stoczył dobrowolną obronę z niegroźnym z pozoru Filipińczykiem Jaro. I tu koło się zamyka, wracamy do punktu wyjścia. Sonny Boy wykorzystał życiową szansę, a teraz przed swoją stanie Igarashi.

Co wygra, nienaganna technika i warunki fizyczne Japończyka, czy też siła i determinacja Filipińczyka, zapewne mocno podbudowanego sensacyjną wygraną w ostatniej walce? Przekonamy się już jutro, kiedy to w japońskiej Saitamie dojdzie do pojedynku o teoretycznie niekwestionowane mistrzostwo świata w kategorii muszej. Dlaczego teoretycznie? Ponieważ we współczesnym boksie mamy więcej federacji i pasów mistrzowskich, niż w latach 70 i właśnie posiadacze tych "nowych" pasów, WBO i IBF - Brian Viloria, oraz Moruti Mthalane, uznawani są przez wielu twórców rankingów (np. rankingu BOKSER.ORG) za liderów muszej, a jest przecież także Hernan Marquez, który w przypadku otrzymania dobrej oferty może wrócić z super muszej. Jednakże rodowód tytułu będącego w posiadaniu Jaro zobowiązuje, a wygrana w jutrzejszej walce znacznie podniesie wartość zwycięzcy w oczach kibiców i ekspertów. Kto wie, może dojdzie w niedalekiej przyszłości do walk unifikacyjnych?

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: DapidranPacquiao
Data: 15-07-2012 19:03:49 
Ciekawer czy Pongsaklek wróci do walki o pas?

A Igarashi powinnien wygrać z Jaro.
 Autor komentarza: jowisz881
Data: 15-07-2012 23:02:50 
Jak zwykle bardzo dobry artykuł, Maynard. To jest w sumie niesprawiedliwość - "Tomasz Adamek w kolejce po pączki" i mamy 200+ komentarzy, a tutaj pustki. Musi to być trochę frustrujące dla autora, który włożył w ten artykuł sporo wysiłku (fajna wzmianka historyczna!).
Wiesz, zgodnie z Twoją radą obejrzałem trochę pojedynków z tych niższych kategorii i... to nie jest mój świat. Za dziko tam walczą. Ja jednak jestem bardziej koneserem niż widzem oczekującym wojny. Pewnie jestem jednym z niewielu użytkowników orga, którzy wolą styl Andre Warda od Marcosa Maidany.
PS Robisz dobrą robotę.
Pozdrawiam!
 Autor komentarza: Maynard (Redaktor bokser.org)
Data: 16-07-2012 08:00:49 
@jowisz881
Widziałeś kiedyś, jak walczy Anselmo Moreno? Polecam, uważam go za najlepszego technika we współczesnym boksie, obok oczywiście Floyda. Z nowych twarzy bardzo ciekawy jest też Yota Sato, chociaż on sporo pajacuje.

Artykuły piszę głównie dla własnej przyjemności, także nie interesuje mnie ilość komentarzy pod nimi, ale bardzo dziękuję za uznanie!
 Autor komentarza: jowisz881
Data: 16-07-2012 13:42:33 
Maynard
Tak, styl Moreno mi odpowiada i będę oglądał jego walki. Jednak jest to jeden z nielicznych wyjątków.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.