CUDZE CHWALICIE-SWOJEGO NIE ZNACIE (1986)

W poprzednim odcinku wspominałem, że rok 1986 zapisał się w historii polskiego boksu amatorskiego eksplozją talentów młodzieńców z rocznika 1968. Na wrześniowych mistrzostwach Europy juniorów w Kopenhadze nasi juniorzy zdobyli aż 6 (!) medali, w tym jeden z najszlachetniejszego kruszcu. Mimo iż największą gwiazdą tamtej reprezentacji był Andrzej Gołota, który stanął na najwyższym stopniu podium (pokonując Rosjanina Nikołaja Seturi) chciałbym, Ci Czytleniku przypomnieć o pojedynku innego naszego medalisty.

W ćwierćfinale kopenhaskiej imprezy naprzeciwko siebie wyszli do ringu Dariusz Michalczewski i Fabrice Tiozzo (48-2, 32 KO). Francuz, mimo iż rok młodszy, dał się już poznać jako bardzo zdolny pięściarz, zwyciężając m.in. wiosną 1986 r. w Bydgoszczy (w finale turnieju Gazety Pomorskiej) innego naszego reprezentanta, Krzysztofa Żmijana (rok później pozostał nielegalnie w Anglii - czy ktoś wie co się z nim dzieje?). Na ringu w Kopenhadze karty rozdawał jednak gdańszczanin, któremu sędziowie przynali jednogłośne zwycięstwo. Młody Tiozzo nie zdążył zaistnieć w boksie seniorskim, przechodząc na zawodowstwo (śledem starszego brata, Christophe) po zdobyciu srebrnego medalu mistrzostw świata juniorów w 1987 r. Historię kariery "Tygrysa" znasz Czytelniku doskonale, dlatego nie ma sensu przypominać gdzie i kiedy Michalczewski z Tiozzo zmierzyli sie z sobą ponownie i co z tego wynikło. Dopełniając wątek juniorskiej kariery Darka, wspomnę także, że w owym 1986 r. miał on na swoim rozkładzie także Rumuna Mihai Leu (28-0, 10 KO), czy też jak wolą niemieccy kibice - Michaela Loewe, o którym pisałem w poprzednim odcinku.

Fot. Dariusz Michalczewski i Fabrice Tiozzo

Oczywiście z wielka przyjemnościa przypominam imiona i nazwiska medalistów sprzed 23 lat. Złoto zdobył Andrzej Gołota a brązowe medale - Rafał Niedbalski, Jacek Gmiński, Piotr Treczyński, Dariusz Michalczewski i Cezary Banasiak. W tym gronie mógł sie również znaleźć inny czołowy wówczas junior Europy (brązowy medalista mistrzostw świata juniorów z 1985 r.), Henryk Zatyka. Mógłby, gdyby szczęśliwiej losował. W Kopenhadze warszawianin trafił jednak na swoje nemesis, Axela Schulza (26-5-1, 11 KO) - jak by nie patrzeć późniejszego pretendenta do tytułu zawodowego mistrza świata - z którym potykał się 3-krotnie i ani razu nie potrafił znaleźć recepty na atuty Niemca ze wschodu.
 

Fot. Henry Maske i Manfred Wolke


A co ciekawego działo się w rywalizacji seniorów? Z rozgrywanych w maju w amerykańskim Reno mistrzostw świata przywieźliśmy dwa brązowe medale (Tomasz Nowak i Henryk Petrich, co środowisko przyjęło z pewnym niedosytem (daj nam Boże dzisiaj takie zmatrtwienia!!!). Petrichowi na drodze do finału stanął Henry Maske (31-1, 11 KO), późniejszy zawodowy mistrz świata wagi półciężkiej, absolutna legenda niemieckiego boksu. Mniej wtajemniczonym Czytelnikom przypomnę, że nie była to pierwsza rywalizacja obu pięściarzy. Po raz pierwszy skrzyżowali oni rękawice w październiku 1983 r. w finale Mistrzostw Armii Zaprzyjaźnionych, które rozgrywane były w rodzinnym mieście Maskego, Frankfurcie nad Odrą. Wówczas lepszym na punkty (4-1) okazał sie 19-letni Niemiec. Drugi raz obaj rywale spotkali się rok później na ringu w Hawanie, w półfinale tzw. Turnieju Przyjaźni (wystąpili tam zawodnicy z krajów, które zbojkotowały igrzyska olimpijskie w Los Angeles). Tym razem sędziowie przychylniej ocenili boks mistrza Polski, przyznając mu niejednogłośne zwycięstwo (3-2). Tak więc bilans walk Maske-Petrich zakończył się wynikiem 2-1 dla "Gentlemana".
 

Fot. Sven Ottke i Dariusz Michalczewski


O wiele korzystniej Henryk Petrich prezentował sie w konfrontacji z innym późniejszym zawodowym mistrzem świata i również Niemcem (tylko z zachodu), Svenem Ottke (34-0, 6 KO). Po raz pierwszy obaj pięściarze zmierzyli się ze sobą w meczu międzypaństwowym, rozgrywanym 23 lutego 1986 r. w Stuttgarcie.  Wówczas to, w 2-giej rundzie po niezwykle silnych ciosach zadanych przez Polaka na "dół", 19-letni Ottke został wyliczony przez sędziego.

Okazją dla Niemca do rewanżu mógł być listopadowy Turniej Feliksa Stamma. Zarówno Petrich, jak i Ottke dotarli do finału tej imprezy, jednak do ich walki nie doszło. W półfinale Ottke został bowiem znokautowany w 3 rundzie, po komendzie "stop", przez kanadyjskiego zabijakę, Egertona Marcusa (17-4-1, 12 KO) i mimo iż zwyciężył przez dyskalifikację, to rzecz jasna nie mógł stanąc do pojedynku finałowego.

Fot. Egerton Marcus

Warto wspomnieć, że w kuluarach Hali Mirowskiej sporo mówiono o propozycji, jaką opiekunom Petricha złożyła - rzekomo - ekipa kanadyjska, by Petrich z Marcusem stoczyli w dniu finałów pojedynek pokazowy. Podobno Kanadyjczyk (wychowanek Adriana Teodorescu), by przekonać samego pięściarza Legii zaproponował mu nawet 500 dolarów za tę walkę. Co do wiarygodności owych wydarzeń i okoliczności nie będę się wypowiadać (zapytamy o to przy najbliższej okazji Macieja Mizerskiego, który opiekował się wówczas kadrą Kanady). Faktem jest, że do walki Petricha z Marcusem nigdy nie doszło.Turniej Stamma A.D. 1986 przyniósł kilka ciekawych - z punktu widzenia niniejszego opracowania - rozstrzygnięć. M.in. znany i ceniony radomski "bombardier" Bogdan Wieczorek (75 kg) wypunktował wspomnianego w poprzednim odcinku Amerykanina Williama Guthrie (35-4-3, 28 KO), późniejszego zawodowego mistrza świata wagi półciężkiej.
 

Fot. Henryk Petrich


Swój wielki turniej zanotował także Stanisław Łakomiec, który w drodze do finału pokonał cenionych później zawodowców - Brenta Kosolofskiego (16-1, 14 KO) z Kanady, który w 1993 r. zdobył pas mistrz Wspólnoty Brytyjskiej w wadze półciężkiej, oraz Węgra Lajosa Erosa (21-9-1, 11 KO), późniejszego dwukrotnego pretendenta do tytułu zawodowego mistrza Europy (EBU) w wadze ciężkiej. W walce finałowej Łakomiec stanął oko w oko z Markusem Bottem (28-5, 20 KO), który w 1993 r. został zawodowym mistrzem świata WBo wagi cruiser. Pojedynek Łakomiec-Bott transmitowała wówczas TVP w godzinach najlepszej oglądalności a jego dramaturgia sprawiła, że nazajutrz mówili o nim nie tylko kibice interesujący się boksem (np. moje szkolne koleżanki). Lepszym okazał się Polak, który tym samym dokonał tego co nie udało się wcześniej dwukrotnie tak wspaniałemu sportowcowi jak Paweł Skrzecz.

 



Fot. Orzubek "Gussie" Nazarow

Kilka miesięcy wcześniej (w lipcu) w Moskwie odbyły się wielkie międzynarodowe zawody sportowe nazwane przez organizatorów Igrzyskami Dobrej Woli (Goodwill Games). W turnieju bokserskim wystąpiło wprawdzie dwóch Polaków (Grzegorz Jabłoński i Dariusz Kosedowski), jakkolwiek nie udało się im wygrać pierwszych walk. Ten drugi uległ w 3 rundzie przez 3 RSC ówczesnemu mistrzowi Europy juniorów, Orzubekowi Nazarowowi (26-9, 18 KO), który po zakończeniu pięknej kariery amatorskiej został jeszcze bardziej znanym i cenionym profesjonałem, mistrzem świata WBA wagi lekkiej.

 

Fot. Roy Jones jr.

Ale przypominam Ci, Czytelniku o tych Igrzyskach mając na uwadze jeszcze jeden istotny powód. Właśnie wówczas w Moskwie na seniorskim, międzynarodowym ringu zadebiutował 17-letni Roy Jones jr.. Wystąpił w kategorii lekkopółśredniej (63,5 kg) i w swojej drugiej walce przegrał (1-4) ze znakomitym Rosjaninem Igorem Rużnikowem.
            

Fot. Henry Akinwande


23 października 1986 r. w miasteczku Bletchley w ramach meczu międzypaństwowego Anglia-Polska na tle reprezentanta Polski, Wiesława Dyły, zaprezentował się późniejszy zawodowy mistrz świata WBO wagi ciężkiej, Henry Akinwande (50-4-1, 30 KO). 21-letni Anglik wypunktowal wówczas wyraźnie - ku konsternacji polskiej ekipy - o dwa lata starszego śląskiego siłacza, z którym wiązano spore nadzieję na przyszłość. Nadzieje, które w sporej mierze zrealizował niedługo potem - na szczęście - Andrzej Gołota.

Ale o tym  i o samej walce Gołoty z Akinwande przeczytasz Czytelniku następnym razem. Wszystko dlatego, że cudze chwalimy - swojego nie znamy lub ...nie pamiętamy.

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: holy
Data: 13-10-2009 08:36:28 
wszystko oki ale irytuja mnie te wstawki ' drogi czytelniku' itd ja wiem ze autor tekstu chce w ten sposob nawiazac wiez z czytelnikiem ale jakos sztucznie brzmia kiedy sie je czyta slowem - mozna je sobie podarowac bo brzmia pretensjonalnie
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.