20 LAT MINĘŁO - KLICZKO PO RAZ PIERWSZY BRONI TYTUŁU MISTRZA ŚWIATA

Łukasz Furman, Opracowanie własne

2019-10-09

Czas szybko płynie. Dziś mija okrągła, dwudziesta rocznica pierwszej obrony tytułu mistrza świata w wykonaniu Witalija Kliczki (25-0, 25 KO). Właśnie 9 października 1999 roku naprzeciw niego stanął niepokonany i również nokautujący kolejnych rywali Ed Mahone (21-0-2, 21 KO).

Klaus-Peter Kohl ze swoją grupą Universum-Box-Promotion rósł w siłę. Bracia cieszyli się w Niemczech niesamowitą popularnością i miesięcznie trzeba było drukować pięć tysięcy kart z ich autografami. Wszystko dzięki wygranej Witalija w potyczce z mistrzem WBO wagi ciężkiej, Herbie Hide'em trzy i pół miesiąca wcześniej. Dodatkowo jego młodszy brat Władimir dopiero co pobił kochanego za naszą zachodnią granicą Axela Schulza, zdobywając mistrzostwo Europy. Od razu po zdobyciu przez Witalija tytułu World Boxing Organization jego promotor rozpoczął poszukiwania ciekawego challengera. Pod uwagę brane były trzy nazwiska - Corrie Sandersa, Orlina Norrisa i właśnie Mahone'a, który wówczas był mistrzem Ameryki Północnej.

Amerykański pretendent nie był może znany w świecie boksu, jednak wcześniej należał do krajowej czołówki w boksie olimpijskim i nawet reprezentował swój kraj w meczach międzypaństwowych. W 1993 roku doszedł na przykład do finału Złotych Rękawic, w którym uległ na punkty innemu znanemu później zawodnikowi, Lance'owi Whitakerowi. Rok później doszedł do strefy medalowej Igrzysk Dobrej Woli, nokautując w ćwierćfinale Kubańczyka, a ulegając w półfinale późniejszemu medaliście igrzysk olimpijskich, Aleksiejowi Lezinowi. Znany był z tego, że choć wolny, to potrafi mocno uderzyć, a jednocześnie przyjąć mocny cios rywala. I tak na przykład wielki Roberto Balado "poczęstował" go kilkoma mocnymi bombami, ale nie zdołał pokonać przed czasem. Spodziewano się, że postawi twardy opór i da Witalijowi sporo rund, czego on zdaniem ekspertów potrzebował najbardziej. To było ważne wydarzenie dla całej grupy, gdyż gala z Oberhausen po raz pierwszy była pokazywana przez płatną telewizję Premiere World. Darek Michalczewski był jeszcze związany z SAT 1, ale to właśnie bracia Kliczko mieli początkowo zachęcić niemieckich kibiców do wykupienia płatnego dekodera. Potem zresztą na Premiere boksował również Michalczewski.

Mahone podczas ceremonii ważenia zanotował dokładnie 104 kilogramy, natomiast obrońca tytułu 111,5 kg. Spodziewano się, że challenger zejdzie trochę z wagą, by być odrobinę szybszym, jednak on wniósł do ringu tyle ile wnosił zazwyczaj. I niestety dla widowiska od początku został zdominowany przez "Doktora Żelazną Pięść". Przegrał dwie pierwsze rundy u wszystkich sędziów. W trzeciej dwukrotnie lądował na deskach. Po drugim nokdaunie doświadczony arbiter Rudy Battle zastopował nierówną potyczkę. Co ciekawe Amerykanin nigdy wcześniej nie lądował na macie ringu.

- Mieliśmy swój plan taktyczny, ale on nie wypalił. Chciałem przeczekać początek, dać mu się wyszumieć i sprawić, by się zmęczył. Wtedy to ja miałem podkręcić tempo. Niestety już w ringu okazało się, że Kliczko jest zbyt silny i bije dużo mocniej niż się spodziewałem - mówił poskromiony pretendent.

- Ed ma bardzo twardą szczękę, jednak Witalij był zbyt mocny - dodał Thomas Loeffler, wtedy jeszcze menadżer Mahone'a, ale w późniejszych latach, gdy bracia mieli już swoją własną stajnię, występował oficjalnie jako ich promotor.

- Wygrałem szybciej niż większość myślała, ale następnym razem zamierzać znokautować rywala jeszcze szybciej. Bardzo chciałbym teraz zaboksować w Ameryce i mierzyć się z takimi zawodnikami jak Mike Tyson, Evander Holyfield czy Lennox Lewis - stwierdził z kolei Kliczko.

- Jest wielu pięściarzy, z którymi chcielibyśmy się skonfrontować. Na pewno utrzymamy Witalija bardzo aktywnego i często startującego. Chcemy, by wrócił jeszcze w tym roku w Niemczech, ale już w przyszłym ruszymy na podbój Ameryki - wtrącił Kohl.

I rzeczywiście Witalij powrócił dwa miesiące później walką z Obedem Sullivanem. I choć pojedynek odbył się w Europie, za oceanem pokazała go stacja Showtime. Ale o tym przy innej okazji...