Sporo szumu narobił w miniony weekend Daniel Jacobs (31-1, 28 KO), który potrzebował zaledwie 85 sekund, aby rozprawić się z niepokonanym wcześniej Peterem Quillinem (32-1-1, 23 KO). "Miracle Man" stał się w ten sposób jednym z poważniejszych kandydatów do walki z Giennadijem Gołowkinem (34-0, 31 KO).
Kazach ma pas WBA w wadze średniej w wersji Super, z kolei Amerykanin jest mistrzem regularnym. Ich walka wydaje się więc logiczna i niedługo, podczas zaplanowanej na 13-19 grudnia konwencji WBA, władze federacji mogą ją zaordynować.
Problem w tym, że obaj pięściarze walczą na antenie innych telewizji. Gołowkin współpracuje z HBO, Jacobs zaś z Showtime. Gdyby walkę rzeczywiście nakazano i doszłoby do przetargu, menedżer Jacobsa Al Haymon mógłby zaoferować poważną kwotę i wygrać. Obóz "GGG" miałby wtedy twardy orzech do zgryzienia - z jednej strony walka poza HBO wydaje się mało prawdopodobna, ale z drugiej Gołowkin, który od dawna podkreśla, że chce zdobyć wszystkie cztery najważniejsze tytuły w limicie 160 funtów, nie chciałby stracić pasa WBA.
Sam Jacobs po pokonaniu Quillina mówił, że jest gotowy do walki z czołówką, ale o Gołowkinie nie wspomniał. - Jeżeli mam walczyć ze zwycięzca potyczki Lee-Saunders, zrobię to. Mogę też boksować z obowiązkowym pretendentem Chrisem Eubankiem Jr - powiedział.
Gołowkin na ring wróci prawdopodobnie na przełomie lutego i marca. Potem, we wrześniu, być może spotka się w pojedynku unifikacyjnym z czempionem WBC Saulem Alvarezem.