POWTÓRKA Z ROZRYWKI

Tomasz Ikert, Opinia własna

2014-09-14

Trzynastego września 2014 roku w MGM Grand Garden Arena w Las Vegas dobiegł końca dwuodcinkowy serial pt. "Mayweather – Maidana". Po pierwszym, bądź co bądź obiecującym spotkaniu wszyscy fani "sweet science" z niecierpliwością oczekiwali następnego epizodu. Podejrzewam, że dzisiejsza część tej opowieści sprawiła Wam, podobnie jak mi, pewien zawód.

Dwaj główni aktorzy dzisiejszego widowiska w Mieście Świateł - Floyd "Money" Mayweather (47-0, 26 KO) oraz Marcos "El Chino" Maidana (35-5, 31 KO) zaoferowali widzom spektakl na przyzwoitym poziomie, choć z całą pewnością nie były to ich najlepsze występy. Nagrodę za najlepszy czarny charakter otrzymał ode mnie sędzia - Kenny Bayless, który przynajmniej moim zdaniem był zbyt nadgorliwy i zostawił swój ślad na obrazie całego widowiska.

Zobacz też: FLOYD ROZWIAŁ WĄTPLIWOŚCI

Od początku walki Amerykanin tańczył niczym John Travolta w "Gorączce sobotniej nocy", zaś Maidana był jak byk na hiszpańskiej corridzie. Byk okazał się być mniej chaotyczny niż w pierwszym pojedynku, a Travolta wyglądał, jakby przed chwilą skończył dodatkowy kurs tańca. Mayweather w dalszym ciągu jest w mistrzowskiej formie – nie sądzę, że straci ten błysk w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy. Dla niepozornego pięściarza z dalekiej Argentyny przygoda po starciu z mistrzem się nie kończy, a wręcz przeciwnie – dopiero zaczyna.

Jednego możemy być pewni – trzeciej walki nie będzie. Najbardziej prawdopodobnym z biznesowego punktu widzenia przeciwnikiem dla króla PPV wydaje się być Amir Khan (29-3, 19 KO). W walkę z Mayweathera z Pacquiao już nie wierzę. Prawdę mówiąc, jeżeli Floyd Mayweather Jr będzie w dalszym ciągu potrafił tak tańczyć jak dziś, to nie widzę nikogo, kto mógłby odebrać zero w rekordzie najlepszego pięściarza bez podziału na kategorie wagowe. W myśl zasady "przegrać z Floydem to nie wstyd", uważam też, że Marcos Maidana również nie będzie mógł narzekać na brak ciekawych ofert. Mimo że w ringu zwycięzcą okazał się być tylko jeden, obaj mają prawo czuć się wygrani. "Pretty Boy" dla Maidany okazał się być zasłużoną wypłatą życia, a Argentyńczyk dla Mayweathera upragnionym numerem czterdzieści siedem. Karuzela kręci się dalej.