KRAJOBRAZ PO 7. MŚ KOBIET W BOKSIE

Z wielką uwagą obserwowaliśmy przebieg 7. Mistrzostw Świata Kobiet w Boksie, które w dniach od 11 do 19 maja odbywały się we wschodnich Chinach, w mieście Qinhuangdao. Turniej miał szczególne znaczenie, gdyż po raz pierwszy w historii na światowym czempionacie boksowano nie tylko o medale, ale również o prawo reprezentowania swojego kraju podczas Igrzysk Olimpijskich w Londynie.

Im dalej od wydarzeń, które rozegrały się w Chinach, tym pojawia się głębsza refleksja dotycząca startu naszych reprezentantek. Z jednej strony byliśmy świadkami historycznych dwóch finałów mistrzostw świata z udziałem Polek i aż trzech medali, z drugiej strony, awans olimpijski wywalczyła jedna z trzech kandydatek do startu w Londynie. W klasyfikacji drużynowej podopieczne "Feliksa Stamma kobiecego boksu", jak z pełną świadomością - w uznaniu zasług - nazywam trenera Leszka Piotrowskiego, zajęły 9. miejsce, gdyż złote medale podzieliły między siebie zawodniczki z aż ośmiu państw świata (tylko Chinki wywalczyły więcej niż jeden medal).

Siedmioosobowa kadra Polski stoczyła w Qinhuangdao 20 pojedynków, z których wygrała 13. Najwięcej turniejowych walk musiała przeboksować srebrna medalistka Magdalena Wichrowska (64 kg), dla której finałowe starcie z Koreanką Pak Kyong Ok było piątym pojedynkiem w mistrzostwach. Po cztery walki stoczyły rązowa medalistka Karolina Michalczuk (51 kg) i wicemistrzyni świata Sandra Kruk (57 kg), trzy razy boksowała Sandra Drabik (54 kg), dwa razy Lidia Fidura (75 kg) i niestety tylko raz zaprezentowały się w ringu Karolina Graczyk (60 kg) i Beata Leśnik (81 kg).

Mimo iż Karolina Michalczuk nie powtórzyła sukcesu sprzed 4 lat, kiedy również w Chinach (w Ningbo) wywalczyła złoty medal Mistrzostw Świata, po raz kolejny udowodniła wszystkim, że mimo upływu lat, nadal prezentuje mistrzowski poziom. Zawodniczka z Lublina - nie tylko naszym zdaniem - powinna być brana pod uwagę jako jedna z głównych kandydatek do olimpijskiego finału. Na pocieszenie Karoliny, bezwzględnie pokrzywdzonej wynikiem walki półfinałowej z faworytką gospodarzy, późniejszą mistrzynią świata, Ren Cancan, należy powiedzieć, że jeśli w Londynie zaboksuje z Chinką na tym samym poziomie co w Qinhuangdao, to wynik tej rywalizacji będzie brzmiał istotnie 27-18, ale dla ...Polki.

Nieco inną miarą oceniam srebrne medale Sandry Kruk i Magdaleny Stelmach. Pierwsza z nich już dwa lata temu na Barbadosie dała się poznać jako zawodniczka, którą stać na zdobycie medalu światowego czempionatu. Wówczas zabrakło jednak nieco doświadczenia i szczęścia, więc pamiętna tamtych przykrych wydarzeń Sandra, niezwykle konsekwentnym boksem, opartym na presji i niemal nieustannym ataku, pozbawiła złudzeń trzy kolejne europejskie rywalki. Jej finałowa porażka z Amerykanką Tiarą Brown, zawodniczką będącą absolutnie w zasięgu Polki, nie jest bynajmniej powodem do dramatu, gdyż Sandra zademonstrowała w nim dokładnie wszystko to, co we wcześniejszych walkach. Dodajmy, że zawodniczka z Elbląga nie hołduje bynajmniej tylko atakowi, ale jest zawodniczką trudną do trafienia, w czym pomocne są zapewne nie tylko niski wzrost, ale i znakomity balans oraz świetna garda. Dodatkowym atutem Sandry jest psychika, niezłomność i odwaga,  a więc cechy niezbędne, by zostać mistrzynią.

Magdalena Wichrowska, mimo zmiany stanu cywilnego przez większość mediów z zadziwiającą i mało zrozumiałą konsekwencją nazywana "Stelmach", ma dopiero niespełna 21 lat, a więc jest w wieku, w którym Sandra Kruk "otarła się" dwa lata temu o mistrzowskie podium podczas Mistrzostw Świata na Barbadosie. W Chinach Polka wygrała aż 4 walki, pokonując rywalki z 3 kontynentów (Ameryka Południowa, Azja i Europa). W boksie zawodniczki Carbo Gliwice coraz mniej zauważalna jest trwająca 18 miesięcy przerwa w uprawianiu sportu. Magdalena znakomicie wykorzystuje w ringu swoje warunki fizyczne, boksując rozważnie, jak na swój wiek niezwykle dojrzale i bezpiecznie. Jej podręcznikowo bite celne uderzenia z dystansu doprowadziły ją aż do finału, w którym nie zdołała wprawdzie pokonać doświadczonej Koreanki, ale zrobiła na obserwatorach bardzo dobre wrażenie.

Wielu było takich, którzy na bazie znakomitego występu Magdaleny Wichrowskiej zaczęli spekulować co by było, gdyby to właśnie ona, a nie Karolina Graczyk wystąpiła w "olimpijskiej" wadze lekkiej. Odpowiedzi na to pytanie - rzecz jasna - nie otrzymamy, ale prawdą jest, że Karolinie występ w Chinach nie wyszedł. Niezależnie jednak od faktu jak bardzo niewygodną rywalką jest niewielka wzrostem Mawzuna Czoriewa (jakby nie było bardzo zdolna zawodniczka), to oglądając jej półfinałowy pojedynek z Katie Taylor zachodziłem w głowę jak z zawodniczką z Tadżykistanu mogła przegrać znakomicie wyszkolona technicznie, silna fizycznie i doświadczona (!) pięściarka jaką jest Karolina.

Trzecia z naszych olimpijskich nadziei, Lidia Fidura, psychicznie nastawiała się już na bój o Londyn z mistrzynią świata Mary Spencer, kiedy niespodziewanie okazało się, że Kanadyjka przegrała z Anną Laurell ze Szwecji, nota bene byłą złotą medalistką mistrzostw świata. Zabiły nam bardziej serca, bo pamiętaliśmy, że przed dwoma laty w greckim Heraklionie Lidia pokonała Laurell na punkty, ale Mistrzostwa Świata to nie to samo, co międzynarodowy turniej. Po walce nasza zawodniczka nie była przekonana o przewadze swojej rywalki, której boks przypadł bardziej do gustu sędziom. Zwycięska Laurell, mimo wygrania w Chinach czterech walk i awansu do półfinału, nie wywalczyła jednak kwalifikacji olimpijskiej i czeka teraz z niecierpliwością na "dziką kartę". Wszystkiemu winne są limity kontynentalne jakie ustaliła AIBA dla najlepszych zawodniczek w kategoriach olimpijskich (w wadze średniej dla Europy przygotowano 3 miejsca).

Znakomicie w Mistrzostwach Świata wystartowała Sandra Drabik, pokonując błyskawicznie rywalkę z Afganistanu, by w drugiej walce dać z kolei lekcję boksu młodziutkiej Australijce. W walce o medal kielczanka uległa na punkty Chince Ke Jian Liu, przy czym werdykt tego pojedynku nie wzbudził większych kontrowersji. Metodą prób i błędów Sandra zdobywa więc niezbędne na mistrzowskim poziomie doświadczenie, które zaprocentuje zapewne podczas kolejnej wielkiej imprezy. Analogia do występu Sandry Kruk podczas Mistrzostw Świata na Barbadosie jest tu jak najbardziej uzasadniona.

Bardzo cenię Beatę Leśnik za ambicję i stawianie sobie tylko medalowych celów. Zawodniczka z Nowego Sącza z pokorą przyjęła decyzję trenera Leszka Piotrowskiego, który postanowił, że w wadze średniej o olimpijski awans powalczy jednak Lidia Fidura i stanęła do rywalizacji w wadze półciężkiej. Beata wylosowała silną fizycznie Brazylijkę, Andreie de Oliveira, która w każdej z rund pojedynku była nieznacznie skuteczniejsza.

Tak, więc zamykam rozdział pt. "Mistrzostwa Świata w Qinhuangdao" i swoją uwagę koncentruję już na zbliżających się Igrzyskach Olimpijskich. Mam nadzieję, że w ostatnich przygotowaniach do startu w Londynie Karolinie Michalczuk towarzyszyć będą także inne kadrowiczki, by z jednej strony wspomagać w pracy treningowej naszą nadzieję na olimpijski medal, a z drugiej, biorąc udział w zajęciach trenerów kadry, stale podnosić swój poziom sportowy i stale rywalizować o miejsce w kadrze.    
 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: lutonadam
Data: 23-05-2012 13:42:44 
Świetne podsumowanie wyników na MS .Tak samo oceniam prace Trenera Piotrowskiego bo ten człowiek jest tak naprawdę ...Feliksem Stammem kobiecego boksu.Przez ok.12 lat konsekwentnie budował potęgę Polskiego kobiecego boksu.Podziwiam tego człowieka który z "niczego" doprowadził reprezentacje Polski na światowy poziom.Myślę że ten Pan powinien zająć się Polskim boksem w całości .I jestem pewien że za kilka lat Polska znowu będzie liczyła się we wszystkich międzynarodowych imprezach w świecie .Nie możemy zaprzepaścic doświadczenie i efektów pracy Trenera"Papy"Piotrowskiego!
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.