MICHALCZEWSKI: GOŁOTĘ WPISAŁBYM DO KSIĘGI GUINESSA

Sebastian Staszewski, natemat.pl

2013-02-18

- Gołota już nie nadaje się do boksowania. Po co on znowu wraca? Po tym, jak dostał od Adamka powinien zapomnieć, że kiedykolwiek walczył. Czy ja bym wrócił na ring? Wyjdę nawet przeciwko Andrzejowi, ale za 10 milionów euro – mówi w ostrym wywiadzie Dariusz Michalczewski (48-2, 38 KO), najlepszy polski zawodowy bokser w historii.

- Andrzej Gołota, który za kilka dni wróci na ring, bez przerwy przywołuje przykład Goerga Foremana, który zdobył mistrzostwo świata mając 45 lat. Warto boksować w tym wieku?
Dariusz Michalczewski: Widział pan tamtą walkę Foremana z Michaelem Moorerem?

- Widziałem.
DM: Ja też. Oglądałem ją na żywo w Las Vegas, w 1995 roku. Nawet komentowałem ją dla jakiejś telewizji. Moorer zlał wtedy Foremana tak, że ten ledwo na oczy widział! Pamiętam, że na konferencji prasowej Foreman miał tak zapuchniętą twarz, że nie mógł założyć na nos okularów. To była jakaś żenada.

- Ale Foreman ostatecznie wygrał.
DM: Tak, walnął Moorera jednym ciosem i gość się przewrócił. To był wielki fuks wielkiego mistrza. Inna sprawa, że Foremanowi tamto zwycięstwo się należało, bo walczy się do końca. A w ringu czasami ułamki sekund decydują o wygranej.

- Saleta aż tak Gołoty chyba nie obije.
DM: Ten pojedynek w ogóle ma swoją długą historię. Andrzej Gołota z Przemkiem Saletą mieli się boksować w 2000 i 2005 roku. W końcu do tego pojedynku doprowadzili. W naszym boksie od kilku lat panuje duża posucha. Dlatego dla kibiców taka walka na pewno będzie dobrym spektaklem. Ale tylko jako show, bo sportowo to będzie bardzo, bardzo niski poziom. Nawet jeżeli nie zobaczymy nokautu, to i tak jestem ciekaw, jak obaj będą się trzymać.

- Czy przeżyją ten pojedynek?
DM: Przeżyją, ale obaj są strasznie wolni. Z poważnym sportem ta walka nie będzie miała nic wspólnego. Zresztą, po gali panowie nie będą pretendentami do żadnych pasów, nie załapią się na żadną listę światową. No, chyba, że ktoś będzie chciał wepchnąć ich tam na siłę. Ale to byłby cios poniżej pasa dla federacji, na liście której znaleźliby się Gołota czy Saleta. Przecież oni dostaliby łomot nawet od Polaków.

- Od kogo?
DM: Od Wacha, od Adamka. Wszyscy pamiętamy walkę Andrzeja z Adamkiem. To był cyrk. Ja cały czas nie wiem, co Andrzeja pcha po raz kolejny na ring. On się do tego już nie nadaje! On po tym, jak obił go Tomek, powinien zapomnieć, że w ogóle kiedyś boksował. Dostał tak samo, jak przed laty z Lamonem Brewsterem, czy Lewisem. Ostatnie walki Andrzeja znów można byłoby pokazać w Teleexpresie.

- Dlaczego jest pan tak krytyczny wobec Gołoty? Aż tak bardzo się nie lubicie?
DM: Wcale nie, nasza antypatia została kiedyś wyolbrzymiona. To prawda, że nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, ale przecież my się przez kilka lat kolegowaliśmy. Byliśmy znajomymi ze zgrupowań reprezentacji. Zdrowo rywalizowaliśmy – nie w boksie, bo to nie ta waga, ale w biegach, na kajakach. Nie znam Andrzeja na tyle, aby o nim źle mówić…

- Ale pan mówi. Dlaczego?
DM: Andrzej kiedyś zaczął się do mnie porównywać. A przecież on nie osiągnął w życiu żadnego sukcesu sportowego!

- Zdobył brązowy medal olimpijski w Seulu.
DM: Ale mówię o jego karierze zawodowej. Przecież on boksował naprawdę nieźle, ale tak samo nieźle boksował Michael Moorer z Foremanem. I co? I przegrał. Tak samo jak Andrzej. Jak dostał swoją szansę z Tysonem, to uciekł z ringu. Za to można wpisać Gołotę do Księgi Rekordów Guinnessa!

- Nie przesadza pan?
DM: Nie! Mógłby mieć nawet kilka rekordów: najszybciej przegrana walka – z Lamonem Brewsterem. Jedyny zawodnik, który uciekł z ringu – z Mike'm Tysonem. No i porażki we wszystkich walk o mistrzostwo świata, a były aż cztery.

- A jednak go pan nie lubi.
DM: Jego problem polega na tym, że zaczął się do mnie porównywać i mnie obrażać. Że Michalczewski to tylko w Niemczech, że to, że tamto. Ja boksowałem 28 razy o mistrzostwo świata. Pasów mistrzowskich broniłem przez 9 lat. A Andrzej? Wszystko przegrał. Przecież nas w ogóle nie można porównać.

- Kto jest dla Pana faworytem walki Gołota - Saleta?
DM: Jeżeli chodzi o statystyki, o czystą teorię, to na pewno Andrzej Gołota.

- A na ringu?
DM: Trudno powiedzieć. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem w walce Przemka Saletę. Andrzeja wiadomo – z Tomkiem Adamkiem trzy lata temu. Wtedy jego nogi chodziły do walca, a ręce próbowały boksować. Całkowity brak koordynacji. Wyglądało to tragicznie. Tomek zlał Andrzeja, jak tata zlałby syna.

- To może warto się spotkać się z Gołotą i powiedzieć mu: „Andrzej, odpuść. Już nie warto”.
DM: Jeżeli Andrzej jest finansowo niezależny, a podobno tak jest, to ja nie rozumiem powodów tych jego powrotów. Dla mnie to jakaś heca, żenada. Trzeba w końcu powiedzieć: „Kurde, szkoda przede wszystkim zdrowia…”. Przecież od Adamka dostał dwie takie bomby, że od razu na dupę usiadł. To wszystko się odkłada. Zwróci pan uwagę na dykcję Andrzeja. Jest coraz gorsza. Może to od złego powietrza?

- Istnieje kwota, która mogłaby sprawić, że wróci pan na ring?
DM: Istnieje.

- Ile?
DM: 10 milionów euro.

- A 5?
DM: Za 5 to nie. 10 milionów euro i ani centa mniej.

- Czyli jak ktoś wyłoży dyszkę, to będzie się pan bił?
DM: Karierę sportową skończyłem już dawno, ale jeżeli znalazłby się jakiś sponsor, który by mi tyle zapłacił, to będę walczył. Obojętnie z kim. Nawet z Andrzejem Gołotą.

- Z Gołotą? Chyba nie ta waga.

DM: Ja dziś ważę około stówy. Niech tylko powiedzą mi o walce pół roku wcześniej i będę przygotowany.

- Były w ostatnich latach propozycje wznowienia pana kariery?
DM: Były podchody, kilkukrotnie, ale organizatorów nie było na mnie stać. Kasa była, ale nie taka, jaką sobie wyobrażałem. Michalczewski nie jest tani.

- Jest dziś w polskim boksie, w wadze ciężkiej ktoś, kto przykuwa pana uwagę?
DM: Damian Jonak jest niezły, wiążę nadzieję z Mateuszem Masternakiem. Jest Tomek Adamek, ale on pokazał na co go stać z walce z Kliczką. A przecież wiele nie pokazał. Mariusz Wach jest na takim poziomie, że pobiłby dziś Gołotę. Albert Sosnowski? On nie mógłby nikomu poważnemu zagrozić.

- A Artur Szpilka?
DM: To taka nasza nowa gwiazdka, ale prawda jest taka, że w ringu jeszcze nic wielkiego nie pokazał. Z nikim poważnym nie boksował. Szpilka potrzebuje dużo czasu. Jest dobrze prowadzony przez Andrzeja Wasilewskiego. Niech więc trenuje, niech wspina się na listach rankingowych. Na razie wysokiego poziomu nie ma, ale będzie na niego wskakiwał, jeżeli tylko starczy mu cierpliwości.

- Jego charakter może mu przeszkodzić, czy pomóc?
DM: Nie znam tego człowieka, ale słyszałem o jego przebojach. Jeżeli jednak ten całe show, będzie przewyższało umiejętności sportowe Szpilki, to będzie kicz. Chłopak jest dopiero na dorobku, musi wiedzieć, na co go stać. Każda jego kolejna walka powinna być dostosowana do jego poziomu. Bo jeżeli Artur będzie krzyczał za Kliczkami, czy za Haye’m, że chce się z nimi bić, to może kiedyś dostanie szanse, wyjdzie na ring, chłopaki go zleją i na tym skończy się kariera Szpilki. Ale potencjał w tym bokserze na pewno jest.

Rozmawiał: Sebastian Staszewski

Czytaj więcej w naTemat.pl