FLOYD WYŚWIADCZYŁ McGREGOROWI PRZYSŁUGĘ. REWANŻ W MMA TO NONSENS

Marcin Piechota, Opracowanie autorskie

2017-08-29

"Teraz do klatki panowie. Będzie fair" - pisze na Twitterze Maciej Kawulski, z MMA właśnie, a konkretnie to z KSW. Niezdrowo podniecony dziennikarz Chamatkar Sandhu dodaje: "Mayweather nie wytrzymałby w oktagonie z McGregorem nawet pięciu minut". Borys Mańkowski idzie dalej i skraca czas do minuty.

Ludzie, ochłońcie. Jaki rewanż? Jaka klatka? Jaka minuta? Conor McGregor wmówił połowie świata sportów walki, że jest w stanie wygrać w boksie z największym pięściarzem ostatnich lat. I że jak już wytrze nim ring - z jego potu, z jego krwi i z jego łez - to weźmie się za resztę bokserów. Mayweather dał mu szanse zmaterializować obietnicę. Powiedział: "Dobra, to ja sprawdzam", po czym wręczył zaproszenie do swojego domu.

Wyszło oczywiście na jego. McGregor mógłby stwierdzić: "Za dokładnie 30 lat w Chicago będzie 26 stopni Celsjusza" i w najgorszym razie wartość tej prognozy byłaby taka sama, jak jego prognozy bokserskiej. Irlandczyk zaprezentował się w sobotę bardzo dobrze jak na zawodnika MMA, najwyżej przeciętnie jak na boksera, słabo jak na kogoś, kto zapewniał, że walkę wygra. Miał ogromną przewagę gabarytów, co sprawiło, że pierwsze rundy nie ułożyły się po myśli "Moneya", ale dość szybko (dla McGregora o jakieś osiem rund za szybko) w grę zaczęły wchodzić umiejętności. „The Notorious” przez 10 rund zademonstrował różne odcienie zmęczenie, ale poziom bokserski był przez cały czas ten sam - na oko: dolna część tabeli trzeciej ligi.

Rewanż obu panów w MMA to nonsens, bo w sobotę nie rywalizowali oni o to, kto jest lepszym sportowcem, tylko kto jest lepszym bokserem. Obaj uważali, że oni. Spór został rozstrzygnięty. W sobotę wspaniały bokser wygrał z gościem, który udawał boksera. I choć do roli przygotował się solidnie, to braki w warsztacie niejednokrotnie psuły estetykę walki.

Mayweather nigdy na poważnie nie powiedział, że wygrałby w oktagonie z McGregorem. Taka walka nawet przez sekundę nie była realna, z prostego powodu - wielki sportowiec nie powinien iść tam, gdzie przestaje być wielkim sportowcem. Mayweather w ringu bokserskim był niemal Bogiem - od lat wielu mu złorzeczyło, kwestionowało niektóre wygrane, a on dalej wszystkim grał na nosie. Wygrywał z młodszymi, większymi, silniejszymi, popularniejszymi. W MMA - ze swoim stylem i brakiem pojedynczego uderzenia – mógłby przegrywać z młodszymi, mniejszymi, słabszymi, jeszcze mniej lubianymi, Byłby jedynie atrakcją dla gapiów. Taką jak w sobotę był McGregor. Wielki sportowiec nie po to zostawał wielkim sportowcem, żeby być atrakcją dla gapiów.

Są dwie opcje. Pierwsza - McGregor faktycznie wierzył, że wygra. To by kiepsko o nim świadczyło. Druga - McGregor nie wierzył, że wygra, ale skusiły go pieniądze. To by nie najlepiej świadczyło o całym MMA, które od lat rozkoszuje się potknięciami boksu, ale jak przychodzi co do czego, to robi wspólny biznes i godzi się na wszystkie warunki konkurenta. Powiedzmy sobie szczerze, to Floyd wyświadczył przysługę rywalowi, nie odwrotnie. McGregor w jedną noc zarobił więcej niż we wszystkich walkach MMA razem wziętych. Floyd poradziłby sobie doskonale bez Conora, Conor bez Floyda dalej musiałby patrzeć na ceny w sklepie. Jeżeli więc widzicie gdzieś na ulicy fragmenty czegoś nieznajomego, bardzo możliwe, że to odłamki teorii o wielkiej przewadze MMA nad boksem. Runęła z hukiem.

Boks nie jest lepszy od MMA dlatego, że Mayweather wygrał z McGregorem. Jeśli boks jest lepszy, to dlatego, że to najpopularniejszy zawodnik mieszanych sztuk walki musiał ostatnio zmienić pracę, a nie najpopularniejszy bokser. Floyd nie pójdzie do MMA, bo nie ma po co (a przy okazji - faktycznie nie ma z czym). Miałby komuś coś udowadniać? Komu? Co? Gdyby LeBron James powiedział: "Poradziłbym sobie w piłkarskiej Premier League", nagle dostał ofertę od Burnley, zagrał pięć minut w lidze, wykonał dwa odbiory i oddał strzał z 20 metrów, po którym bramkarz rywali z uznaniem kiwnąłby głową (i za chwilę poszedł ustawić piłkę na piątym metrze), to ludzie litościwie by skomentowali: "Nie było najgorzej, ale to nie dla ciebie, jesteś koszykarzem". A James po takim teatrzyku nie rzuciłby: "To teraz niech Sergio Aguero zagra w NBA!". Za Michaelem Jordanem też nikt nie wracał z baseballu do koszykówki, aby udowadniać, że baseball to czy tamto. Tak samo w sobotę Mayweather nie udowodnił, że jest lepszym sportowcem niż McGregor. Co najwyżej - że wybrał lepszą dyscyplinę,

Marcin Piechota
Autor jest analitykiem bokserskim firmy LV BET.