ANDRZEJ FONFARA: ROK TRZEBA ZAMKNĄĆ ZWYCIĘSTWEM

Redakcja, Informacja prasowa

2016-07-19

- Nie postrzegam Smitha jako lepszego pięściarza od Chaveza czy Cleverly'ego. Nie chcę się tłumaczyć, ale to był taki trochę "lucky punch". Trafiłem go dwoma sierpowymi, zachwiał się i miałem tego świadomość, więc może na moment uleciała mi koncentracja. Trafił mnie w szczękę i... dalej nie jest łatwo o tym mówić. Nie widzieliśmy go na przestrzeni kilku rund, więc dalej nie mamy nawet skali porównawczej do moich poprzednich rywali – mówi Andrzej Fonfara (28-4, 16 KO), który w czerwcu doznał nieoczekiwanej porażki z rąk Joe Smitha Jr (22-1, 18 KO).

- Minął miesiąc od twojej pierwszej porażki od trzech lat, kiedy uległeś na punkty Adonisowi Stevensonowi. Tym razem receptę znalazł na ciebie Joe Smith Jr, który wcale nie był faworytem. Domyślam się, że dalej muszą buzować w tobie emocje, kiedy tylko oglądasz powtórkę tej walki.
AF:
Nerwy na pewno są, obrazy z tej walki przelatują mi wciąż w głowie. Mogę pocieszyć się tym że Smith nie był jakoś pięściarsko lepszy. Gdyby – załóżmy – zdominował mnie na przestrzeni 10-12 rund, byłoby naprawdę źle. A tak? Trafił mnie jednym ciosem i wiadomo jak to dalej wyglądało. Mam w sobie sportową złość, chcę rewanżu, ale przyda mi się jeszcze kilka tych wolnych dni na pełne ochłonięcie przed powrotem do sali. Zamierzam prędzej czy później znaleźć się na tronie i wiem, co mam do zrobienia. Zaczniemy wkrótce myśleć z moją ekipą co dalej. Mam już w swoim rekordzie porażki, ale zawsze później pokazywałem, na co mnie stać. Wracałem silniejszy.

- Wiele razy rozmawialiśmy o liczbach, notowaniach i opiniach ekspertów. Nigdy się nimi specjalnie nie przejmowałeś, ale kiedy spadasz np. w rankingu ESPN i The Ring za Smitha (na dziesiąte miejsce w swojej kategorii) – to może akurat tym razem być dodatkowym czynnikiem motywującym. Masz coś do udowodnienia?
AF:
W rankingu WBC Smitha np. w ogóle nie ma, nie wszedł. Ja spadłem na dziesiąte miejsce, choć byłem na drugim. Nie śledzę za bardzo tych wszystkich zestawień i tak jak mówisz – nigdy się tym nie interesowałem. Każdy ma swoje spojrzenie na boks. Smith niech korzysta z chwili, że ma prawo się cieszyć smakiem zwycięstwa. Tak samo jak ja po starciach z Cleverlym czy Chavezem Jr. Zaznaczam, ta chwila Smitha nie powinna potrwać długo. Jeżeli trafi na kogoś o wyższych notowaniach lub po prostu stanie do rewanżu ze mną – przegra.

- Jak oceniasz dziś ostatniego przeciwnika na tle Julio Cesara Chaveza Jr. czy Nathana Cleverly'ego, z którymi wygrywałeś? Przed walką uznawałeś, że Smith nie jest najlepszy z tego tercetu.
AF:
Nie postrzegam go jako lepszego pięściarza na tle wymienionej dwójki. Nie chcę się tłumaczyć, ale - wracając do naszego pojedynku – to był taki trochę "lucky punch". Trafiłem go dwoma sierpowymi, zachwiał się i miałem tego świadomość, więc może na moment uleciała mi koncentracja. Trafił mnie w szczękę i koniec. Nie widzieliśmy go na przestrzeni kilku rund, więc dalej nie mamy nawet skali porównawczej do Chaveza czy Cleverly'ego.

- Na gorąco powiedziałeś, że chyba go trochę zlekceważyłeś, ale z drugiej strony - brzmiało to też jakbyś po prostu chciał coś powiedzieć na szybko przed kamerami, żeby mieć spokój.
AF:
Trochę tak było. Nie ugryzłem się w język i poszło. Trenowałem bardzo ciężko do tej walki. Obóz był naprawdę świetny, ale to wszystko rozbiło się wokół tego pojedynku i stąd takie wnioski. Wszyscy zakładali mój pewny triumf, każdy był wręcz o nim przekonany. Było aż za spokojnie! Ja jestem stworzony do funkcjonowania pod presją, do rywalizacji z lepszymi zawodnikami i może gdzieś to z tyłu głowy w pewien sposób zaważyło? Wiadomo, że byłem skupiony, ale w ułamku sekundy potoczyło się to inaczej. Byłem naturalnie pewny siebie, że zwyciężę, ale brakowało mi pychy.

- No i wreszcie... trash-talking po walce. Zaskoczenie, bo zwykle nie wdajesz się w utarczki słowne w Internecie, a teraz ruszyłeś na całego. Nie do poznania! Ostro pojechałeś ze swoimi krytykami. Na tyle ostro, że nie będę tego przytaczał.
AF:
Należę raczej do ludzi, którzy niewiele mówią. Taka sytuacja nawet nigdy mi się nie przydarzyła, po żadnej porażce. Nie reagowałem na to w taki sposób, a tutaj... Napływ emocji? Może o jeden drink za dużo? Wyszło to jakoś ze mnie, wszedłem – nazwijmy to – w dyskusję i stało się. Na drugi dzień musiałem to sprostować, ale z drugiej strony nie czułem, że mam czego żałować. Poszedłem może dość mocno i dobitnie z tym komentarzem, ale niektórzy się o to proszą. Udowodniałem wiele razy, że jestem dżentelmenem, ale tutaj puściły mi nerwy. Było, minęło.

- Jakie masz plany na przyszłość? Bardzo zależało ci na Stevensonie w grudniu, a sytuacja mogła się mocno skomplikować.
AF:
On zawsze szuka prostych walk, więc trudno przewidzieć. Może akurat uzna, że skoro przegrałem przed czasem, to jestem słabszy i będzie gotowy, by stanąć naprzeciw mnie? Zobaczymy, jak rozwinie się ta sprawa. Na moich kontach social media panuje na razie cisza, ale rozmawiałem z promotorami. Najbliższy tydzień będzie jeszcze na pewno spokojny. Za parę dni może przyjdzie czas na jakieś komunikat. Na tę chwilę chciałbym wejść do ringu już w listopadzie.

- Nawet wcześniej niż zakładałeś w razie triumfu nad Smithem...
AF:
Tak, jestem dość niecierpliwy, żeby szybko się odbudować. Śmiało jestem w stanie przygotować się na listopad. Zamierzam szybko udowodnić moim fanom, że to była jednorazowa wpadka, błąd do naprawienia. Trzeba zamknąć ten rok zwycięstwem. Mam naturalnie plan, by w przyszłym roku znowu zaatakować. Wierzę, że wreszcie zdobędę upragniony tytuł.