STYL ROBI WALKĘ: AFRYKAŃSKA SZMIRA

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2013-04-13

''Naszym jedynym programem jest naprawa moralności kanibali'' - król Leopold II

''Nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności'' - Ef 5, 11a

Niektórym ludziom nigdy nie dorównamy. Można wylewać w czasie treningów litry potu, a potem wchodzi się do ringu z prawdziwym kozakiem i gość nokautuje cię od niechcenia, w dziesięciu zdaniach. Miażdży przenikliwością i oryginalnym spojrzeniem, poraża talentem. Nauczyłem się nie załamywać takimi porażkami, próbuję wyciągać z nich wnioski. Czerpać inspirację ze słów twórców natchnionych.

''Andrew come on! Part 2?'' Piotra Momota to najważniejszy od lat artykuł o boksie zawodowym. Nierówna rywalizacja, trwająca ponad trzy lata między Orgiem i Ringpolską, została dzięki temu tekstowi ostatecznie rozstrzygnięta. Po prostu jakość publicystyki portalu Pana Wasilewskiego nie pozostawia złudzeń - zwycięzca nosi pomarańczowo-granatowe barwy. W ostatnim akapicie ''Andrew come...'' autor zadaje dramatyczne pytanie o statystyki Władimira Kliczki na boxrec.com. Ów akapit stał się genezą poniższej szmiry.

''Czy można unicestwić połowę ludności kraju w ciągu kilkunastu lat i to w taki sposób, by światowa opinia publiczna nawet nie mrugnęła okiem? Czy w tak krótkim czasie można doprowadzić do śmierci 10 milionów ludzi (czyli tylu, ilu zginęło podczas I wojny światowej)? Okazuje się, że można. Na przykład w belgijskim Kongo ponad sto lat temu.'' Tak zaczyna się elaborat Dariusza Wierzańskiego, recenzja książki Adama Hochschilda ''Duch króla Leopolda''. Po książkę sięgnąłem i nie żałuję. Rzecz traktuje o władcy Belgii, który w 1885 roku stworzył Wolne Państwo Kongo. W pogoni za kością słoniową i kauczukiem systematycznie mordował tam rdzennych, czarnoskórych mieszkańców. Masowe eksterminacje i praca kosztująca życie - to była w Wolnym Państwie codzienność. Nie chcę epatować obrazami okaleczonych, znajdziecie je sami, przytoczę jedynie opis tragarzy, jaki przytacza również Wierzański: „Nieustannie natykaliśmy się na tragarzy […], czarnych, nędznych, mających za jedyną odzież przeraźliwie brudną szmatę, kędzierzawych, niosących ładunki na głowach - skrzynie, bele, słoniowe kły […] beczki; w większości chorych, uginających się pod ciężarem, który zdawał się jeszcze cięższy z powodu zmęczenia i niewystarczającego jedzenia – garści ryżu i śmierdzącej, suszonej ryby. Żałosne, chodzące kariatydy, juczne zwierzęta na cienkich, małpich nogach, o wychudzonych twarzach, nieruchomych oczach, skupionych na utrzymywaniu równowagi i szeroko otwartych z powodu wyczerpania. Przychodzą i odchodzą tysiącami [...], zagonieni do pracy przez potężną milicję państwową, wydani przez wodzów, których są niewolnikami i którzy czerpią zyski z ich niewoli. Maszerują na zgiętych nogach, z wypiętym brzuchem, podtrzymując ładunek ramieniem wzniesionym do góry. Inni wspierają się na długich lakach, pokryciu kurzem i potem, niczym owady, których roje rozprzestrzeniają się po górach i dolinach. Wykonują syzyfową pracę i umierają przy drogach albo, gdy podróż dobiega końca, udają się do swoich wiosek, by tam umrzeć z przepracowania”. W 1899 roku Kongo zwiedzał Joseph Conrad - spotkał wtedy pierwowzór agenta handlowego Kurtza z ''Jądra Ciemności''. Dość powiedzieć, że Leon Rom (nazwisko pierwozwzoru) miał w swojej położonej w dżungli willi kwietnik ozdobiony ludzkimi głowami.

Co to wszystko ma wspólnego z boksem? Otóż w połowie lat sześćdziesiątych Kongo stało się Zairem. Władzę przejął wspierany przez Belgów i Amerykanów Mobutu Sese Seko, archetypiczny afrykański dyktator. Opozycję rozkazał wieszać i rozstrzeliwać publicznie, na stadionach. To chyba wystarczająca reklama jego tyranii, choć bardziej znany jest z wyłożenia pieniędzy na organizację w Kinszasie (dawniej noszącej na cześć króla nazwę Leopoldville...) pojedynku Ali vs Foreman. Pamiętamy tę walkę - całkowicie słusznie - jako największy być może spektakl w historii boksu. Ma on też niestety inną stronę: Mobutu wykorzystał go propagandowo. Kontrowersyjny wydźwięk złagodziła osobowość Alego, któremu udało się (przynajmniej na chwilę) wlać w serca mieszkańców Zairu dumę i nadzieję.

Mała dygresja: od tego czasu minęło prawie czterdzieści lat. Poznaliśmy prawdę o potworach, jakie wciąż sprawują kontrolę nad dużą częścią Afryki. Nasza świadomość wzrosła, dlatego smutkiem przepełniła informacja o planach występu Krzysztofa Włodarczyka w igrzyskach tyrana i cyniczne wypowiedzi promotora naszego mistrza świata (dokładniej sprawę opisał w linkowanym wyżej artykule jeden z najlepszych polskich reporterów, Wojciech Jagielski). Oliwy do ognia dolał sam ''Diablo'', chwaląc możliwość gwinejskich wakacji. Nie winię zbytnio pięściarza. Promotor nie powiedział mu chyba, w co się pakuje.

Przejdźmy do sedna. Wśród widzów krzyczących ''Ali bomaye!'' na kinszaskim stadionie był 17-letni Ikomoniya Botowamungu. Niesiony uwielbieniem dla zwycięskiego Muhammada zapragnął spróbować swoich sił w sportach walki. Najpierw trenował zapasy - mógł nawet wystartować w Olimpiadzie (Montreal, 1976), ale 16 afrykańskich krajów (w tym Zair) zbojkotowało kanadyjskie igrzyska z powodu udziału w nich Nowej Zelandii, utrzymującej sportowe kontakty z RPA. Ikomoniya zdołał wyjechać do Nowego Jorku i stoczyć na amerykańskiej ziemi kilka walk. Wkrótce skierował się ku Europie; w 1978 roku trafił do Wiednia, poznał przyszłą żonę, zapuścił korzenie. Któregoś dnia odwiedził wiedeńskiego szewca Josefa Kovarika - trenera Boxclub Schwarz Weiss. Kiedy pod flagą austriacką wyruszał na Olimpiadę w Seulu (1988), miał na koncie 6 tytułów mistrza naddunajskiego kraju. Mierzył 190 centymetrów wzrostu, ważył 110-115 kg. Silnie bił i zdarzało mu się przyzwoicie boksować. Zdominował słabą pięściarską scenę przybranej ojczyzny, natomiast w turniejach międzynarodowych bywało różnie. Kwalifikacja olimpijska przyniosła Biko (takiego imienia używał) sporą sławę. Jego pierwszą walkę w koreańskim ringu oglądał z trybun m.in. Arnold Schwarzenegger. Przeciwnik, wspaniały Riddick Bowe skontrował szarżę Austriaka krótkim prawym sierpowym i sędzia liczył. Mimo to Biko stawiał opór, straszył potężną lewą reką, narzucał dzikie wymiany. Stracił rezon w drugiej odsłonie. 13 sekund przed gongiem zagapił się po interwencji sędziego - Bowe huknął prawicą, poprawił lewicą i Botowamungu długo wstawał z desek.

Kariera zawodowa Biko rozpoczęła się w 1992 roku (jedną z ostatnich amatorskich walk stoczył z Krzysztofem Rojkiem w półfinale wrześniowego turnieju Praterfest, pokonał Polaka 6:2), a skończyła jedenaście lat później. Z 27 pojedynków wygrał 10 (wszystkie przed czasem); poniósł 16 porażek, raz zremisował. W Stanach Zjednoczonych walczył dla Dona Kinga i spotkał się uznaniem legend trenerki: Eddiego Futcha, George'a Bentona, Emanuela Stewarda. Zdobył renomę mocnego sparingpartnera, w sali treningowej krzyżował rękawice z takimi tuzami jak Mike Tyson czy Oliver McCall. 23 sierpnia 1997 roku w stuttgarckim hotelu Maritim wszedł do ringu z Władimirem K. Właśnie ta walka wywołała zamieszanie w statystykach Ukraińca. Około siedmiu miesięcy temu redaktorzy boxrecu poprawili wynik starcia Kliczko-Botowamungu, zmieniając TKO w DQ. Swoją drogą dyskwalifikacja Biko jest przedziwna: jego trener nie chciał opuścić ringu po gongu ogłaszającym piątą rundę. Protest dotyczył ciosów w tył głowy. Według mnie Kliczko faktycznie zachował się dosyć chamsko. Biko pochylał zbyt nisko czerep, lecz to nie usprawiedliwia do końca Władimira. Sami zresztą oceńcie. Ja tymczasem dziękuję Piotrowi Momotowi. Zabrał mnie w szaloną podróż z Wolnego Państwa Kongo do zjednoczonej Republiki Federalnej Niemiec.

P.S. Oprócz walki z Kliczko ''Big Biko'' rozegrał wiele innych interesujących pojedynków. Lista znanych przeciwników czarnoskórego Austriaka robi wrażenie: Chris Byrd, Corey Sanders, Timo Hoffmann, Lamon Brewster, Pele Reid, Obed Sullivan, Albert Sosnowski, Luan Krasniqi, Przemysław Saleta. Z tym ostatnim zmierzył się 3 lutego 2001 roku w Warszawie, na debiutanckiej gali grupy Knockout Promotions. Zastąpił Niemca Andreasa Sidona. Walka z Saletą była przedostatnią w karierze Biko. Emerytowany bokser cieszy się statusem celebryty (wystąpił m.in. w austriackiej edycji ''Tańca z gwiazdami'') i tytułem baptyjskiego pastora. Koneserzy zapomnianych przebojów otoczyli kultem utwór ''The Boxer (feat. Biko)''  zespołu Rockip. Sprawdźcie teledysk.