GMITRUK, ANDRZEJ. WSPOMNIENIE 'GENIALNEGO ŻÓŁWIA' POLSKIEGO BOKSU

Marcin Olkiewicz, Opracowanie własne

2018-11-20

Dziś nad ranem dotarła do nas druzgocąca informacja o śmierci najwybitniejszego od czasów Feliksa Stamma polskiego trenera bokserskiego Andrzeja Gmitruka. My, w hołdzie legendarnemu szkoleniowcowi, postanowiliśmy przybliżyć Wam jego sylwetkę.

- To gdzie on jest?! Powiedz mu, że jeśli nie będzie go tutaj za pięć minut, to po niego pojadę i skopię mu tyłek. Lepiej, żeby się pospieszył - żartował Andrzej Gmitruk, gdy staliśmy obok siebie po raz ostatni. Było to 12 maja, podczas gali Głowacki vs Silgado w Wałczu. Hala miała problemy z klimatyzacją, w środku było gorąco jak w piekle, a człowiek odpowiedzialny za zarządzanie obiektem ciągle był w drodze. Właśnie tak zapamiętam "Genialnego żółwia" polskiego boksu. Jako człowieka zdystansowanego, błyskotliwego, mającego poczucie humoru. No i oczywiście wybitnego fachowca, jednego z najlepszych w historii polskiego sportu.

Andrzej Gmitruk przyszedł na świat 14 lipca 1951 roku w Warszawie. Kochał sport, od najmłodszych lat był związany z kilkoma dyscyplinami, jednak jego największą miłością był boks. Wprawdzie talentu pięściarskiego mu brakowało, za to doskonale sprawdził się w roli trenera. W 1976 roku, w wieku zaledwie 25 lat, Gmitruk rozpoczął pracę szkoleniową z kadrą juniorów PZB. Dwa lata później związał się z warszawską "Legią", z którą aż pięciokrotnie świętował tytuł drużynowego mistrza Polski. W 1983 roku dokonał nie lada wyczynu, wprowadzając aż 10 swoich podopiecznych do finałów indywidualnych mistrzostw Polski (4 z nich zdobyło złote krążki) oraz zdobył drużynowe mistrzostwo naszego kraju, nie przegrywając żadnego meczu, za co miesięcznik BOKS uznał go trenerem roku. W tym samym roku - mając zaledwie 32 lata - został najmłodszym w historii szkoleniowcem reprezentacji Polski. Uwieńczeniem jego pracy z kadrą były pamiętne Igrzyska Olimpijskie w Seulu (1988 r.), z których jego podopieczni (Jan Dydak, Henryk Petrich, Andrzej Gołota i Janusz Zarenkiewicz) przywieźli 4 brązowe medale.  

- Sekundowanie Andrzejowi Gołocie, niezależnie czy wygrywał czy przegrywał, było dla mnie ogromną nominacją. Wielkim wyróżnieniem. Tak samo Tomaszowi Adamkowi. Jak stałem w narożniku obu tych wspaniałych pięściarzy, zawsze miałem w głowie świadomość, że to zawodnicy w pełni oddani dążeniu do celu, oddani wartościom. Praca z nimi była przyjemnością - wspominał niedawno w rozmowie z portalem sportowefakty.wp.pl ceniony szkoleniowiec.

W latach 1989-1998 Gmitruk przyczynił się do rozwoju boksu amatorskiego w Norwegii (był m.in. "architektem" ciekawej kariery amatorskiej Ole Klemetsena i Andersa Styve), będąc trenerem tamtejszej kadry oraz konsultantem Norweskiego Komitetu Olimpijskiego ds. Sportów Letnich. W 1998 r. podjął się kolejnego wyzwania, rozpoczynając współpracę ze znanym promotorem Panosem Eliadesem, owocem czego było m.in. podpisanie kontraktu z młodym medalistą mistrzostw Europy, Tomaszem Adamkiem oraz ze zdobywcą srebrnego medalu mistrzostw świata w Budapeszcie, Sergiejem Dzinzirukiem. Ukrainiec niedługo później przeniósł się do niemieckiej stajni Universum, zaś z "Góralem" Gmitruk przez wiele kolejnych lat osiągał wielkie zawodowe sukcesy. Pamiętne mistrzowskie boje z Paulem Briggsem, Stevem Cunninghamem, czy Jonhathonem Banksem - najlepsze lata kariery Adamka przypadają na czas współpracy właśnie z Andrzejem Gmitrukiem.

Poza "Góralem" nasz "Genialny żółw" uczył też w tamtym okresie boksu mistrza Europy Mateusza Masternaka czy Maćka Sulęckiego. W 2013 roku powrócił również po wielu latach do narożnika Andrzeja Gołoty, który w swojej ostatniej zawodowej walce przegrał z Przemysławem Saletą. Potem dynamiczną karierę trenerską Gmitruka zaczęły ograniczać problemy osobiste - jego syn w Norwegii w do końca niewyjaśnionych okolicznościach poniósł śmierć, zaś żona Agnieszka ciężko zachorowała. Trudno było mu tym bardziej, że na utrzymaniu miał kilkuletnią córkę.

- Żona zachorowała, trafiła do szpitala na siedem miesięcy. Przeszła sześć operacji. Ostatnia operacja, która odbyła się na koniec wakacji, była taka, że gdyby zespół lekarski się spóźnił o kilka godzin, to byłbym już wdowcem. To miało olbrzymi wpływ na moją koncentrację, sposób pracy. Wstawałem rano, jechałem do szpitala, ze szpitala trening, wieczorem przebierałem swoje małe dziecko, bo byłem sam. I tak przez siedem miesięcy - mówił magazynowi "Puncher" w 2017 roku.

Na skutek tych wydarzeń Gmitruk zrobił sobie od boksu przymusową przerwę, poświęcając się w pełni rodzinie. To on prał, gotował, sprzątał, odprowadzał córkę do przedszkola. Z czasem stan jego żony zaczął się na szczęście poprawiać, a to otworzyło jednemu z najwybitniejszych polskich szkoleniowców furtkę do powrotu do pracy. W zeszłym roku wziął pod swoje skrzydła Artura Szpilkę i Izu Ugonoha, jeszcze dziesięć dni temu stał w narożniku "Szpili" w zwycięskim starciu z Mariuszem Wachem.

- To bardzo bolesna strata. Nazywałem go swoim "genialnym żółwiem" i takiego go zapamiętam. Dla mnie nigdy nie umrze - powiedział w rozmowie z TVP Sport załamany Szpilka.

To prawda. Dla nas, ludzi ze środowiska, Andrzej Gmitruk nie umrze nigdy. Pozostaną z nami sukcesy, które za jego sprawą były udziałem polskiego boksu - mistrzowskie walki Tomasza Adamka, sukces olimpijski Andrzeja Gołoty, emocje związane z występami Mateusza Masternaka, Macieja Sulęckiego czy Piotra Wilczewskiego. Dziękujemy za wszystko, Trenerze.