TRZY SŁÓWKA DZIENNIE

- Boże, on gorzej boksuje niż w amatorce. Gdzie jego lewy? I dlaczego przyjmuje tyle ciosów?! - denerwuje się trener Strugała, a Kamil ripostuje: - To nie tak, dotąd stałem w ringu jak kołek, a teraz balansuję ciałem, jestem gibki i więcej się ruszam!

Kamil Łaszczyk (3-0, 3 KO), młodziutki 20-letni, wrocławski bokser zawodowy, wychowanek uznanych trenerów tutejszej Gwardii Mariusza Cieślaka i Grzegorza Strugały, właśnie wrócił z USA, gdzie stoczył trzy zwycięskie walki.

- Kamil pojechał tam na dwanaście rund, a przeboksował niecałe pięć. Tak mocno bije, że jego rywale padali przed czasem - emocjonuje się Cieślak. Strugała jest bardziej sceptyczny: - Znowu będziemy musieli w naszej gwardyjskiej sali nad nim popracować. Zwłaszcza nad obroną, bo głowę się ma jedną i trzeba o nią dbać. Ponadto jego podwójny, a nawet potrójny lewy prosty winien działać jak automat. A tego zabrakło w walkach Kamila w USA, które obejrzałem na filmie. On do nas dzwonił ze Stanów, opowiadał o wszystkim, pytał o radę, wciąż mamy ze sobą świetny kontakt.

Z utalentowanym Łaszczykiem, ksywa „Szczurek”, umówiłem się na rozmowę, a jakże, w bokserskiej salce Gwardii Wrocław. Spóźnił się godzinę.  - Nad jego punktualnością też musimy popracować - kręcił głową Strugała. Kamil przeprosił za spóźnienie, bo to grzeczny młody człowiek i opowiedział:

- W Ameryce byłem przez dwa miesiące i pięć dni. Już samo nocne lądowanie w Nowym Jorku onieśmieliło mnie, z góry zobaczyłem bowiem, jak wielkie to miasto. Jestem zawodnikiem tamtejszej profesjonalnej grupy Global Boxing Promotions Mariusza Kołodzieja, więc mieszkałem w budynku jego gymu w New Jersey, niedaleko sali treningowej. Wraz z Mariuszem Wachem i Adamem Kownackim zajmowaliśmy dwa duże poje z kuchnią. Czasem sami sobie gotowaliśmy np. kurczaki, warzywa lub jajecznicę. Olbrzymi Wach wcale nie je więcej ode mnie, a ja przy nim przecież jestem mikrusem. Za darmo stołowaliśmy się także w restauracji pana Kołodzieja. On ma najlepszą piekarnię w USA, dlatego było tam dużo pieczywa i słodkich wypieków. Ja do pojedynków musiałem dobijać wagę, bo byłem za lekki. Jadłem więc i piłem bardzo dużo wody. Na co dzień ważyłem mniej więcej 126 funtów (ok. 57 kg) i przez www.boxrec.com oficjalnie klasyfikowany jestem w kategorii superpiórkowej (130 funtów, czyli do 58.967 kg), powalczyłem zaś w limicie 128, 130, a nawet 135 funtów! To była kwestia ustaleń pomiędzy promotorami. Takich nowoczesnych, fantastycznych warunków do treningu jak tam, nigdy dotąd nie miałem.  Duża sala, sauna, siłownia, wszystko co chcesz. Dziennie aplikowano mi dwa treningi po 2-3 godziny ciężkiej pracy (miałem okazję ćwiczyć m.in. obok słynnego ostatnio Pawła Wolaka - to świetny kolega!), a przed samymi walkami tylko jeden. Prawie codziennie sparowałem po cztery, bądź sześć rund. I to z pięściarzami, którzy mieli już na koncie po 14-15 wygranych walk na zawodowym ringu! Biali, Meksykanie, Murzyni… Ale dawałem radę! Mój czarnoskóry trener był zadowolony i mówił (zresztą nie tylko on), że jeśli będę ostro pracował, to zostanę mistrzem.  Przestawiał mnie z amatorskiego na styl zawodowca. Więcej ruchu, także głową, balansu, gibkości.

- Ale jednak, mimo tego ruchu, trochę oberwałeś podczas tych swoich krótkich, zwycięskich walk w USA - zaczepiłem „Szczurka”.
KŁ: Ja się odkrywam, bo nisko trzymam lewą rękę i przepuszczam ataki rywala. Taki mam styl, lecz będę chciał to wyeliminować, bo przecież, jak każdy, nie lubię dostawać po głowie.

- Jak przebiegały Twoje amerykańskie pojedynki?
KŁ:  Po miesiącu pobytu za oceanem zmierzyłem się w Nowym Jorku z niższym, ale cięższym Emilem Brooksem (0-2). Skończyłem go w drugiej rundzie lewym hakiem w wątrobę. Dwa tygodnie później wyszedłem do większego i znacznie cięższego Luquana Lewisa (0-6).  W drugim starciu zawisł na linie i nie wstał po prawym sierpie w szczękę. W swoim trzecim pojedynku stanąłem w Filadelfii naprzeciw Javiera Ramosa (2 wygrane, 5 porażek). W pierwszej rundzie on zadał cios, a ja się poślizgnąłem i sędzia… mnie liczył. Bez sensu. Za chwilę posadziłem Ramosa ciosem na dół. Trzecia wygrana przed czasem! Po tych szybkich zwycięstwach moje zdjęcie z pozytywną recenzją pojawiło się na eksponowanym miejscu w tamtejszych gazetach  !

- A jak z Twoim angielskim?
KŁ:  Uczę się. Moja tamtejsza opiekunka i tłumaczka Kasia każe mi się nauczyć trzech słówek dziennie. Wskazówki amerykańskiego trenera rozumiałem.

- Co ci się w USA podobało?
KŁ: To, że wszyscy są tam życzliwi i nikt nikomu nie zamierza podkładać kłód pod nogi. Ja w Global Boxing Promotions byłem otoczony wspaniałą opieką. Pan Mariusz Kołodziej to konkretny człowiek, nie rzuca słów na wiatr. Podobał mi się Manhattan nocą, za dnia już nie tak bardzo.

-  A inne wrażenia?
KŁ: Tam jest pełno policji! Cops spotyka się na każdym kroku. I jedzenie więcej kosztuje niż u nas. W Polsce np. za gumę do żucia płacę 2 zł, a w USA aż 3 dolary!

- A laski, przepraszam, dziewczyny?
KŁ: He, he, same dziewice. Różne są. Azjatki są ładne, zaś Murzynki grube. Acz zdarzają się i fajne. Nie miałem ochoty na wyjście do dyskoteki, acz żadnego reżimu nikt na mnie nie nakładał. Czasem z Wachem i Kownackim jeździliśmy służbowym autem, by kupić sobie pamiątki czy ciuchy. Nawet prowadziłem, ale tam wielu ludzi nie potrafi jeździć! Ja oczywiście absolutnie nie jestem rasistą, lecz nawet Afroamerykanie żartują, że co poniektórym trudno… przesiąść się ze słonia do auta.  Ameryka generalnie jest fajna, ale ja bym się z Polski nie wyprowadził. Tu mam rodzinę i przyjaciół, choć i za oceanem też poznałem wielu świetnych ludzi.

- Nie żałujesz, że nie doczekałeś do igrzysk olimpijskich? Czy przynajmniej finansowo wychodzisz na zawodowstwie na swoje?
KŁ: A gdybym się nie zakwalifikował do igrzysk? Różnie w sporcie bywa, a nie ma gwarancji czy dostałbym drugą szansę na profesjonalny kontrakt. Trochę na tych walkach w USA zarobiłem. Mógłbym teraz kupić jakiś samochód. Jestem więc zadowolony.

- Co dalej?
KŁ: Na razie potrenuję w sali Gwardii, a potem znów na 2-3 miesiące wyjadę do Ameryki, gdzie stoczę chyba tylko jeden pojedynek, ale to jeszcze nie jest pewne - zakończył Kamil Łaszczyk, „nowa bokserska gwiazdka z gwardyjskiego gniazdka”.

Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe
 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Ned
Data: 18-04-2011 11:14:58 
Fajnie się chłopak zapowiada, a do tego w głowie ma poukładane.

Wierzę, że jak nic złego się nie stanie, to za parę lat będzie czołówka, a może i mistrzostwo. No i wyrazy szacunku dla pana Kołodzieja, za wszystko co robi dla polskiego boksu.
 Autor komentarza: WARIATKRK
Data: 18-04-2011 16:16:45 
Jeśli nie uderzy woda sodowa do głowy to wszystko będzie ok,drzwi do wielkiej kariery stoją otworem.
 Autor komentarza: dragon90
Data: 18-04-2011 16:59:01 
fajny wywiadzik,a co do Łaszczyka to życzę mu sukcesów w karierze
 Autor komentarza: Artur1969
Data: 18-04-2011 23:20:22 
po wywiadzie i wypowiedziach nt Ameryki i dziewczyn można wnioskować, że ten 20-latek ma umysł 15-to latka
 Autor komentarza: newport
Data: 19-04-2011 09:55:04 
Do Artur1969
Jeszcze nigdy nie czytałm mądrego komętarza z Twojej strony głupku!!
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.