OPOWIEŚĆ IRKA - ZAPOWIEDŹ REPORTAŻU Ebr

W najbliższy piątek czeka nas kolejna gala grupy Silesia Boxing. Świetnie znana kibicom pięściarstwa na Śląsku restauracja ''Adria'' w Pałacu Ballestremów w Rudzie Śląskiej będzie gościć ludzi boksu już po raz trzeci. W pojedynku wieczoru zobaczymy Bartłomieja Grafkę (5-0, 1 KO), który zmierzy się z Białorusinem Iharem Karavaeu (5-2, 4 KO). Stawkę stanowi tytuł młodzieżowego mistrza BBU wagi półciężkiej. Karavaeu pamiętamy m.in. z brutalnego nokautu, jaki zaserwował mu Aleksy Kuziemski w walce pokazowej w Grajewie w październiku zeszłego roku. Białorusin obdarzony jest dobrymi warunkami fizycznymi i mocnym uderzeniem, ale faworytem starcia w Rudzie Śląskiej z pewnością będzie Grafka. Katowiczanin rozpoczął przygodę z boksem dopiero w wieku dziewiętnastu lat. Po stoczeniu dziesięciu walk amatorskich przeszedł na zawodostwo. Szybki progres tego pięściarza był możliwy dzięki jego dużej sile fizycznej, odporności na ciosy i wielkiej pracowitości. Bartek jest zawodnikiem, który operuje głównie w półdystansie i wydaje swoim przeciwnikom wojnę, dając publiczności kawał dobrego boksu.

Nad rozwojem Grafki czuwa Irosław Butowicz, właściciel i trener grupy Silesia Boxing, prawdziwa legenda śląskiego pięściarstwa. Wydawnictwo Ebr niedawno odwiedziło salę Kleofasa 06 Katowice (miejsce o unikalnym klimacie), w której trenują bokserzy amatorscy i zawodowi. Premiera reportażu o tym klejnocie będzie miała miejsce w czerwcu. Ebr wciąż boryka się z kłopotami technicznymi, lecz dzień zbawienia jest blisko. Na razie sprawdźcie ''Opowieść Irka'', jeden z rozdziałów reportażu. Na deser kilka zdjęć i wideo, które zostanie wyświetlone podczas wejścia Bartka Grafki na ring w najbliższy piątek. Mamy nadzieję, że utwór ''Piąta Strona Świata'' Miuosha pomoże polskiemu bokserowi. Transmisję na żywo z gali w Rudzie Śląskiej zobaczycie na bokser.org.

Pierwszy raz pojawiłem się na obiekcie Kleofasa w 1979 roku, a więc niespełna siedem lat po oddaniu hali do użytku. Na trening przyprowadził mnie starszy brat, który już wcześniej zaczął uprawiać boks. Nie wypadało szybko zrezygnować, zresztą pięściarstwo niemal od razu mi się spodobało. Pierwszą walkę stoczyłem z zawodnikiem, który miał wtedy na koncie dziesięć pojedynków i był o sześć kilogramów cięższy ode mnie. Znokautowałem go. Na początku pracował ze mną nieżyjący już trener Leszek Dyczka, ale największy wpływ na moją karierę miał Józef Sadko, doskonały wychowawca i przyjaciel, z którym do dziś jestem w stałym kontakcie. Józef wychował również takich zawodników jak Andrzej Kizior, Andrzej Pawłowski, Janusz Frohlich, Ryszard Wower czy Jacek Kamiński. Przez wiele lat działał w Śląskim Związku Bokserskim jako trener, przewodniczący Wydziału Wyszkolenia Młodzieży, ostatnio jako wiceprezes do spraw Wyszkolenia. W 1998 roku został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi, a pięć lat wcześniej otrzymał Złotą Odznakę Polskiego Związku Bokserskiego. Kolejnym szkoleniowcem, z którym miałem przyjemność pracować, był Franciszek Kik, w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku wraz z trenerem Antonim Zygmuntem współodpowiedzialny za występy reprezentacji Polski na rozgrywanych w Hawanie, pierwszych Mistrzostwach Świata w boksie. Pod okiem wyżej wymienionych fachowców moja kariera dobrze się rozwijała, w wieku osiemnastu lat awansowałem do drużyny Kleofasa, gdzie wszystkie wagi były mocno obsadzone. Debiutowałem w wadze lekkopółśredniej. Ważyłem 64 kilogramy przy 193 centymetrach wzrostu (droga Irosława Butowicza w górę kategorii wagowych przypomina ludziom boksu drogę ''El Felino'', Guillermo Jonesa - przyp. aut.). Zmiatałem przeciwników z ringu. Będąc w ciągłym treningu w ciągu dwóch lat osiągnąłem wagę 85 kilogramów. Wciąż dziękuję Bogu, że spotkałem boks na swojej drodze. Kto wie, gdzie bym dzisiaj był bez tego sportu. Nigdy nie byłem czynnym trenerem boksu amatorskiego, choć posiadam niezbędne uprawnienia. Obecnie zajmuję się swoją grupą zawodową - Silesia Boxing. Zrzeszamy zawodników i sympatyków pięściarstwa z terenu całego Śląska. W grupie znajdują się weterani z doświadczeniem ponad czterdziestu profesjonalnych walk występujący na ringach całej Europy, ludzie posiadający dorobek kilku pojedynków zawodowych, a także rozpoczynający swoją przygodę ze sportem profesjonalnym. Trenujemy w hali Kleofasa. W treningu profi bokserów większą uwagę zwraca się na obronę, nie ma tutaj nabijania punktów, taktyki ''na maszynki''. Mimo wszystko staram się wpajać moim podopiecznym najlepsze elementy tzw. polskiej szkoły boksu, czyli przede wszystkim precyzyjny, mocno i technicznie bity lewy prosty. Nawet czołowego zawodnika półdystansowego w Silesia Boxing, Bartka Grafkę nieustannie namawiam do używania tej broni, która służy przecież także do wyczuwania dystansu i namierzania przeciwnika. Boks jest dziwnym sportem - najlepszy junior często przepada w zetknięciu ze światem seniorów. Idzie wtedy w złą stronę, jego charakter niszczą koledzy z ulicy lub nie wytrzymuje walk psychicznie. We współczesnym polskim pięściarstwie zapomina się o stopniowym, indywidualnym rozwoju adeptów. Dla młodych bokserów jedynym wyjściem staje się obecnie przejście na zawodostwo. Wspomniany przez Damiana Rajnchold Bromboszcz był w stanie wygrać z każdym, jak Henryk Średnicki. Wymienia się jednak tylko nazwisko tego drugiego. To był wspaniały, nieustraszony bokser. Urodzony, by walczyć. Z moich czasów zapadł mi w pamięć Janusz Frohlich, niedoceniany złoty medalista młodzieżowych Polski w Koninie w 1984 roku, który zdeklasował w finałowej walce tej imprezy Sławomira Miedzińskiego z Polonii Warszawa. Moja kariera również obfituje w piękne momenty. W 1989 roku pokonałem w finale Mistrzostw Śląska seniorów Tomasza Stanka z Jaworzna. W tym samym roku Kleofas awansował do drugiej ligi. Rozgrywki były wówczas niezwykle silne. Pierwsza liga liczyła 8 zespołów, druga 16, a trzecia 32! Rok później przywiozłem brązowy medal z Mistrzostw Polski, jednak w dziewięćdziesiątym pierwszym rozpocząłem pracę w kopalni. Po prostu nie byłem w stanie utrzymać rodziny z klubowych pieniędzy. Okres przemian był dla sportu fatalny, choć wcześniej też lekko nie mieliśmy. Przez cztery lata nie jeździłem na mistrzostwa Polski, by Legia nie powołała mnie do wojska. 13 grudnia 1981 roku miałem walczyć w finale mistrzostw Śląska. Gdy z trenerem przybyliśmy na miejsce, ogłoszono stan wojenny i zawody przełożono... W latach dziewięćdziesiątych pracowałem pod ziemią aż do zamknięcia kopalni, natomiast z występów na ringu zrezygnowałem bodajże w 1995 roku po przegranej z mistrzem Polski Miałkowskim (pogromcą Alberta Rybackiego), z którym przedtem wielokrotnie wygrywałem. Boks kochałem i długo nie potrafiłem się z nim rozstać. Forma spadała, po ośmiu godzinach pracy w kopalni szedłem na trening. Nie pamiętam drugiego takiego idioty, nikt mnie nie zrozumie. W sobotni wieczór miałem noc poślubną, a w niedzielę rano musiałem być na wadze. Wtedy było warto poświęcić się dla klubu. 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: Tasman
Data: 23-05-2012 07:48:33 
ciekawy materiał, warto opisywać takie historie
 Autor komentarza: pepelko2
Data: 23-05-2012 11:55:40 
Takie czasy niestety były wówczas,ale trzeba iść do przodu,życzę powodzenia i sukcesów p.Irku i Grafce także kibic z Katowic.
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.