WYWIAD Z NIEZNANYM MISTRZEM

Poniżej przedstawiamy wywiad z niepokonanym mistrzem świata federacji WBA - Austinem Troutem (22-0, 13 KO). 25-letni mańkut to chyba najmniej znany z aktualnych czempionów, który wakujący tytuł zdobył 5 lutego, zwyciężając Rigoberto Alvareza (26-3, 19 KO). Pochodzący z Las Cruces zawodnik poniżej opowiada między innymi o tym jak trafił do boksu i dlaczego chce urwać głowę Vanesowi Martirosyanowi.

- Jak to zaczęła się twoja pięściarska przygoda?
Austin Trout:
Po raz pierwszy zacząłem trenować w wieku około 10 lat. Pamiętam, że od zawsze podobał mi się boks, dlatego któregoś dnia znalazłem klub w moim mieście Las Cruces. Następnie zacząłem błagać moją mamę, aby mnie puściła na treningi. To trwało chyba z kilka tygodni, a kiedy w końcu powiedziała ‘Tak’ i poszedłem tam, to była to od razu miłość od pierwszego wejrzenia. Wówczas na fali był film ‘Rocky’, więc kiedy na tej sali zobaczyłem ćwiczących zawodników i usłyszałem odgłosy uderzeń, to poczułem się jakbym był w filmie (śmiech)!

- Miałeś za sobą owocną karierę amatorską, przypomnij jakie były twoje największe sukcesy?
AT:
Byłem mistrzem kraju w wadze super półśredniej w roku 2004, a także mało brakowało żebym pojechał na igrzyska olimpijskie, bo byłem w kadrze. To było moim wielkim marzeniem, niestety przegrałem 4 punktami pojedynek, który miał decydować o tym kto tam pojedzie. Moim pogromcą był Vanes Martirosyan i to on wystąpił w Atenach. Do dzisiaj uważam, że przegrałem z nim minimalnie i nadal pomiędzy nami jest rywalizacja. Poza ringiem nie mogę o nim powiedzieć złego słowa, to w porządku  facet. Natomiast w ringu chcę mu urwać głowę! On pokonał mnie w czasach amatorskich, dzisiaj jestem dużo lepszym pięściarzem i uważam, że nikt by mi nie sprostał.  

- Czyli to olimpijskie niepowodzenie sprawiło, że przeszedłeś na zawodowstwo?
AT:
Jeżeli mam być uczciwy, to męczyło mnie już to całe punktowanie w boksie amatorskim, potrzebowałem też pieniędzy, których zawsze mi brakowało. Miałem wtedy małą córeczkę i rodzinę, której musiałem zapewnić byt. Teraz mam już trójkę dzieci 8-letnią Kairę, 3-letnią Elijah i jednoroczną Charlotte.

- Twój trener, Luie Burke, to były bokser, ale nie jest zbyt znany. Dlaczego wybrałeś właśnie jego?
AT:
Miałem w swoim życiu wielu trenerów, ale Luie Burke ma to coś. Dodatkowo towarzyszył mi przez całą karierę amatorską i ma ogromną wiedzę. On też kiedyś boksował i  nie chce na siłę zmieniać stylu danego pięściarza. Oczywiście ciągle jeszcze się uczę pod jego okiem. Chciałbym na przykład poprawić siłę swojego nokautującego ciosu, ale przy okazji zachować szybkość. Fani kochają nokauty, a ja chcę być ich ulubieńcem, dlatego jest nad czym pracować.

- Wielu ludzi było zaskoczonych tym, że otrzymałeś od federacji WBA możliwość boksowania o wakujący tytuł z Rigoberto Alvarezem. Wcześniej nie pokonałeś żadnych wysoko notowanych oponentów.
AT:
Ja też byłem trochę zdziwiony, ale mogę wszystkich zapewnić, że nie mam wszechmogącego promotora, który przepłacił milionami dolarów jakieś grube ryby, czy coś w tym stylu (śmiech)! Sądzę, że po prostu spodobało im się jak walczę. Wcześniej występowałem na trzech galach firmowanych przez federację WBA, więc może spodobało im się to, co zobaczyli. Wiadomo, byłem w szoku kiedy się o tym dowiedziałem, ale wiem, że na to zasłużyłem.

- Nie bałeś się jechać do Meksyku, aby na terenie Alvareza walczyć z nim o tytuł?
AT:
Nie, ponieważ wiem, że Bóg ochroni mnie gdziekolwiek bym nie pojechał. Krytycy próbowali wmówić wszystkim, że on jest bardziej doświadczonym i lepszym bokserem. Jednakże patrząc uważniej na jego rekord, to wcale tak nie było. Jedyne co miał to bardziej znane nazwisko, za sprawą swojego brata Saula Alvareza. Spodziewałem się znacznie cięższej przeprawy, ale ja lubię gdy nikt na mnie nie stawia. Moją największą motywacją jest udowodnienie wszystkim jak bardzo się mylą.

- Jakie masz ambicje i z kim chciałbyś się zmierzyć?
AT:
Chciałbym zostać jedynym i niepokonanym mistrzem świata i odejść na sportową emeryturę, jako jeden z najlepszych w historii. Nie chcę być tylko tak zwanym ‘papierowym mistrzem’. Najpierw najchętniej skrzyżowałbym rękawice z Miguelem Cotto, bo to wielkie nazwisko w boksie, a także z Ryanem Rhodesem. Fajnie byłoby też zawalczyć jeszcze raz z Martirosyanem, a później z Paulem Williamsem. Mam nadzieję, że zostanie w mojej kategorii i dojdzie do tego. Nie miałbym także nic przeciwko pojedynkowi z Shanem Mosleyem, Andre Berto, czy samym Mannym Pacquiao.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.