Floyd Mayweather Jr (47-0, 26 KO) potwierdził, że kilka dni temu był świadkiem tragedii. Podczas wideorozmowy z bokserem jego przyjaciel, raper Earl Hayes zastrzelił swoją partnerkę Stephanie Moseley, po czym sam odebrał sobie życie.
Zobacz też: POLICJA PRZESŁUCHA FLOYDA
- Wiele ostatnio przeszedłem. Sytuacja z Earlem i Stephanie to była prawdziwa tragedia. Oboje byli moimi przyjaciółmi, kochałem ich i będę za nimi tęsknić. Rozmawiałem sobie z nimi na FaceTime, aż tu nagle… różne rzeczy się dzieją. Jedyne, co mogę zrobić, to prosić Boga, aby pomógł mi stać się lepszym człowiekiem – powiedział najlepszy pięściarz świata.
Do tragedii doszło w poniedziałek rano czasu amerykańskiego. Mayweather jeszcze tego samego dnia pojawił się na meczu ligi NBA, na którym bynajmniej nie był w żałobnym nastroju, co wzbudziło zdziwienie i krytykę części komentujących, a u innych wywołało wątpliwości, czy bokser rzeczywiście był świadkiem morderstwa i samobójstwa.
Zobacz też: FLOYD CHCE WALKI Z PACQUIAO
- Ludzie przeżywają żałobę na różne sposoby. Jest ciężko, ale nie mogę przecież przestać żyć. Mam siedzieć w domu i rozpaczać? Nie! Będę żyć tak, jak chcieliby Earl Hayes i Stephanie Moseley. Będę czerpać z życia, wzmacniać swój zespół i próbować uczynić świat lepszym miejscem. Co nas nie zabije, to nas wzmocni – stwierdził 37-latek.