GRUCHAŁA: BĘDZIEMY IŚĆ ZA CIOSEM

Tydzień temu w Chojnicach odbyła się kolejna gala z cyklu Chojnickie Boxing Show, na której odbyły się pokazowe pojedynki zawodowców oraz walki amatorskie zawodników grupy Gruchała Team. Wszyscy zawodnicy z Chojnic zanotowali zwycięstwa.

Tydzień po gali mieliśmy okazję porozmawiać z szefem grupy, Marcinem Gruchałą o tym czy jest zadowolony z imprezy, jak ocenia poziom walk swoich podopiecznych, którzy zaprezentowali się w walkach amatorskich, o tym dlaczego nie doszło do walki Marcina Łęgowskiego z Damianem Mielewczykiem, o tym kiedy kibice mogą liczyć na następną galę i nie tylko. Zapraszamy do lektury!

- Czy szef Gruchała Team jest zadowolony z organizacji gali? Wielu kibiców przybyło na trybuny?
Marcin Gruchała: Jestem zadowolony w stu procentach. Kibice dopisali, początkowo planowaliśmy galę na 400 osób, później podnieśliśmy liczbę miejsc na 600 i wszystkie bilety się sprzedały, jest to duży sukces. Trzeba pamiętać, że pełne trybuny na zawodach to podstawa, bo wtedy inaczej się boksuje. Jestem zadowolony szczególnie ze swoich podopiecznych, którzy zanotowali komplet zwycięstw. Trzeba też brać pod uwagę, że walczyli tylko juniorzy, a pokazali naprawdę boks na wysokim poziomie. W pokazowych walkach zawodowców kładłem nacisk na pokaz boksu i udało się. W walce Snarskiego z Wańczykiem mogliśmy zobaczyć pokaz szybkości, Barnika z Kuziemskim świetnej techniki, a pojedynku Zabrockiego z Świerzbińskim wielkiej woli walki. Cieszę się, że mogłem ich gościć w swoim mieście. Myślę, że możemy mieć powody do dumy.

- Która z walk pokazowych wypadła najciekawiej?
MG: Moim zdaniem było to pokazowe starcie chojniczanina Sławka Zabrockiego z zawodnikiem Boxing Production Robertem Świerzbińskim. To był boks z prawdziwego zdarzenia, choć widać było spięcie Zabrockiego, w końcu wychodził do ringu po 10 latach przerwy i to z pewnością nie działało na jego korzyść. Mimo wszystko pokazał obaj panowie pokazali świetny boks – były zbicia, zejścia, polowanie na cios, przyspieszenia, czyli to co jest solą boksu, każda akcja była przemyślana. Robert był jednak w sztosie i Sławek nadział się na mocną kontrę, a jako że była to walka pokazowa sędzia przerwał pojedynek. Zabrocki schodząc z ringu sam żałował, że nie miał szansy sprawdzić się wcześniej i miał świadomość, że na powrót było już trochę za późno. Brawa należą się obu zawodnikom.

- Gala służyła również promocji Pana zawodników, czy nie tylko jako organizator, ale i trener może Pan być zadowolony?
MG: Wszyscy wygrali, to najważniejsze. Liczyłem na lepszą postawę Butkiewicza, jednak nie można od niego za dużo wymagać, bo wracał po kontuzji i trenował od tygodnia, prawie otarł się o porażkę, jednak ostatecznie wygrał cztery do jednego. Reszta zaprezentowała się super – Kuba Wijata dał ciekawą walkę z Czapiewskim, który cały czas odgryzał się naszemu reprezentantowi do samego końca, choć w 3 rundzie był liczony. Najlepszą z amatorskich walk moim zdaniem był pojedynek naszego Patryka Godlewskiego z Adrianem Plichtą – sam początek zapowiadał szybką wygraną Patryka, bo Plichta był liczony w pierwszej rundzie, jednak później walka mocno się wyrównała i ostatecznie Patryk wygrał trzy do dwóch. Na gali zawalczył jeszcze Patryk Prądziński, którego chwalił sam Paweł Skrzecz, mówił, że Patryk ma to coś. Sam Patryk może być zadowolony, bo wygrał wyraźnie pięć do zera. Nie zawiodło też żeńskie grono – Monika Stoltmann zdominowała Dagmarę Kanię, widać było przewagę w doświadczeniu. No i bardzo ważna dla mnie wygrana przed czasem mojej córki przez RSC w drugiej rundzie. Jestem nie tylko zadowolony z wygranych, ale też z zadowolenia kibiców, pokazaliśmy, że również na amatorskich walkach można się świetnie bawić.

- Jedną z najbardziej wyczekiwanych walk był pojedynek Marcina Łęgowskiego z Damianem Mielewczykiem, jednak ostatecznie walka została odwołana. Dlaczego nie doszło do tego starcia?
MG: Przede wszystkim chodziło o to, że Łęgowski walczył dzień wcześniej w lidze, a Mielewczyk dzień później w Świdnie. Chcieliśmy uniknąć tego, że zawodnicy walczyliby "na pół gwizdka" i jedna z najważniejszych walk byłaby niewypałem. Były jeszcze małe zawirowania ze sponsorem – po prostu nie było sensu organizacji tej walki, choć bardzo żałuję, że do niej nie doszło.

- Przed galą przewodniczący wydziału do spraw boksu zawodowego z Polskiego Związku Bokserskiego Krzysztof Kraśnicki napisał oświadczenie, w którym chciał zaznaczyć, że nie walki pokazowe nie będą walkami zawodowymi, żeby nie odbierać ich jako pojedynki z prawdziwego zdarzenia. Pana zdanie na temat oświaczenia?
MG: Moim zdaniem zdecydowanie lepiej postawić na parę walk pokazowych zawodowców niż koncert po gali lub walki mma czy k-1. Zgadzam się z panem Kraśnickim, że to miała być lekcja boksu dla młodszego pokolenia, tylko nie rozumiem tonu w jakim napisano ten list, ponieważ nie miałem zamiaru naciągać ludzi. Jeżeli magnezem do gali amatorskiej jest pojedynek pokazowy Bartnika z Kuziemskim i dzięki temu juniorzy mają się na czym wzorować, a kibice dobrze bawić to moim zdaniem nie jest to nic złego. Jeżeli jestem w błędzie – poprawcie mnie. Ja jako bokserski fanatyk będę chciał iść w tym kierunku i myślę, że jest to coś fajnego. To miała być promocja boksu w naszym mieście i ludzie byli zadowoleni.

- Najbliższe plany startów zawodników Gruchała Team oraz kiedy możemy doczekać się kolejnego Boxing Show organizowanego przez Waszą grupę?
MG: Priorytet – jak najwięcej startów młodych zawodników. Będzie mecz z Zagłębiem Konin, będzie mecz Goteborg – Czarni Słupsk, w którym również zaprezentują się zawodnicy z naszego klubu. Będę kładł nacisk na jak najwięcej startów, ponieważ doświadczenie jest najważniejsze dla młodych, trzeba im dać szansę. Pod koniec sierpnia zorganizujemy Boxing Show w Tucholi. Idziemy za ciosem.

 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.