HOLYFIELD CHCE RAZ JESZCZE ZOSTAĆ NIEKWESTIONOWANYM MISTRZEM WAGI CIĘŻKIEJ

W kwietniu minie 20 lat od czasu pamiętnej wojny Evandera Holyfielda (43-10-2, 28 KO) z legendarnym Georgem Foremanem (76-5, 68 KO). Dziś "The Real Deal" przyznaje, że wiele się wtedy nauczył od znacznie starszego i bardziej doświadczonego przeciwnika.

"Big George" nie sprostał Holyfieldowi i przegrał po dwunastu rundach, lecz trzy lata później osiągnął swój cel i został najstarszym w historii mistrzem świata, sensacynie nokautując pogromcę Holy'ego - Michaela Moorera.

48-letni dziś Holyfield zamierza stoczyć dwie walki w ciągu sześciu tygodni i zmuszony jest odpychać te same zarzuty, jakie dwie dekady temu przedstawiano Foremanowi.

- Miałem 28 lat, lecz rzeczy, które mówił George, trafiały do mnie. Zgadzałem się z nim, ale nie mogłem go popierać, bo przygotowywałem się do walki. Nie udało mu się ze mną wygrać, ale znokautował człowieka, który mnie pokonał. Foreman osiągnął swój cel, spełnił marzenie. Nikt mu nie wierzył w zapowiedzi, ale on tego dokonał. Teraz ja gonię za moim marzeniem, a ludzie wytykają mnie palcami i stukają się w głowę - powiedział czterokrotny mistrz wagi ciężkiej.

- Ludzie nie mogą zrozumieć, że zaczynałem boksować z marzeniem o zostaniu niekwestionowanym mistrzem wagi ciężkiej. Spełnienie go zajęło mi 20 lat. Straciłem miano króla w 1992 roku i nigdy nie odzyskałem już wszystkich pasów. Może potrzeba następnych 20 lat, bym wrócił na tron? Wciąż mam przed sobą cel. Jeżeli masz cel i jesteś cierpliwy oraz wystarczająco dobry, to dlaczego miałbyś się poddawać? - pyta retorycznie Holy.

W 2007 roku Amerykanin wybrał się do Rosji, gdzie po niezłej walce uległ mistrzowi WBO, którym w tamtym czasie był Sułtan Ibragimow. Rok później Holyfield skrzyżował rękawice z olbrzymim Nikołajem Wałujewem i na oczach całego świata został oszukany przez sędziów, choć nadzwyczaj łatwo uporał się z niewygodnym przeciwnikiem.

Choć krytycy wypominają Evanderowi niepotrzebne przegrane z ostatniej dekady, "The Real Deal" nie zwraca na nich uwagi i uparcie dąży do celu.

- Stałem się tym, kim jestem i dokonałem tego, czego dokonałem, bo nie łatwo wytrącić mnie ze skupienia. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie ci wmawiał, że się skończyłeś. Ja jednak jestem ostrożny i wiem co robię. Nie pozwalam sobie przeszkadzać, znam swój zawód. Dzisiejszy boks jest inny od tego, który pamiętam z lat 90. Jest lepszy sprzęt, pełen dostęp do wiedzy. Jeśli wiesz jak dbać o swoje ciało, to możesz robić rzeczy, o których nieświadomi mogą marzyć. Nie jestem niezwykły, w moim wieku nie brakuje ludzi sprawnych fizycznie. Mam tę przewagę, że wiem co robię, dzięki czemu osiągam lepsze rezultaty od tych, którzy nie posiadają odpowiedniej wiedzy. Jeśli twoja waga znacząco nie wzrasta między walkami, nie musisz wysilać się tak bardzo jak ci, którzy nie dbają o siebie w okresie wolnym od przygotowań. Prowadzę spokojne życie, to dzięki temu wciąż jestem w formie - zapewnia Holyfield.

Ostatni aktywny ze wspaniałych championów ostatniej dekady poprzedniego tysiąclecia przyznaje, że myśli już o zakończeniu kariery, lecz jest jeszcze jedna rzecz, której spróbuje wcześniej dokonać...

- Gdybym to ja miał podjąć decyzję, zmierzyłbym się z braćmi Kliczko i Davidem Haye, a potem zawiesił rękawice na kołku. Gdybym miał przed sobą trzy walki, tak właśnie bym zrobił. Chyba, że jeden z braci zaboksowałby z Hayem. Wówczas ja stoczyłbym pojedynek z drugim, a zwycięzcy spotkaliby się potem. Zrobiłbym wszystko, by wrócić na tron niekwestionowanego mistrza królewskiej dywizji.

Holyfield 22 stycznia zmierzy się z Shermanem Williamsem (34-11-2, 19 KO), a 5 marca w Kopenhadze skrzyżuje rękawice z Brianem Nielsenem (64-2, 43 KO). 48-letni weteran jest faworytem obydwu starć, lecz w tym wieku o wyniku każdej walki może zadecydować dyspozycja dnia. Czy dwa efektowne zwycięstwa przybliżą go do upragnionego pojedynku o tytuł? Nie powinny, lecz potyczka z kochanym przez fanów dawnym mistrzem, zwłaszcza jeśli ten podejdzie do niej po trzech kolejnych wygranych, sprzeda się i w Niemczech, i w Wielkiej Brytanii...

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Hugo
Data: 14-01-2011 08:09:54 
Z całym szacunkiem dla Foremana, mistrzem w wieku 45 lat został na skutek jednego przypadkowego ciosu. Dobrze to rozumiał i po jednej udanej obronie tytułu z cieniasem Schulzem oddał pas i wkrótce w ogóle wycofał się z uprawiania boksu. Odszedł w glorii i stał się jedną z największych legend w historii boksu zawodowego. Niestety, Holyfield nie wie, kiedy odejść. Powinien to zrobić po walce z Wałujewem, którą niewątpliwie wygrał, chociaż sędziowie widzieli inaczej. W wieku 48 lat nie ma żadnych realnych szans na tytuł mistrza świata, natomiast spore szanse na zakończenie kariery w przykry sposób tj. przegrywając przez ciężki nokaut z jakimś przypadkowym rywalem. Czego absolutnie mu nie życzę, bo był jednym z najbardziej widowiskowo walczących mistrzów świata HW.
 Autor komentarza: xionc
Data: 14-01-2011 08:57:05 
Estrada w koncu nie walczyl?
 Autor komentarza: nik
Data: 14-01-2011 09:05:06 
Juz powinno byc cos wiadomo..
 Autor komentarza: Laik
Data: 14-01-2011 10:38:35 
Hugo,

Co to znaczy "przypadkowy cios?".Niechcący go uderzył,czy jak?
 Autor komentarza: Hugo
Data: 14-01-2011 11:25:50 
@Laik
To znaczy, że Foreman przegrywał tę walkę wysoko na punkty i w 10 rundzie wyszła mu petarda. To znaczy też, że obiektywnie rzecz biorąc był w tym momencie gorszym bokserem od Moorera. W boksie zdarza się, że czasami wygrywa słabszy bokser, który ma więcej szczęścia.
 Autor komentarza: Laik
Data: 14-01-2011 11:29:31 
co to znaczy był gorszym bokserem?Był lepszy,bo znokautował Moorera.
 Autor komentarza: FilipBoxing
Data: 14-01-2011 12:07:42 
ON chce być mistrzem w ciężkiej .. Adamek by go ładnie wypunktował , a gdzie tam do mistrza.
 Autor komentarza: Fexo5
Data: 14-01-2011 12:21:48 
Hugo

Szczęście to sobie możesz mieć w jakiejś loterii a nie w boksie. Wnerwia mnie już gadanie o tych przypadkowych ciosach. To Foreman wyprowadził cios którym znokałtował Moorera i wygrał walke, nikt inny za niego tego nie zrobił. To samo się tyczy innych tego typu przypadków. Nie po to boker haruje przez całe życie żeby ktoś później mówił że jego zwycięstwo jest nic nie warte bo to był lucky punch. Dobrze Laik napisał, niech się wszyscy zastanowią dokładnie co znaczą słowa "przypadkowy cios" a nie takie bzdury wypisują. Albo cios jest wyprowadzony przez zawodnika albo nie i nie ma tu żadnego podziału na przypadkowe nie nieprzypadkowe. Jeszcze dwa słowa do twojej wypowiedzi że Foreman był niby gorszym bokserem bo przegrywał przez większość cześć pojedynku, to tak jakby mówić że biegacz który prowadził przez większą część dystansu był lepszy od tego który pierwszy przekroczył metę.
 Autor komentarza: Hugo
Data: 14-01-2011 13:10:43 
@Fexo5

Nie chcę się spierać, ale szczęście w sporcie ma znaczenie. Nie oglądałeś nigdy np. meczu piłki nożnej w której jedna drużyna miała ogromną przewagę, sędzia nie uznał im prawidłowo strzelonej bramki, nie podyktował 2 karnych, które się należały, mieli 3 słupki, a przegrali po jakimś głupim samobóju? Czy to znaczy, że ci co wygrali byli lepsi? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Tak samo w przypadku tej walki bokserskiej. Moorer był w życiowej formie, niedługo wcześniej pokonał Holyfielda (z którym Foreman przegrał), a jednak został znokautowany. Nikt nie kwestionuje wyniku, który jest jednoznaczny. Ale szczęście było tego dnia po stronie Foremana, a nie Moorera.
 Autor komentarza: championn
Data: 14-01-2011 13:18:33 
Hugo ma troche racji. szczesciem moze byc np to ze ktos sie nadzieje. a co do cíosow to niektorzy sami sie dziwia ze kogos znokautowali
 Autor komentarza: Fexo5
Data: 14-01-2011 13:35:47 
Hugo

Ja nie twierdzę że szczęście nie ma znaczenia w sporcie, otóż ma i to duże.Tylko że sczęście ma się nijak do tzw. luncky punch'ów o których mówimy. Powtórze to po raz kolejny nikt za Foremana ciosu nie wyprowadził ani też on nie zamknął oczu i nie bił na ślepo, żeby można było to nazywać przypadkowym ciosem. Czym według ciebie różni się zwykły cios od "przypadkowego"? W takim razie każdy wyprowadzony cios można tak interpretować. Nie liczy się kto przeważał w danym pojedynku, tylko kto w końcowym rozrachunku był lepszy. W tym przypadku lepszy był Foreman bo znokałtował Moorera.
 Autor komentarza: Hugo
Data: 14-01-2011 13:44:10 
@Fexo5

Myślę, że o lucky punchu można mówić, jeśli zada go wyraźnie przegrywający bokser w końcówce walki. To nie umniejsza jego zwycięstwa, ale może być traktowane jako uśmiech fortuny.
 Autor komentarza: Deter
Data: 14-01-2011 14:46:13 
Fexo5
W pełni się z Tobą zgadzam.
 Autor komentarza: xionc
Data: 14-01-2011 15:04:35 
Przypadkowy cios to np. taki, ktorym Harrison polozyl Sprotta. Oczywiscie - wygral w pelni zasluzenie (albo raczej Sprott przegral zasluzenie), ale na tej podstawie ciezko mowic o klasie boksera.

Audley w walce o pas WBA tej klasy nie pokazal.
 Autor komentarza: Deter
Data: 14-01-2011 15:06:44 
Przypadek to nieznajomość przyczyn.
 Autor komentarza: Faraon
Data: 14-01-2011 17:55:21 
Znowu ktos wyjezdza tu z Adamkiem i bez sesu!Fexo5 i Deter macie calkowita racje a wku..a mnie jak ktos cos komus zazdrosci lub umniejsza.
 Autor komentarza: Faraon
Data: 14-01-2011 17:57:14 
Szczerze? to zycze mu tych pasuw pozdrawiam.
 Autor komentarza: Kopyto
Data: 14-01-2011 19:17:25 
Faraon
Ty to masz synek pisownie, Detera musi skręcać ;)
 Autor komentarza: biggeorge
Data: 14-01-2011 22:15:53 
Ja bym się nie zdziwił jak Evander dałby może nie wygraną ale wyrównaną walkę z którymś z braćmi, możecie się śmiać ale facet walczył już z kilkoma podobnymi gabarytowo (Bowe,Lewis,Nikoś), i dawał piękne walki zwłaszcza z Bowe.
 Autor komentarza: Faraon
Data: 14-01-2011 23:07:12 
KOPYTKO TRUDNO! POZDRAWIAM CIE A SYNEKK PO SLASKU TO CHLPAK A JA MA 40 NA KARKU PRENDZEJ MLODY ZGREDZIU HE HE.
 Autor komentarza: HAMMERFIST
Data: 15-01-2011 01:03:50 
Hugo to wytłumacz mi czemu taki Samuel Peter nie znokautował nigdy takiego boksera o poziomie Moorera przez całą karierę ?
 Autor komentarza: HAMMERFIST
Data: 15-01-2011 01:05:40 
Przede wszystkim by znokautować w walce o pas takiego boksera jak Moorer trzeba szczęście poprzeć klasą i sercem do walki...

Powiedzcie mi ile takich ciosów zdarzyło się w walkę o pas HW...
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.