ADAMEK: JESTEM BLIŻEJ WALKI O MISTRZOSTWO

Tomasz Kalemba, Onet, fot. Michał Jaszewski

2012-06-18

Tomasz Adamek, który w sobotę pokonał jednogłośnie na punkty Eddiego Chambersa, przyznał w rozmowie z Onet Sport, że zwycięstwo w Prudential Center w Newark przybliżyło go do kolejnej walki o mistrzostwo świata w bokserskiej wadze ciężkiej. - Starcie o mistrzostwo świata, to jest mój cel na kolejny rok - zapowiedział "Góral".

Tomasz Kalemba: Walka z Eddiem Chambersem to było ciężkie starcie. To był taki pojedynek dla koneserów boksu. Jest pan zadowolony po tej walce?
Tomasz Adamek: To może nie była ciężka walka. Tak byłoby wtedy, gdybym przyjął wiele ciosów. A tymczasem ja atakowałem, a Chambers unikał walki. Wiele zatem w niej zależało od taktyki. Kibice może byli zadowoleni z mojego zwycięstwa, ale na pewno nie ze stylu, w jakim ją wygrałem. Pewnie oczekiwali walki "ząb za ząb", co pokazywałem w wielu swoich walkach. Tak było przecież w starciu z Nagy Aguilerą. Z tym, że teraz walczyłem z Chambersem, który na pewno jest dużo bardziej znanym pięściarzem. Miał on swoją taktykę, polegającą na unikaniu walki i zadawaniu pojedynczych ciosów. Tymczasem oczekiwałem twardego starcia, bo właśnie taki boks lubię. A do tego takie zacięte walki przysparzają nam kibiców.

- Mogło się jednak podobać to, że zasypał pan rywala gradem ciosów.
TA: Nie miałem jednak innego wyjścia. Zadawałem dwa-trzy ciosy, a on od razu się odchylał. Starałem się też bić w korpus, bo ciężko było trafić go w głowę. Trzeba przyznać, że był do tej walki bardzo dobrze przygotowany, a do tego był bardzo szczupły, bo ważył zaledwie 92 kilogramy. Dzięki temu był bardzo szybki. Poradziłem sobie jednak z tym i wygrałem zasłużenie.

- Niektórzy mieli jednak wątpliwości co do werdyktu.
TA: Słyszałem coś o tym. Podobno amerykańscy dziennikarzy mówili, że nie powinienem tej walki wygrać, a ja odniosłem zdecydowane zwycięstwo. Janusz Pindera, który komentował walkę dla Polsatu, powiedział mi, że zasłużenie wygrałem. Według jego wyliczeń trzema-czterema punktami. Trener Roger Bloodworth po dziewiątej rundzie powiedział mi, że jeśli wygram trzy kolejne starcia, to odniosę zwycięstwo. Wiedziałem zatem o co chodzi i robiłem swoje.

- Przed walką spodziewaliście się z trenerem, że tak właśnie będzie ona wyglądała, czy zakładaliście coś zupełnie innego?
TA: Byłem przygotowany na ciężką walkę, bo przecież Chambers to solidny zawodnik. Pewne było, że jeśli zaprezentuje się w walce ze mną bardzo źle, spadnie na sam dół nie tylko w rankingach, ale także w hierarchii finansowej. Gdyby wygrał ze mną, to znalazłby się z kolei na samym szczycie. Byłem jednak na to wszystko przygotowany. Tak jak jestem gotowy na kolejną walkę z trudnym przeciwnikiem.

- A wiadomo już z kim będzie wrześniowe starcie?
TA: Jest kilku przeciwników, ale nazwisko tego właściwego ogłosimy za dwa-trzy tygodnie.

- Wspominał pan o tym, że to była bardzo ważna walka dla Chambersa, ale dla pana też to starcie miało wielki ciężar gatunkowy. Tak naprawdę obaj walczyliście o swoją przyszłość.
TA: Dla mnie każda walka jest tą z gatunku "być albo nie być". Jeżeli się wygrywa, wchodzi się na szczyt, a kiedy się przegrywa - spada się w dół. Jeżeli jednak jest się pięściarzem, który myśli o sukcesie - tak jak ja - to trzeba tylko wygrywać. W boksie nie ma wicemistrzów świata. Tutaj liczy się tylko mistrzowski pas. Dlatego walczę i trenuję po to, by jeszcze taką walkę dostać.

- Chambers od pewnego momentu w walce z panem przestał używać lewej ręki. Wiedział pan o tym, że jest kontuzjowany?
TA: Nie zauważyłem tego faktu, bo często zmieniał pozycję. Dopiero przed konferencją po walce dowiedziałem się, że walczył z kontuzją. Dla mnie nie ma jednak tłumaczenia. Porażkę trzeba znieść z honorem. Ja przecież przeciwko Paulowi Briggsowi walczyłem dwanaście rund ze złamanym nosem i do tego wywalczyłem pas mistrza świata.

- Uratował pan trochę w sobotę polski honor, bo piłkarze nie spisali się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
TA: Bardzo się cieszę, że nie zawiodłem kibiców. W boksie to jest trudne, bo stajesz z przeciwnikiem sam na sam. Nie masz żadnych pomocników czy obrońców. Byłem zdanym sam na siebie. Szkoda mi jednak naszych piłkarzy. Każdy z nas chciał, żeby wyszli z grupy, a może zakręcili się wokół medalu. To byłby dla naszego kraju wielki sukces. Mecz z Czechami obejrzałem. Akurat relaksowałem się przed walką. Oczywiście kibicowałem naszym zawodnikom, ale wydaje mi się, że zabrakło im wiary w zwycięstwo.

- Jakie są pana najbliższe plany?
TA: Teraz wracam do Polski, by trochę odpocząć. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych znów czekać mnie będzie ciężka praca, bo ósmego września po raz kolejny stanę w ringu w Prudential Center w Newark. Chciałbym jeszcze powalczyć w grudniu, także w USA. W przyszłym roku być może stoczę jedną walkę w Polsce, ale na pewno moim celem na kolejny rok jest starcie o mistrzostwo świata. Zwycięstwo nad Chambersem przybliżyło mnie do niej.

Rozmawiał - Tomasz Kalemba, Onet Sport