Walka w Afryce Anthony'ego Joshuy (28-4, 25 KO) nabiera realnych kształtów, a o rolę gospodarza rywalizują dwa kraje - Nigeria oraz Ghana.
Wcześniej na ochotnika zgłaszali się Guido Vianello, Arslanbek Machmudow czy Martin Bakole, teraz do tej grupy dołączył Kingsley Ibeh (16-2-1, 14 KO). "Czarny Lew" ma też swojego asa w rękawie - jest przecież Nigeryjczykiem, który do USA przybył, aby zostać gwiazdą futbolu amerykańskiego. Ten etap kariery ma już dawno za sobą, ale zaczyna coraz więcej znaczyć w świecie boksu. W ostatnim występie pokonał przed czasem Geralda Washingtona (TKO 3). Waży 130 kilogramów, jest silny jak tur, choć boksersko na pewno odstawałby od AJ-a. I co najważniejsze, notuje serię jedenastu kolejnych zwycięstw, w tym dziesięciu przed czasem.
VIANELLO: MACHMUDOW DLA JOSHUY? PRZECIEŻ DOPIERO CO GO POBIŁEM >>>
- Jestem idealnym rywalem dla Joshuy na walkę w Nigerii. To byłoby spełnienie moich marzeń. Ale tak naprawdę obojętne mi gdzie, po prostu chciałbym się z nim zmierzyć i sprawdzić, możemy to równie dobrze zrobić w Londynie. Nie mam wątpliwości, że pokonałbym go przed czasem, pytanie tylko jak szybko bym to zrobił? Jestem podekscytowany tym, co przyniesie przyszłość, bo naprawdę nie pokazałem jeszcze swoich realnych możliwości. Joshua był moim idolem, wychodzę jednak do ringu ze złymi intencjami. Z przyjemnością przylecę do Wielkiej Brytanii i dam tamtejszym kibicom dobrą rozrywkę - powiedział Ibeh, kuzyn Ike'a Ibeabuchiego. Geny do boksu ma więc doskonałe...