ROK 2020 W POLSKIM BOKSIE - KTO NA MINUS

Łukasz Famulski, Opracowanie własne

2020-12-26

Jak zawsze w okresie świąteczno-noworocznym Łukasz Famulski pokusił się o podsumowanie naszego podwórka - kto na plus, a kto na minus? To już nasza tradycja. Zaczynamy od tych, którzy sezon 2020 nie będą wspominać najlepiej.

Ten rok był dla nas tak "szczęśliwy", że lista plusów przyszła mi z wielkim trudem, natomiast tworząc zestawienie zawodników, którzy będą wspominać go fatalnie bądź po prostu niezbyt dobrze, wybierałem z blisko trzydziestu pięściarzy. Poniżej więc zestawienie przegranych, zweryfikowanych, pechowych oraz tych, którzy źle wykorzystali czas na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy.

1. Adam Kownacki (20-1, 15 KO)
Po walce z Arturem Szpilką wydawało się, że Adam może przegrać 100 następnych walk, a i tak wszyscy będą pamiętali mu tylko tamtą walkę. Nasze apetyty jednak rosły i po odprawieniu kolejnych byłych pretendentów i jednego byłego mistrza Kownacki stanął w miejscu, gdzie wydawało się, że na walka o tytuł, o jaką w wadze ciężkiej nie jest tak łatwo, musi już tylko odczekać. Pojedynek z Heleniusem w marcu miał być tym z kategorii rozbiegowych. Niestety pojawiła się porażka przed czasem, następnie czas pandemii i aktualne możliwości ringowe Kownackiego są dużą zagadką. Słyszymy o rewanżu już w styczniu, wypada tylko wierzyć, że "Nordycki Koszmar" okaże się wyłącznie koszmarem minionego roku, a Adam wróci na swoje miejsce w czołówce wagi ciężkiej.

2. Robert Parzęczewski (25-2, 16 KO)
Przywykliśmy, że w trudnych walkach wyjazdowych nasi pięściarze kończą na deskach. Nikt się chyba jednak nie spodziewał, że 40-letni Chusanow z wagi niżej ciężko znokautuje Parzęczewskiego już na początku walki w jego rodzinnym mieście. Wszystko tak naprawdę oddają słowa promotora Mariusza Grabowskiego, który słusznie stwierdził, że inaczej boli porażka wyjazdowa za kilkaset tysięcy, a inaczej porażka w Polsce za kilka tysięcy. I w ten oto sposób rok 2021 zamiast na szukanie wyzwań i budowanie pozycji Parzęczewskiego będzie rokiem odbudowy. I oby ten proces przebiegł pomyślnie.

3. Krzysztof Głowacki (31-2, 19 KO)
W przypadku Krzyśka już nawet nie wiadomo jak ubrać w słowa kłopoty, które go dotykają. Wydawało się, że fatalny rok po walce z Briedisem powetuje sobie wyjazdem po mistrzowską szansę z Okolie'em. Niestety dopadł go wirus. Sytuacja wydaje się być cały czas optymistyczna, tylko w zawieszeniu. O tym na co liczymy i czego oczekujemy w przyszłym roku już lepiej nic nie mówmy, żeby... nie zapeszyć.

4. Michał Syrowatka (22-5, 7 KO)
To z pewnością ostatni rok kiedy Michał pojawia się w tym zestawieniu. Jego przykład pokazuje najpełniej jak krótka jest kariera pięściarska i jak mądrze trzeba ją poprowadzić, kiedy jest ku temu odpowiedni moment. Smutna porażka przed czasem z Runowskim, po pełnej dominacji i wysoka porażka punktowa z bardzo przeciętnym Finem powinny być dla Michała podstawą do przewartościowania wielu spraw w boksie. Tak czy inaczej będziemy mu pamiętać takie walki jak nokaut na Chudeckim czy wyjazdowe zwycięstwo w pierwszej walce z Daviesem Juniorem.

5. Nikodem Jeżewski (19-1-1, 9 KO)
Zastanawiałem się, czy nie jest na tej liście zbyt wysoko. W końcu dobrze zarobił, walka o sporym rozgłosie, wcześniej jedno zwycięstwo. Trzeba jednak zauważyć, że w poważnym boksie pięściarze dzielą się na tych, którzy planują poważne sukcesy i zawsze wychodzą jak po swoje, oraz takich, którzy o tym marzą. Jeżewski jest w grupie "marzycieli" i nie jest to ani zarzut, ani krytyka, tylko i wyłącznie pokazuje przeskok i problem z adaptacją do dużych walk. Na przykład Kamil Szeremeta, który również został mocno sprawdzony, nie znalazł się na tej liście, ponieważ pokazał swoją postawą, że mimo zderzenia ze ścianą jest kimś więcej niż tylko "marzycielem". I jeśli powie sławne "wrócę silniejszy", to będzie w wąskim gronie tych, którym jestem w stanie w to uwierzyć. A co do samego Jeżewskiego trzeba pochwalić go za niekłamaną pasję i miłość do boksu i na pewno na lokalnych galach może dać dużo radości miejscowej publiczności.

6. Krzysztof Włodarczyk (58-4-1, 39 KO)
Blisko czterdziestoletni "Diablo" nie stoczył w tym roku ani jednej walki. Bądźmy jednak uczciwi, od byłego mistrza świata nie mamy prawa już niczego oczekiwać. Kontuzja barku, rozstanie z trenerem Łapinem, "porządek" w życiu prywatnym, ogólna cisza wokół obyczajowości Włodarczyka w mediach. Kto wie, być może te wszystkie okoliczności mówią nam, że Krzysiek dopłynął już do brzegu, bo bez wątpienia zrobił już swoje i jeśli miałby wychodzić do ringu to albo żeby dobić do 60 zwycięstw i pożegnać się z kibicami, albo żeby porządnie zarobić. Ciężko mi jest sobie wyobrazić Krzyśka na sali z kimś innym niż trenerzy Łapin, Raubo czy Skrzecz, bo tak naprawdę w każdym innym układzie będzie mógł robić co chce, a dla takiej osobowości nie jest to do końca korzystne... Tak czy inaczej od byłego mistrza już niczego nie oczekuję, choć bardzo chciałbym go zobaczyć jeszcze w jakiejś ważnej walce.

7. Artur Szpilka (24-4, 16 KO)
Miał być spektakularny powrót do kategorii cruiser i był, tylko pewnie z nieco innego powodu niż sam Artur oczekiwał. Szpilka jest pięściarzem, którego interesuje tylko wielka stawka (zarówno sportowo, jak i finansowo) i bez wątpienia po ciężkich walkach w wadze ciężkiej i po wygranym, ale jednak falstarcie w junior ciężkiej, może zacząć tych wyzwań brakować. Pół żartem pół serio można powiedzieć, że Mauricio Sulaiman specjalnie dla Szpilki stworzył nowy limit do 101,6 kilograma, przez co znów pojawią się nadzieje. Sam Artur możliwości ma wiele, także w innych formułach walki, nie ukrywam jednak, że kogoś, kto potrafi przyciągnąć przed telewizory ludzi do oglądania boksu, chciałbym widzieć jeszcze na polskich ringach. A wtedy przy nim będą mieli okazję wyeksponować się inni. Rewanż z Radczenką, walka z Różańskim czy nawet wciąż walka z Włodarczykiem, to cały czas są potyczki, które bardzo chcemy zobaczyć.

8. Sebastian Ślusarczyk (8-1, 5 KO)
Po spektakularnym wejściu na polskie ringi w ubiegłym roku pojawiło się żółte światło podczas walki z Pawłem Martyniukiem na czerwcowej gali w Arłamowie, gdy z trudnym do boksowania rywalem nie był w stanie uporządkować sobie pojedynku. Wrześniowy rywal Paweł "Furia" Czyżyk odrobił lekcje i skutecznie sparaliżował swoim ofensywnym stylem Ślusarczyka, wytrącając mu wszystkie argumenty. Oczywiście taka porażka niczego nie przekreśla, ale pokazuje, że trzeba twardo stąpać po ziemi.

9. Patryk Szymański (20-4, 10 KO)
Podobnie jak w przypadku Syrowatki to pewnie ostatni ranking, w którym jest Szymański. Chciał wskrzesić znów nadzieje w wadze super średniej, jednak Przemysław Gorgoń okazał się być przeszkodą nie do przejścia i szybko odebrał Patrykowi to, z czego sam nie słynie, czyli oddech. I to właśnie oddech oraz stres wydają się od kilku walk najgorszym wrogiem Patryka, który nie zrealizuje tego, co pewnie jeszcze 4-5 lat temu wydawało się realne, czyli duża sportowa walka na wielkiej gali.

10. Łukasz Różański (13-0, 12 KO)
Nominacja do dziesiątki trochę symboliczna, bo co prawda dwie walki i obie wygrane, ale na uwagę zasługuje to, w jaki sposób Łukasz wystawia się drwiny ze strony szeroko rozumianych kibiców samemu dobierając sobie rywali na karcie telewizyjnej. Po walce z Izu wydawało się, że Różański będzie już tylko szukał wyzwań, tymczasem dzieją się dziwne rzeczy. Pewnie lepiej byłoby wziąć rywali z gorszym rekordem, ale z większym szacunkiem podchodzących do pięściarskiego rzemiosła niż gości, którzy tylko czekają na możliwość poddania się i skończenia walki. A potem kończy się na śmieszkach kibiców. Inna sprawa, że forma fizyczna Łukasza też pozostawiała wiele do życzenia. Przyszły rok powinien przynieść wyzwania i tak chyba się stanie.