SZYBKIE CZASÓWKI I OBIEŻYŚWIAT DE MORI - WYNIKI WALK TYGODNIA
Jest to chyba jeden z najnudniejszych tygodni jeżeli chodzi o boks zawodowy, ale dla porządku przytaczamy wyniki kilku ciekawszych zestawień.
Zaczynamy od czwartku. We francuskim Enghien pokazał się super średni Kevin Lele Sadjo (26-0, 23 KO) (WBC #10, IBF #10, WBO #7) doprowadził do poddania Martina Ezequiela Bulacio (14-10, 10 KO). Argentyńczyk wycofał się po czwartej rundzie.
Piątek i rosyjski Kazań. Umar Salamow (31-2, 23 KO) znokautował już w pierwszej rundzie Dmitrija Iwanowa (11-3-1, 11 KO) i zapowiedział bój ze znanym z polskich ringów Jurijem Kaszińskim (22-3, 19 KO). Starcie o pas WBA Gold wagi ciężkiej 10 października w Groznym.
W amerykańskim Melrose pokazał się były mistrz świata IBF wagi super koguciej Jonathan Guzman (27-2, 26 KO). Jego przeciwnik - Bernardo Gomez Uribe (17-12, 10 KO) z Meksyku wytrwał niecałe dwie minuty.
Sobota i stolica Czarnogóry - Podgorica. Obieżyświatem trzeba nazwać Marka De Moriego (43-3-2, 38 KO), który boksował już w ponad dziesięciu krajach. Australijczyk zastopował właśnie Tomislava Senticia (5-12, 4 KO) w 115 sekund.
Toledo w stanie Ohio. Pięknieje rekord Alberta Bella (28-0, 9 KO), który właśnie wypunktował na dystansie dziesięciu rund Keitha Huntera (16-3, 10 KO). "Książe" już przed walką notowany był w rankingach światowych (WBC #16, IBF #8, WBO #11), a po wczorajszej wygranej możemy się jedynie spodziewać kolejnego awansu.
I na koniec jeszcze przypomnienie - za kilkanaście godzin w Detroit impreza, podczas której pokażą się dwaj byli mistrzowie świata - Sadam Ali (27-3, 14 KO) i Richard Commey (30-5-1, 27 KO). Ten pierwszy zaboksuje dziesięć rund w limicie wagi junior średniej, a jego rywalem będzie Cody Wilson (14-5, 9 KO), ten drugi ma zaplanowaną sześciorundówkę w wadze półśredniej i zmierzy się z Williamem Jacksonem (13-6-2, 5 KO).
Bilans 30-0-0 można nabić w dwa lata, walcząc w czeskich hotelowych knajpach, polskich "Dziadowych Kłodach" albo nawet w UK, w ramach zapychacza przed kartą główną. Zamiast tego jest jakieś nieudolne "stopniowanie trudności". I potem przyjeżdża jakiś journeyman z Kolumbii i wyciera takim zuchem ring. Albo przegrywa z jakimś lokalnym kick-boxerem. A można przecież tak jak de Mori. Ubić tuzin bośniackich kotletów z ujemnym bilansem, potem wyjść do topu, wytrzymać dwie minuty, zainkasować milion złociszy i znów do czeskiej albo bośniackiej knajpy...