ZDANIEM CZYTELNIKÓW THE RING GOŁOWKIN NAJLEPSZY

Łukasz Famulski, The Ring

2014-10-29

Jeszcze do nie dawna bardzo często można było spotkać się z opiniami, że Giennadij Gołowkin (31-0, 28 KO), mimo że zachwyca, to walczy z rywalami z drugiego sortu.  Kiedy Daniel Geale po ciekawej walce pokonał Felixa Sturma, można było odnieść wrażenie, że byłby dobrym rywalem dla GGG, aby ten nie miał już tak łatwo. Zanim jednak doszło do ich walki, Kazach kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, a jego akcje stopniowo szły do góry, w końcu został ogłoszony super czempionem WBA. Gdy Już spotkali się na ringu, nie było złudzeń choćby przez moment.

GGG sprawia wrażenie człowieka nie do zatrzymania w limicie do 72,5 kilograma, a na chwilę obecną chyba jedynym atrakcyjnym rywalem wydaje się być Miguel Cotto (39-4, 32 KO). Skuteczność i brutalność spowodowały, że jest uwzględniany niemal w każdym rankingu P4P. Wielu uważa go już nawet w tym momencie za najlepszego na świecie. O czym świadczą głosy poparcia sporej grupy osób. Tym bardziej zastanawiają wyniki sondy przeprowadzanej przez „biblię boksu”. Nie tylko zadziwia fakt, że Gołowkin przoduje w tym głosowaniu, ale również to, w jakich rozmiarach procentowych. Zdobył bowiem ponad 40 procent wszystkich głosów, pozostawiając daleko z tyłu Manny’ego Paquiao (56-5-2, 38 KO) i – co najbardziej zaskakujące, zgarniającego jedynie niecałe 20 procent wszystkich głosów Floyda Mayweathera Juniora (47-0, 26 KO). GGG wzbudza zaufanie głównie pewnie przez to, ze stosunkowo często wchodzi między liny.

Oczywiście sonda ma to do siebie, że nie obrazuje w pełni sytuacji, ale blisko 12 tysięcy głosujących nie jest bagatelną liczbą, patrząc na popularność pięściarstwa i daje pewien ogląd, jeśli chodzi o to, z kim sympatyzują kibice. Co oczywiście może dziwić, patrząc na zarobki, jednocześnie pokazuje, kto ma szansę zająć miejsce odchodzącego już Mayweathera na wierzchołku piramidy finansowej. Jak dotąd niewielu było takich, którzy chcieli się z nim mierzyć, z czasem kolejka chętnych może się jednak znacznie wydłużyć. W najbliższej przyszłości, jak wiemy, będzie z nim walczył Martin Murray (29-1-1, 12 KO), którego nie najlepszą dyspozycję w Monte Carlo sam zainteresowany miał okazję podpatrywać.

Wracając jednak do sondy, warto również zwrócić uwagę na wciąż spore notowania Pacquiao, którego świat zapamięta zarówno z genialnej kariery i niebywałej energetyki ringowej, jak również z obrazem leżącego, nieprzytomnego Pacmana w ostatniej walce z Marquezem. Mimo to wciąż zasługuje na szacunek kibiców. Jak widać, w boksie piękne jest też to, że na wielkość sporej grupy zawodników nie patrzy się przez pryzmat pojedynczych walk, ale całej kariery. Chyba najlepszym przykładem jest tu Muhammad Ali, któremu rzadko wypomina się walkę ze Spinksem, a do historii przeszły wojny z Frazierem, zwycięstwa nad Listonem i aktualnym w najbliższych dniach bój w Kinszasie z Foremanem.

W żadnym sporcie nie ma bowiem dekady, która mogłaby się obejść bez konkretnych bohaterów czy idoli.