Floyd Mayweatheer Jr (47-0, 26 KO) nie puszcza łatwo majowej daty, którą chce mu wyrwać Saul Alvarez (44-1-1, 31 KO). - Skoro tak się upiera przy tym, że to meksykańskie święto, niech walczy w Meksyku - mówi Amerykanin.
"Canelo" ma się zmierzyć przy okazji obchodów Cinco de Mayo z Miguelem Cotto (39-4, 32 KO), tym samym nieco krzyżując plany Mayweathera, od lat utożsamianego z majowymi występami. Były promotor 37-latka, obecnie współpracujący z Cotto Bob Arum twierdzi, że święto powinno być zarezerwowane dla Meksykanów, a "Money" powinien sobie znaleźć nowy termin walki.
Zobacz też: ARUM: ZOSTAWCIE TO MEKSYKANOM
- Mówienie, że Cinco de Mayo jest tylko dla Meksykanów, to szaleństwo – odpowiada najlepszy pięściarz świata. - Gdybym był zawodnikiem Aruma, z pewnością powiedziałby: róbmy to, czego chce Floyd. Wcześniej jakoś nie miał z tym problemu, Pacquaio też przecież walczył w maju. Odkąd jednak zaczął się znowu kumplować z Oscarem De La Hoyą, wszystko się zmieniło.
Ponadto Mayweather przypomina, że jeden z bohaterów planowanej na maj walki nie ma meksykańskiego obywatelstwa.
- O ile mi wiadomo, Cotto jest Portorykańczykiem. A skoro tak się upierają przy tym, że 2 maja to meksykańskie święto, to z całym szacunkiem, ale walczcie w Meksyku – stwierdził.
Zobacz też: CANELO ZGODZIŁ SIĘ NA WALKĘ Z COTTO
Dodaje, że rywalizacji na PPV się nie boi, wszak był bohaterem najbardziej dochodowej walki w historii i nadal pozostaje królem płatnego systemu. Ubolewa tylko nad tym, że – jak twierdzi – uprzedzenia rasowe uniemożliwiają mu jeszcze większe zyski.
- Na świecie jest mnóstwo rasizmu – również w boksie. Gdybym był białym amerykańskim bokserem, miał ten sam charakter i styl, byłbym multimiliarderem. Popatrzcie na to, co się dzieje w Ferguson, Nowym Jorku i ogólnie w dzisiejszej Ameryce. To szaleństwo – powiedział.