HOPKINS: NIE DOCENIAJĄ MNIE, BO JESTEM CZARNY

Redakcja, ESPN

2014-11-04

Bernard Hopkins (55-6-2, 32 KO) ma niepodważalny status legendy boksu, ale jego sława na dobrą sprawę nigdy nie wykroczyła poza ten sport. Dlaczego? - Bo jestem czarny - twierdzi Amerykanin.

Już w najbliższy weekend Hopkins zmierzy się w Atlantic City w walce unifikacyjnej w wadze półciężkiej z Siergiejem Kowaliowem (25-0-1, 23 KO). W dniu pojedynku będzie mu brakowało nieco ponad dwóch miesięcy do 50 urodzin. Wydarzenie to bez precedensu, ale amerykańskie media nie poświęcają mu wiele uwagi, koncentrując się raczej na rozgrywkach NFL i nowym sezonie NBA.

KOWALIOW: HOPKINS JEST JAK KLAUN

- Byłoby inaczej, gdybym miał na nazwisko Augustine, Herzenstein, Stern, Cappello czy Marciano. Nie widzicie konfliktu interesów? Gdybym miał któreś z tych nazwisk, byłbym na każdym billboardzie, na każdym kartonie mleka. Moja historia to przecież typowy amerykański sen – niemal straciłem życie, potem wykorzystałem wszystkie wielkie możliwości, które daje ten wspaniały kraj, ciężko na siebie pracowałem, przestrzegałem prawa. Postępuję tak od 26 lat. Ludzie giną podczas ucieczek ze swoich krajów, aby doświadczyć amerykańskiego snu, który stał się moim udziałem. Zastanawiacie się więc, co tu jest grane, dlaczego nie jestem doceniany. Wielu ludzi nie ma odwagi, aby to powiedzieć wprost, ale ja ją mam. Postawcie na moim miejscu kogoś innego, z takimi samymi osiągnięciami, z taką samą historią, ale z innym kolorem skóry. Wtedy byłaby to wspaniała opowieść o sukcesie, coś absolutnie niewiarygodnego – stwierdził "Kosmita".

DE LA HOYA: NIE BĘDZIE DRUGIEGO HOPKINSA

Hopkins w przeszłości kilka razy wywołał już kontrowersje z powodu wypowiedzi na tle rasowym. W 2011 roku skrytykował futbolistę Donovana McNabba za to, że nie jest "wystarczająco czarny". Grający wówczas dla Washington Redskins zawodnik wywodzi się z dobrego domu i według Hopkinsa żyje w błędnym przekonaniu, że należy "uprzywilejowanej rasy".

Kibice boksu dobrze natomiast pamiętają słowa Hopkinsa z 2008 roku, kiedy stwierdził przed walką z Joe Calzaghe, że "nigdy nie da się pokonać białemu chłopakowi". Po dwunastu rundach przegrał z Walijczykiem na punkty.