A FROCH ZNÓW O WALCE Z CALZAGHE...

Redakcja, Froch on Fighting

2020-04-10

Do momentu, gdy znakomity Joe Calzaghe (46-0, 32 KO) nie zawiesił rękawic na kołku, twardy Carl Froch (33-2, 24 KO) pozostawał w jego cieniu. I choć Walijczyk był już na sportowej emeryturze, a wojownik z Nottingham święcił tryumfy, to wciąż miał mały kompleks "Włoskiego Smoka". Nie minęło mu to jak widać do tej pory, bo wciąż jest gotowy do takiej walki.

Walijczyk w zeszłym miesiącu obchodził już 48. urodziny, a głośniej zrobiło się nim wtedy, gdy opłakiwał śmierć ojca, który był jednocześnie przez całą jego karierę trenerem. Z kolei Frocha czekają niedługo 43. urodziny. On pozostaje nieaktywny od sześciu lat, Joe od jedenastu i pół. Nazwiska obaj mają wielkie, tylko czy taki pojedynek miałby dzisiaj w ogóle sens?

- Cały czas powtarzam, że jestem w stanie wrócić z emerytury, ale tylko dla odpowiedniego partnera do tańca. Nie wrócę przecież po tak długiej przerwie, by mierzyć się z panującymi mistrzami, którzy są aktywni, młodsi. Natomiast bardzo chętnie wrócę dla kogoś takiego jak Calzaghe - deklaruje jadowita "Kobra".

- Nie chcę aby to zabrzmiało jak brak szacunku, ale widzieliście jak on wygląda? Jak ma spuchniętą twarz? Wydaje mi się, że może mieć spore nadciśnienie. Dlatego choć chętnie przyjąłbym taką walkę, to raczej on odpuści. On wie jak się zapuścił i wie też, że ja cały czas utrzymuję się w dobrej formie. Calzaghe zdjął nogę z hamulca i sam nie wiem, czy taka walka byłaby fair w stosunku do niego - kontynuował Froch, który w 2008 roku był oficjalnym pretendentem do pasa WBC kategorii super średniej. Na tronie zasiadał wówczas Calzaghe, ale postanowił przenieść się do wagi półciężkiej, w której zanotował dwa wielkie zwycięstwa nad legendami, Bernardem Hopkinsem oraz Royem Jonesem Jr.

CALZAGHE WYŚMIEWA FROCHA >>>

- Byłem jego challengerem, a on nie okazał mi szacunku i porzucił pas. Ja zawsze oddawałem mu co jego i doceniałem jego osiągnięcia, niestety nie działało to w drugą stronę. On mi nigdy nie okazał szacunku i za to chętnie walnąłbym go w łeb. I to naprawdę mocno - zakończył Anglik, w przeszłości trzykrotny mistrz świata w limicie 76,2 kilograma.