KIBIC WSPOMNIENIOWO, CZYLI ECHA STADIONU

Parafrazując słynny bon-mot Marka Twaina, pragnę poinformować, że wiadomości o śmierci boksu są mocno przesadzone. Skoro pojedynki pięściarzy są jeszcze w stanie zapełniać widownię wielkich stadionów to znaczy, że ta wspaniała dyscyplina sportu o wielkich tradycjach, nie oddała pola w rywalizacji o serca kibiców mieszanym sztukom walki.  A jeśli jednym z tych stadionów jest legendarna arena nowojorskich Jankesów, to powodów do optymizmu jest jeszcze więcej. Niedawno dzięki walce Miguela Angela Cotto z Yuri Foremanem wielki boks powrócił na Yankee Stadium. I choć nie jest to ten sam stadion, na którym przed laty w heroicznych bojach zmagali się najwięksi mistrzowie szermierki na pięści, a rywalizacja w ringu zmieniła się bardzo od czasów Jacka Dempseya czy Joe Louisa, to nadal na Yankee bije sportowe serce Bronksu, a fundamentem boksu pozostają reguły markiza Queensberry.

Walki bokserskie na wielkich stadionach piłkarskich lub baseballowych były zawsze wyjątkowymi wydarzeniami, o ogromnym medialnym potencjale, nawet w epoce komunikacji ograniczonej jedynie do radia i prasy drukowanej. W ostatnich latach coraz rzadziej mieliśmy okazję podziwiać rywalizację pięściarzy w takiej oprawie, za to trybuny stadionów częściej wypełniali kibice MMA. Jednak po kilku chudszych latach boks znów wraca do gry, m. in. dzięki skutecznym marketingowym przedsięwzięciom w rodzaju turnieju Super Six. Z naszej krajowej perspektywy cieszy szczególnie to, że w największych ostatnio wydarzeniach tego typu brali udział polscy pięściarze. Ich występy anonsowano nawet jako pierwsze bokserskie zmagania Polaków na wielkiej arenie. Nie jest to opinia w pełni uzasadniona, gdyż amerykańscy pięściarze polskiego pochodzenia rywalizowali już wcześniej m. in. właśnie na Yankee Stadium, ale przypadek Alberta Sosnowskiego jest rzeczywiście bezprecedensowy, gdyż w walce z Witalijem Kliczko na stadionie Schalke w Gelsenkirchen reprezentował on polskie barwy, jako obywatel naszego kraju. Rynek niemiecki jest specyficzny, a kibice znad Łaby i Renu chyba niezbyt wymagający, więc zapełnienie widowni stadionu na gali bokserskiej z udziałem lokalnych idoli nie jest szczególnie trudne.  Sama walka (jak i cała gala) niestety nie stała na wysokim sportowym poziomie, ale dla naszego pięściarza mimo porażki, wydarzenie to może okazać się trampoliną do wielkiej, europejskiej kariery. Jednak o wiele ciekawszym zarówno z perspektywy historii boksu, jak i dalszej przyszłości, był występ Pawła Wolaka podczas gali Cotto-Foreman na nowo zbudowanym stadionie Jankesów, kontynuującym tradycje poprzedniej areny, działającej (z krótkimi przerwami) w latach 1923-2008.

Nasz rodak, walczący jako obywatel USA, zwyciężając Jamesa Moore’a na sportowej arenie Bronksu poszedł w ślady wielkiego poprzednika, także mającego polskie korzenie (choć nie związanego z Polską jak Wolak), amerykańskiego pięściarza Tony’ego Zale (Antoniego Floriana Załęskiego), dzierżącego światowy prymat w wadze średniej niemal przez całą dekadę lat czterdziestych ubiegłego wieku. Yankee Stadium stał się w 1946 roku miejscem wielkiego triumfu „Człowieka ze stali”, który po odsłużeniu czterech lat na froncie II wojny światowej, spotkał się w ringu z Rocky’m Graziano w walce, która otworzyła jedną z najsłynniejszych trylogii w historii boksu. Pojedynek ogłoszony Walką Roku przez magazyn The Ring zakończył się zwycięstwem Zale’a przez nokaut w 6 rundzie. W ekscytującym rewanżu rok później, na stadionie w Chicago, Graziano pokonał Zale’a również w 6 rundzie, zasypując mistrza wiszącego na linach gradem kilkudziesięciu uderzeń bez odpowiedzi, choć sam był wcześniej na deskach. I ten pojedynek Biblia boksu ogłosiła Walką Roku. Rywalizację z Graziano Zale rozstrzygnął na swoją korzyść w zamykającym trylogię akcie, który rozegrał się w następnym roku także na stadionie, tym razem w Newark, gdzie „Człowiek ze stali” rozbił Graziano w ciągu trzech rund.

Powrót Zale’a do mistrzowskiej rywalizacji po wojennej przerwie nieprzypadkowo miał miejsce na stadionie nowojorskich Jankesów. Baseballowa arena w Bronksie była w tamtym czasie obok koszykarskiej hali Blackhawk’s w Chicago i Madison Square Garden na Manhattanie, najsłynniejszym miejscem, w którym odbywały się wielkie walki w boksie zawodowym. Już miesiąc po otwarciu Yankee Stadium stał się miejscem powrotu na ring „Giganta z Pottawatomie”, Jessa Willarda, który odbudowywał się po straszliwej porażce poniesionej cztery lata wcześniej z rąk Jacka Dempseya. Pierwszy pięściarz wagi ciężkiej zwany „Nadzieją białych”, z powodu kreowania go na pogromcę czarnoskórego mistrza tej kategorii  Jacka Johnsona, z którym zresztą wygrał w 1915 roku przez KO w 26 rundzie, na Yankee pokonał przed czasem przeciętnego Floyda Johnsona, otwierając tym samym epokę wielkiego boksu na nowojorskim stadionie. Baseballowa arena Jankesów była widownią trzydziestu mistrzowskich walk i dziesiątków pojedynków rankingowych, toczonych na ringu ustawionym w miejscu drugiej bazy. Warto podkreślić, że od początku organizacja walk na Yankee stała na bardzo wysokim poziomie, zwłaszcza pod względem zapewnienia odpowiednich warunków do rywalizacji pięściarzom oraz pracy korespondentów prasy i radia. Ring był dobrze oświetlony, a miejsca tuż przy nim wyposażone w połączenia telegraficzne oraz telefoniczne. Na stadionie w Bronksie zaczęła się również nowoczesna epoka telewizyjnych transmisji gal bokserskich w USA, a pierwszym pokazanym w TV pojedynkiem była przegrana walka byłego mistrza świata wagi ciężkiej Maxa Baera z Lou Nova, stoczona w 1939 roku, przy niewielkiej jak na możliwości tego miejsca liczbie zaledwie kilkunastu tysięcy widzów.

Znacznie więcej emocji wzbudził jednak pojedynek, do którego doszło na Yankee rok wcześniej. Była to rewanżowa walka między aktualnym mistrzem świata wagi ciężkiej Joe Louisem i byłym championem Maxem Schmelingiem. Obaj pięściarze spotkali się w 1936 roku, również na stadionie Jankesów, na którym Louis miał okazję stoczyć swoją pierwszą wielką walkę dokładnie rok wcześniej i zaledwie rok po swoim ringowym debiucie, nokautując wtedy innego byłego mistrza świata, włoskiego giganta Primo Carnerę. Schmeling również znał dobrze tę arenę, gdyż w 1930 roku zdobył tam tytuł mistrzowski, wygrywając w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach z Jackiem Sharkeyem przez dyskwalifikację po nieczystym nokautującym ciosie rywala, a w 1933 roku pokonał na Yankee w obecności 53 tysięcy widzów Maxa Baera, w starciu ogłoszonym przez The Ring Walką Roku, na gali organizowanej przez byłego wielkiego mistrza Jacka Dempseya (który sam również walczył na tym stadionie). W 1936 roku „Brown Bomber” (pseudonim Louisa) wyszedł do ringu na Yankee Stadium po raz trzeci (trzy miesiące po zwycięstwie nad Carnerą znokautował tam Maxa Baera), jako opromieniony sławą pogromcy byłych mistrzów, kreowany na wielką gwiazdę, zaledwie 22-letni przyszły champion. Okazało się jednak, że na walkę z doświadczonym Schmelingiem było jeszcze za wcześnie i porozbijany Louis przegrał przed czasem w 12 rundzie. Nazistowskie Niemcy oszalały z radości, a Hitler słał kwiaty i gratulacyjne depesze do małżonki Schmelinga. Również niemiecki pięściarz po walce dedykował swoje zwycięstwo Fuehrerowi i narodowi niemieckiemu, choć trzeba przyznać, że zachowywał duży dystans do totalitarnego reżimu, a w tajemnicy pomagał nawet prześladowanym Żydom. Warto podkreślić, że walka odbyła się tuż przed olimpiadą w Berlinie, a dodatkowo entuzjazm wśród Niemców wzbudzał fakt, że porażki doznał czarnoskóry zawodnik, który w zbrodniczej ideologii rasowej nazistów uznawany był za gorszy gatunek człowieka. Nic dziwnego, że temperatura przed rewanżową walką była wysoka, a emocje sięgały zenitu. Na trybunach Yankee Stadium zasiadło ponad 80 tysięcy widzów, ustanawiając frekwencyjny rekord tego obiektu, wcześniej także należący do Schmelinga (79 tysięcy widzów na jego walce z Sharkeyem). Dodatkowego smaczku rywalizacji obu pięściarzy przysparzał fakt, że tym razem stawką w pojedynku Louisa ze Schmelingiem był tytuł mistrza świata, dzierżony przez „Brown Bombera” po zwycięstwie nad Jimem Braddockiem w 1937 roku. Propaganda nazistowska starała się oczywiście wykorzystać rewanżowe starcie do swoich celów, a kibice w Niemczech mieli okazję obserwować zmagania pięściarzy dzięki transmisji radiowej. Została ona jednak przerwana już po kilkudziesięciu sekundach pierwszej rundy, gdy pogardzany przez Niemców czarnoskóry mistrz, potężnymi ciosami po raz pierwszy doprowadził do liczenia Schmelinga. Niemiec turlał się potem po ringu jeszcze trzy razy w tej rundzie, zanim z jego narożnika poleciał ręcznik i sędzia przerwał bombardowanie z rąk Louisa. Upokorzeni Niemcy tego już nie słyszeli w głośnikach swoich radioodbiorników.

Te dramatyczne wydarzenia paradoksalnie zbliżyły obu pięściarzy, którzy pozostali przyjaciółmi do śmierci Louisa w 1981 roku. „Brown Bomber” w swojej karierze walczył jeszcze na Yankee Stadium kilka razy, a do historii przeszły zwłaszcza jego pojedynki z Jersey Joe Walccottem w 1948 roku, kiedy przegrywając rewanżową walkę znokautował pretendenta w 11 rundzie i starcie z Ezzardem Charlsem w 1950 roku, przypomniane niedawno przez bokser.org w cyklu "Wielkie batalie", w którym Louis stracił tytuł, przegrywając bardzo wysoko na punkty. Częstym gościem na stadionie Jankesów był również inny wielki mistrz wagi ciężkiej Rocky Marciano, który definitywnie odesłał Louisa na sportową emeryturę, wygrywając z nim przed czasem w 1951 roku. Na Yankee stoczył w sumie cztery walki, z których szczególnie godne uwagi były jego dwa zwycięskie pojedynki z Ezzardem Charlesem, stoczone dokładnie w odstępie trzech miesięcy, latem 1954 roku. Po pierwszej zaciętej walce wygranej na punkty, w drugiej Marciano znokautował rywala, choć kończył walkę ze złamanym nosem, a pojedynek został ogłoszony przez The Ring Walką Roku. Dwanaście miesięcy później, również na Yankee Stadium Rocky Marciano zakończył swoją sportową karierę jako jedyny do dziś niepokonany mistrz świata wagi ciężkiej, wygrywając przed czasem z ringowym weteranem i mistrzem świata wagi półciężkiej, Archie Moore’em.


W historii ringowych zmagań na Yankee Stadium nie brakowało dramatycznych momentów, takich jak wspomniane walki Louisa, czy kontrowersyjne zwycięstwo Schmelinga w jego pierwszym pojedynku z Sharkeyem. Do najbardziej dyskusyjnych wydarzeń na tym obiekcie można zaliczyć walkę z 1939 roku o mistrzostwo świata w wadze lekkiej, pomiędzy mistrzem wagi półśredniej Henry’m Armstrongiem i Lou Ambersem. Henry Armstrong, jeden z najlepszych pięściarzy w historii boksu zdeklasował w tym zaciętym pojedynku swojego rywala, ale… przegrał na punkty po 15 rundach, z powodu kar nakładanych na niego kilka razy przez sędziego ringowego za ciosy poniżej pasa. W powszechnej opinii uznano jednak Armstronga za skrzywdzonego tym werdyktem, gdyż bez wątpienia stronniczy sędzia (słynny zresztą Arthur Donovan) karał go nie za faule z premedytacją, lecz za przypadkowe ciosy zadane w ferworze walki, z których zresztą żaden nie zrobił krzywdy przeciwnikowi.

Jeszcze bardziej nieoczekiwany przebieg miała walka Sugara Raya Robinsona, największego w historii mistrza wagi średniej z mistrzem wagi półciężkiej Joey’em Maximem, stoczona na Yankee w 1952 roku. Stawką tego pojedynku był tytuł należący do Maxima. Walka toczona była w czerwcowym upale, a temperatura w cieniu przekroczyła 40 stopni! Z powodu trudnych warunków atmosferycznych w 10 rundzie pojedynku wycofał się… sędzia ringowy Ruby Goldstein, który został zastąpiony przez Raya Millera. Sugar Ray także skrajnie wyczerpany upałem, nie wyszedł do 14 rundy, a po walce ogłosił zakończenie kariery. Na szczęście po trzech latach przerwy zmienił zdanie i walczył jeszcze na ringu przez dziesięć lat, kilka razy zdobywając tytuł mistrzowski w wadze średniej, a w 1957 roku, w chłodny wrześniowy wieczór stoczył na Yankee porywający, choć przegrany pojedynek z Carmenem Basillo, uznany przez The Ring za Walkę Roku. Zrewanżował się zresztą odzyskując tytuł kilka miesięcy później w Chicago, a jego drugą walkę z Basillo również ogłoszono Walką Roku magazynu The Ring.

Jednak epoka wielkiego boksu na Yankee Stadium powoli dobiegała końca. Jeszcze w 1959 roku doszło w tym miejscu do sensacyjnego zwycięstwa szwedzkiego pięściarza Ingemara Johanssona nad najmłodszym (wtedy) w historii mistrzem wagi ciężkiej, Floydem Pattersonem. Patterson prowadząc zdecydowanie ten pojedynek, otrzymał w trzeciej rundzie potężny prawy prosty idealnie na szczękę, po którym podniósł się z trudem, jednak Szwed nie przepuścił okazji i posłał mistrza w tej rundzie jeszcze sześć razy na deski, odbierając mu tytuł. Walka ta otworzyła kolejną ringową trylogię, gdyż obaj rywale spotkali się jeszcze dwa razy i obie te walki zwyciężył zdecydowanie Amerykanin, stając się również pierwszym w historii mistrzem wagi ciężkiej, który po porażce odzyskał światowy tytuł. Wielkie walki coraz częściej zaczęły jednak gościć w Las Vegas i Los Angeles, oraz w nieodmiennie wiodącej prym Madison Square Garden. Łabędzim śpiewem bokserskich zmagań na Yankee Stadium okazała się kończąca kolejną ringową trylogię, trzecia walka Muhammada Alego z Kenem Nortonem w 1976 roku. Była to już inna epoka, w której zaczynała dominować rywalizacja między wielkimi światowymi federacjami bokserskimi. Ali i Norton zmierzyli się w pojedynku o pasy WBC i WBA w wadze ciężkiej. Norton był wtedy jedynym obok Joe Fraziera pogromcą Alego, któremu w ich pierwszej walce złamał szczękę. Trylogię ich zmagań rozstrzygnął jednak na swoją korzyść „The Greatest”, wygrywając nieznacznie na punkty. Od tego czasu nigdy nie ustawiono już ringu na drugiej bazie stadionu New York Yankees.

Boks powrócił na Yankee Stadium dopiero po 34 latach, jednak już na nowym obiekcie, podczas wspomnianej na początku tekstu gali Cotto-Foreman, z udziałem naszego Pawła Wolaka. Jako kibice na pewno możemy sobie i polskiemu pięściarzowi życzyć, aby w przyszłości w annałach boksu wymieniających nazwiska wielkich mistrzów, którzy rywalizowali na arenie Jankesów w Nowym Jorku, obok Dempseya, Louisa, Schmelinga, Armstronga, Zale’a, Graziano, Marciano, Robinsona, Alego i wielu innych, wpisywano także mistrza wagi junior średniej lub średniej, Pawła Wolaka.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

Historyk sztuki, adiunkt na UAM w Poznaniu. Boks stał się jego pasją w latach 80. ubiegłego wieku, gdy Mike Tyson zmiatał z ringu kolejnych rywali, filmowy Rocky bił się w Moskwie z Ivanem Drago, a pięściarze z kadry prowadzonej przez Andrzeja Gmitruka przywieźli z Igrzysk Olimpijskich w Seulu cztery brązowe medale. Autor felietonów oraz opracowań historycznych poświęconych pięściarstwu, które poznał również w praktyce, 20 lat temu pod okiem trenera Grzegorza Swadowskiego.

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: iron
Data: 26-06-2010 23:41:10 
Patrząc na ilośc kibiców na polskich galach wydaje mi się że polski boks zawodowy łapie zadyszkę w Ameryce jest kryzys wagi ciężkiej ale tacy zawodnicy ja Pacquiao cz charyzmatyczny Meaywether będą przyciągać ludzi do boksu i ten stadion pewnie nie raz się jeszcze wypełni
 Autor komentarza: Crimson
Data: 27-06-2010 03:06:37 
Boks zawsze bedzie mial swoich oddanych fanow, dla ktorych nie przetanie istniec. Prawda jest jednak taka, ze nie ma juz tych elektryzujacych pojedynkow wagi ciezkiej, ktore napedzaly popularnosc tej dyscypliny. Mowiac szczerze, odbija sie to nawet na mnie choc interesuje sie i sledze wszelkie wydarzenia bokserskie juz od kilku lat. Po prostu, procz sportu to ma byc show a teraz nikt nie robi juz tego show no chyba, ze szopka - Mayweathera robi na kims wrazenie
 Autor komentarza: arnold82
Data: 27-06-2010 17:49:47 
Boks zawsze będzie miał przewagę nad MMA w estetyce walki bo większość walk MMA wygląda jak próby gwałtu. Chociaż każdy kto się na tym zna wie że nawet najlepszy bokser ma małe szanse z przeciętnym zawodnikiem MMA to jednak boks lepiej się ogląda a w sporcie zawodowym oglądalność to podstawa.
 Autor komentarza: Crimson
Data: 28-06-2010 02:13:07 
@arnold82 Przepraszam, bokser ma male szanse z przecientym zawodnikiem MMA w czym? W szachach? w pici-polo? w marynarzyku? Bo jesli twoim zdaniem, zawodnik MMA spotka sie w ringu czy tam w klatce z bokserem nie uprawiajacym tej dyspliny, i ma z nim walczyc na tych zasadach, to trzeba sie z toba zgodzic, rzeczywiscie zaden najlepszy bokser nie ma szans! I fajnie, ze jest tu ktos kto sie na tym zna!
 Autor komentarza: glaude
Data: 28-06-2010 10:27:07 


Odyniec
Dużo dobrej roboty. Drobiazgowo i historycznie, ale i ciekawie.

Powodzenia
 Autor komentarza: Pucek
Data: 28-06-2010 11:38:11 
Tomasz Ratajczak to żaden Odyniec... ;)
Tomasz/poznaniak...
 Autor komentarza: arnold82
Data: 28-06-2010 11:53:06 
Crimson.

Tak nawet Witek czy Mike Tyson w szczytowej formie mieliby marne szanse nawet z przeciętnym zawodnikiem MMA w swojej wadze, gdyby zechcieli walczyć z nim na zasadach MMA bez wcześniejszego treningu chwytów. Bo tylko niewielki procent walk MMA kończy się w stójce zanim dojdzie do klinczu.

W ogóle w MMA od dawna nie ma czystych bjjowców, zapaśników, judoków, bokserów czy karateków bo wszyscy trenują przekrojowo.
 Autor komentarza: glaude
Data: 28-06-2010 13:12:55 


Najmocniej przepraszam, coś maksymalnie pokręciłem w takim razie.


 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.