RUSIEWICZ PRZEGRAŁ PRZED CZASEM

Łukasz Furman, Informacja własna

2013-12-15

Wszystko kiedyś się kończy, choć w tym przypadku nie było aż tak źle... Do tej pory za Łukaszem Rusiewiczem (14-17, 7 KO) krążyła legenda o betonowej szczęce, a on sam uważany był powszechnie za najtwardszego journeymana świata kategorii cruiser. Wytrzymywał bomby Herbie Hide'a, Alexandra Frenkela, Oli Afolabiego, dwukrotnie Rachima Czakijewa, a także całej naszej krajowej czołówki. W minionym tygodniu popularny "Rusek" pojechał na walkę za małe pieniądze do Niemiec, by zmierzyć się z nieznanym i dopiero raczkującym Tarasem Oleksijenko (3-0, 3 KO).

Miało być lekko, łatwo i przyjemnie. Później - już po wszystkim okazało się, że ten nowicjusz w rzeczywistości ma na koncie blisko dwieście walk w boksie olimpijskim. Mimo wszystko jednak to Polak pozostawał faworytem.

On jeszcze wtedy tych informacji nie miał i wyszedł do ringu na luzie. Szybko musiał zmienić swoje nastawienie, bo Ukrainiec już po około dziesięciu sekundach wystrzelił lewym sierpowym, posyłając Rusiewicza na deski. Ten szybko się poderwał, lecz wstał już z rozciętym łukiem brwiowym. Jako iż jest prawdziwym twardzielem, szybko doszedł do siebie i po około minucie zaczął dochodzić do głosu. Rozgorzała niezła jatka, w której coraz większą przewagę zaczął zyskiwać nasz rodak. Ale nie dostał nawet szansy dokończenia rundy. Sędzia przerwał jego akcję i po chwili zastopował pojedynek na skutek kontuzji, ogłaszając TKO na korzyść Oleksijenko.

Polski obóz wystosował oficjalny protest. Ten jednak nawet nie został rozpatrzony i porażka przed czasem w jego rekordzie została utrzymana. Szkoda...