ZEGAN: WIĘCEJ TAKIEGO BŁĘDU NIE POPEŁNIĘ

Jak już Was informowaliśmy, Maciej Zegan (42-5-2, 21 KO) kolejny pojedynek stoczy 11 listopada, kiedy stanie do pierwszej obrony pasa WBO European wagi lekkiej. Póki co prezentujemy Wam wywiad z wrocławskim pięściarzem, który powraca między innymi do ostatniej swojej walki i zaledwie remisu z anonimowym dotąd Borisem Bergiem.

- Co to za pomysł, żeby bokser z 42. wygranymi na koncie, pretendent do tytułu zawodowego mistrza świata prestiżowej organizacji WBO, walczył na podrzędnej gali jak równy z równym z kolesiem, który miał za sobą raptem trzy walki? Kibole w Internecie piszą, że rozmieniasz się na drobne...
Maciej Zegan: Teraz to ja też już wiem, że mój występ na tej imprezie był bez sensu. Niemcy dobrze zapłacili, inaczej bym się nie zdecydował. Ale więcej takiego błędu nie popełnię. Nie znajdowałem się w formie startowej, gdyż we Wrocławiu nader ciężko trenowałem z Zygmuntem Gosiewskim, przygotowując się do mojego późniejszego pojedynku. To jeszcze nie był ten etap!  Jednak jak mnie zapewniono, w Berlinie miałem stoczyć tylko luźny, pokazowy sparing. Tyle że punktowany. Niemiecki rywal miał być niezbyt wymagający. Dlatego zgodziłem się nawet, żeby ów sparing odbył się w wyższej wadze - junior półśredniej (63, 503 kg). Mój przeciwnik schodził do niej chyba z 70 kilogramów. Był więc ode mnie większy i silniejszy. To Ormianin z pochodzenia. Podszedłem do tej „pokazówki” na luziku. A tu niespodzianka! Co uderzyłem prawym, to na moją głowę natychmiast spadał lewy sierp. Okazało się, że ów Boris Berg naprawdę umie nieźle i mądrze boksować, do tego dawał z siebie wszystko i był znakomicie nastawiony taktycznie na mój sposób prowadzenia walki.  I co z tego, że dotąd miał na koncie ledwie trzy pojedynki? Dwa z nich wygrał przed czasem. Kto wie, może to przyszły mistrz świata, a może miał dzień konia, a z kolei nie był to mój wieczór? W każdym razie, dużo uderzał z boku i lekko podbił mi prawe oko.  Już po pierwszej rundzie zdałem sobie sprawę, że to nie przelewki. Zabrałem się więc do roboty i dalej było już lepiej.

- Sędzia jednak początkowo podniósł rękę Berga, wskazując go jako zwycięzcę...
MZ: Tak. Z tego powodu razem z trenerem Gosiewskim i menedżerem Grajewskim byliśmy bardzo źli. Tam arbitrzy  dopiero uczyli się punktować. Pan Andrzej sprawdził punkty i okazało się, że wychodził remis. Ostatecznie właśnie taki werdykt oficjalnie uznano. Bo to rzeczywiście była remisowa walka.

- No cóż, pewne rozczarowanie po tym Twoim berlińskim występie zostało, ale mimo tego, zaraz potem wybuchła medialna bomba. Podano, że będziesz walczył 4 grudnia o mistrzostwo świata WBO w wadze superpiórkowej ze Szkotem Rickym Burnsem (29 wygranych, w tym 7 przed czasem, 2 porażki). Jednak szybciutko sprawa upadła. Dlaczego?
MZ: Najpierw odebrałem telefon od warszawskiego promotora Andrzeja Wasilewskiego. Kiedyś dla niego boksowałem, ale rozstaliśmy się w niezbyt dobrej atmosferze. On potem publicznie wyrażał się o mnie bardzo nieelegancko. Jak widać, pecunia non olet, czyli pieniądze nie śmierdzą, skoro teraz zadzwonił z interesem. Oznajmił mi, że jest propozycja, bym walczył z Burnsem o pas i zapytał czy on (Wasilewski) ma dalej tę sprawę ciągnąć. Podziękowałem „Wasylowi” i powiedziałem, że sobie sam poradzę. Pewnie ździebko się zezłościł (śmiech) i chyba już do mnie nie zadzwoni. Dzień później natomiast „dryndnął” do mnie brytyjski promotor Frank Warren i złożył mi bardzo dobrą pod każdym względem, nie tylko finansowym, ofertę pojedynku z Burnsem. Cieszyłem się z takiej szansy jak dziecko. Niestety, na drugi dzień moja radość zgasła niczym świeczka. Andrzej Grajewski poinformował mnie, że telewizja SKY Sport nie zgodziła się na moją kandydaturę. I nie wiem dlaczego.

- Ponoć jesteś zbyt słaby dla Burnsa i … za mało medialny.
MZ: Dziwne tłumaczenie. Przecież biłem się z czołowymi bokserami świata w wadze lekkiej, jestem challengerem numer trzy do mistrzowskiego pasa w rankingu WBO, kiedyś w grupie zawodowej Panosa Eliadesa przez cztery lata walczyłem w Wielkiej Brytanii i jeszcze mnie tam pamiętają. Ponadto, na Wyspach jest przecież liczna Polonia, która mnie zna i na Polsacie ogląda moje pojedynki. Z pewnością nasi rodacy przyszliby do hali zobaczyć „sam na sam” Zegana z Burnsem.

- Ty mało medialny? Przecież w Polsce niektórzy wręcz zarzucają Ci, że po głośnej walce z Grigorianem stałeś się celebrytą z dużym parciem na szkło. Argument o Twojej rzekomej niemedialności więc odpada. A teraz okazuje się, że Sky Sport zamiast Ciebie woli Burnsowi podstawić zupełnie nieznanego Andreasa Evensena (13-1, 5 KO) z Norwegii, który jeszcze nigdy nie bił się z kimś dobrym w te klocki. Na dodatek jest lżejszy, bo z wagi piórkowej (57,153 kg) . Wygląda, jakby „Brytole” przestraszyli się Ciebie.
MZ: Ja wiem....?  Tak sobie też myślę, że może ktoś swoją zakulisową, krecią robotą przeszkodził mi w doprowadzeniu do tej walki i w zdobyciu mistrzostwa świata. Brytyjczycy mogli się zniechęcić również tym, iż za dużo osób chciało mi pomóc i włączyło się w te negocjacje: niemiecki promotor Peter Kohl, Andrzej Grajewski, z którym współpracuję, czy tzw. matchmaker, itp.  Chyba nie za darmo. To zapewne podbijało cenę całego przedsięwzięcia, gdyż nagle zrobiło się sporo chętnych do podziału tortu. Potrzebowałem wsparcia potężnego Kohla i zgodziłem się na nie, żeby Brytyjczycy nie przekręcili mnie u siebie, konkretnie w Szkocji, m.in. z werdyktem. Ale nie zrobię tego więcej, jeśli nie będę miał z podpisanego kontraktu tym promotorem.

- W Berlinie biłeś się w junior półśredniej, a tu miałbyś odchudzić się do super piórkowej, czyli do 58,967 kg. Dałbyś radę?
MZ: Pewnie, że tak. Zatrudniłbym dietetyka. Już miałem opracowany cały biznesplan na tę walkę. W okresie treningowym ważę 62,5-63 kg. Kiedy nie ćwiczę, to dochodzę do 65-66 kg.  Pot rano na sali z trenerem Gosiewskim i po południu w czasie biegu, czy na siłowni pod okiem Krzyśka „Żydka”, nic tłustego do jedzenia, tylko ryż, makarony, białe mięso, 3-5 posiłków co 3-4 godziny i z wagą  jest okey. Ciekawostka: zamiast herbaty piję dużo kawy z mlekiem i słodzikiem zamiast cukru.

- Co więc dalej?
MZ: 11 listopada w Polsce będę bronił swego pasa championa Europy organizacji WBO wagi lekkiej. Dokładne miejsce, ani przeciwnik nie są mi jeszcze znane. Tym zajmuje się Andrzej Grajewski. No i kasa musi się zgadzać. I czekam na swoją kolejną szansę walki o mistrzostwo świata. To wciąż jest realne. Zamierzam jeszcze poboksować przez trzy lata. Na wysokim poziomie.

Bartłomiej Czekański, Słowo Sportowe

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: lukaszenko
Data: 13-10-2010 13:05:48 
Ej;))..Fajny wywiad..Redaktor jaki luzak;))Powodzenia dla Zegana..
 Autor komentarza: holy
Data: 13-10-2010 13:21:11 
a juz myslalem ze zegan jest skonczony; przynajmniej wszystko na to wskazywalo
 Autor komentarza: Moser
Data: 13-10-2010 13:50:54 
"No i kasa musi się zgadzać". Może teraz ciecie przerzucą się na Zegana? ...
 Autor komentarza: zbigniewe
Data: 13-10-2010 13:52:25 
wieczny talent nigdy mistrzem jedna walka mu wyszla i wielkie ale
 Autor komentarza: otke
Data: 13-10-2010 14:26:53 
luźny płatny sparing, skąd on bierze te bzdury..
 Autor komentarza: Valetz
Data: 13-10-2010 22:30:29 
Na wysokim poziomie przez trzy lata? Przecież jego poziom od 4-5 lat jest wręcz żałosny.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.