ZAPOMNIANE BITWY: JORGE PAEZ vs CALVIN GROVE

Wojciech Czuba, Opracowanie własne

2020-11-14

Powracamy dziś do cyklu ''Zapomniane bitwy'' Wojciecha Czuby, który będzie teraz jednym z autorów działu Premium. Co dwa tygodnie ukaże się tam ww. cykl. Na pierwszy ogień idzie walka jednego z najbarwniejszych czempionów lat 80. i 90., zapomnianego już Jorge Paeza.

ZAPOMNIANE BITWY: JORGE PAEZ vs CALVIN GROVE

Trzydzieści dwa lata temu, a dokładniej 4 sierpnia 1988 roku jeden z najlepszych zawodników dywizji piórkowej lat 80 i 90, niesamowity Jorge Paez (79-14-5, 52 KO), zasiadł na tronie IBF. Tego dnia po zaciekłej, ostatniej w historii boksu zawodowego piętnastorundowej bitwie, ''El Maromero'' dzięki wspaniałej końcówce zdetronizował innego wielkiego czempiona tamtych lat, Calvina Grove’a (49-10, 18 KO).

Na wstępie trzeba zaznaczyć, że Paez to postać nietuzinkowa. Urodzony 27 października 1965 roku w meksykańskim mieście Mexicali, Jorge jak wielu jego rówieśników nie miał łatwego życia. Gdy był mały, jego rodzice rozwiedli się, a jego wychowaniem zajęła się babcia. Co ciekawe, kobieta ta prowadziła cyrk o nazwie Circus Olvera i jak łatwo odgadnąć Jorge pokochał go od pierwszych chwil. To właśnie tam przyszła gwiazda ringów zawodowych już po kilku tygodniach treningów występowała na scenie jako robiący salta, chodzący po linie, czy też jeżdżący na jednokołowym rowerku akrobata i klaun. Nabyte umiejętności Paez wykorzystywał później często w czasie swoich walk. Na przykład jednym z jego popisowych numerów po zwycięskich bitwach było efektowne salto w tył. Stąd także wziął się jego ringowy przydomek ''El Maromero'', oznaczający w wolnym tłumaczeniu ''Salto''.

Kilkunastoletni Jorge oprócz występów na arenie cyrkowej, często występował jako bohater ulicznych bójek i awantur. W końcu mająca tego dosyć babcia dała mu pewną radę: ''Skoro się już bijesz, to czemu nie robisz tego za pieniądze?''. Te słowa dały młodemu chłopakowi do myślenia i tak oto razem z jednym ze swoich wujków trafił na salę bokserską. Po stoczeniu zaledwie trzech walk amatorskich, w wieku 19 lat Jorge przeszedł na zawodowstwo. Zadebiutował w 1984 roku i po czterech latach w końcu doczekał się mistrzowskiej szansy.

Do starcia z niepokonanym Grove'em 22-letni Meksykanin przystępował legitymując się niezłym rekordem (25-2-1, 21 KO), natomiast starszy o trzy lata czarnoskóry mistrz IBF nie zaznał jeszcze goryczy porażki, będąc niepokonanym w 34 pojedynkach (13 KO). Wielka bitwa rozegrała się na terenie pretendenta w Plaza de Toros Calafia w Mexicali, a temperatura powietrza wynosiła ponad 43 stopnie Celsjusza. Gdy zabrzmiał pierwszy gong, tysiące uwielbiających Paeza za widowiskowy styl walki kibiców zaczęło żywiołowo dopingować swojego faworyta. Niesiony dopingiem ''El Maromero'' atakował bez wytchnienia, jednak noszący nie na darmo przydomek ''Silky'' (Spryciarz) Calvin ani myślał tracić swojego zera w rekordzie i wysoko zawiesił poprzeczkę młodemu wilkowi.

Przed ostatnią, piętnastą rundą świetnie wykorzystujący swój zasięg rąk, szybkość i technikę Amerykanin prowadził nieznacznie na kartach wszystkich trzech sędziów punktowych. Zdający sobie z tego sprawę Paez w ostatniej odsłonie rzucił się do huraganowego ataku i w efekcie jego morderczych bomb Grove aż trzykrotnie padał na matę ringu. Tym szaleńczym zrywem Jorge odmienił losy tej batalii, detronizując ostatecznie niejednogłośnie na punkty ambitnego rywala.

Warto dodać, że już siedem miesięcy później, 7 marca 1989 roku, dokładnie w tym samym miejscu doszło do rewanżu. Tym razem ''El Maromero'' nie pozostawił już żadnych złudzeń i wykończył Grove’a przed czasem w jedenastej rundzie.

W taki oto sposób rozbłysła gwiazda Jorge Paeza, który ze zmiennym szczęściem walczył aż do 2003 roku. Ten charakterny Meksykanin zadziwiał kibiców nieszablonowymi kombinacjami (potrafił na przykład zadać piekielnie szybką serię ośmiu ciosów jedną ręką), niesamowitą koordynacją i zwinnością, szokując ekstrawaganckimi fryzurami i strojami (zdarzało mu się wychodzić do ringu w stroju Supermana lub w sukni ślubnej). Te wybryki były elementem cyrkowego widowiska, choć na pierwszym planie zawsze pozostawał boks. Oto, co o nich sądził sam Jorge: ''Zawsze robiłem coś szalonego. Byłem w ringu nie tylko po to, by dawać dobre walki, robiłem też show. Nie chciałem być jak inni zawodnicy, którzy ciągle walczyli tak samo i ubierali się tak samo. Chciałem, żeby publiczność wiedziała, że jestem sztukmistrzem, że pochodzę z cyrku''.

Jednym z przykładów szalonej natury tego meksykańskiego wojownika niech będzie historia, którą wspomina Bob Yalen, były dyrektor popularnego niegdyś programu ''Wide World of Sports'' telewizji ABC. 

- Pamiętam, jak przed jedną z jego walk w 1989 roku przyjechaliśmy z całą ekipą nakręcić o nim materiał do jego rodzinnego miasta. Zdjęcia kręciliśmy na tarasie jednego z hoteli. W czasie przerwy Jorge nagle wstał z krzesła i powiedział coś w stylu ''Zobaczymy, czy jeszcze coś pamiętam''. Następnie ku naszemu zdziwieniu i przerażeniu wskoczył na barierkę i utrzymując równowagę przeszedł kilka metrów tam i z powrotem. Wszystko działo się kilkanaście pięter nad ziemią, bez żadnych zabezpieczeń. Chwila nieuwagi i roztrzaskałby się na miazgę. Gdy już zeskoczył na ziemię, uśmiechnięty zapytał nas, czy chcemy to nagrać, bo jeśli tak, to on może to zaraz powtórzyć. Byliśmy w szoku...

Aktualnie Jorge Paez ma 55 lat i żyje szczęśliwie razem z żoną w Las Vegas. Były czempion IBF i WBO wagi piórkowej ma szóstkę dzieci. Trzech jego synów poszło w jego ślady, a najsłynniejszy to Jorge Paez Jr (40-9-2, 24 KO). 

WOJCIECH CZUBA