CARL FROCH: DŁOŃ GOŁOWKINA BYŁA JAK MOKRA SAŁATA

Redakcja, Froch on Fighting

2020-03-22

Byłemu mistrzowi świata Carlowi Frochowi nigdy nie brakowało pewności siebie, co widać było po raz kolejny w podcaście zatytułowanym Froch on Fighting, podczas którego Brytyjczyk poruszył temat swojego niedoszłego pojedynku z Giennadijem Gołowkinem w 2015 roku. Dostaliśmy klasycznego Frocha, przekonanego o wyższości ''Cobry'' nad resztą ringowych drapieżników.

FROCH: NIE BĘDĘ TĘSKNIĆ ZA GROVESEM, BRYTYJSKI BOKS CHYBA TEŻ NIE >>>

- Rozmawialiśmy z menadżerem Gołowkina. Próbowali mnie namówić na limit 166 funtów. To niby tylko dwa funty poniżej mojego limitu. Byłem maszyną w wadze super średniej, w limicie 168 funtów. Nie mogłbym już tak idealnie funkcjonować, gdybym zbijał. Powiedziałem więc po prostu: zróbmy walkę w super średniej, myślisz, że jesteś za mocny, bym z tobą wygrał, zatem mnie zepchniesz do obrony i znokautujesz, zróbmy to - powiedział Froch.

- Nie zapominajmy, że kiedy rozmowy o tym pojedynku stały się poważniejsze, byłem od roku na emeryturze. Ważyłem prawie 190 funtów, najwięcej w życiu. A oni chcieli, żebym schodził tak nisko... Właśnie dlatego nie doszło do walki. Moim zdaniem wygrałbym, bo jestem dla niego za duży i za silny. Wielu ludzi powie, że gadam pierdoły, że Gołowkin by mnie zranił, złamał i rozbił. Powiem więc tylko, że nigdy nie zostałem pokonany przed czasem, padałem na deski dwa razy, wstawałem i wygrywałem - dodał Brytyjczyk.

- (...) Spotkałem Gołowkina. Jest ponad dziesieć centymetrów niższy ode mnie. Ścisnąłem jego dłoń, była jak mokra sałata, można było wyczuć, że jest za mały, za słaby, że nie jest wystarczająco twardy. Pokonałbym go przed czasem. Byłoby trochę tak, jak z Lucianem Bute: zepchnąłbym Gołowkina na liny i rozwaliłbym go na kawałki, wiecie, że zawsze idę na całość. A bomby rywali nigdy nie robiły na mnie wielkiego wrażenia, nie jestem chyba Amirem Khanem, mam rację? - w swoim stylu podsumował temat ''Cobra''.