PONGSAKLEK WONJONGKAM - TAJSKI WOJOWNIK

Na tych, którzy nie wierzą w przeznaczenie, historia dwukrotnego króla wagi muszej federacji WBC Pongsakleka Wonjongkama (83-3-2, 44 KO) powinna zrobić wrażenie. Gdyby jeden z najwybitniejszych tajskich pięściarzy nie znalazł się wiele lat temu w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie, prawdopodobnie nigdy nie odkryłby w sobie wielkiej pasji i talentu. Powołania do walki.

Dokładnie 22 lata temu młody Pongsaklek w ogóle nie interesował się ani sportem, ani boksem. Właściwie to nawet nie lubił tej dyscypliny.

- Uważałem to za zbyt brutalne – wyjaśnia Taj. – Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ludzie dla przyjemności biją się nawzajem po głowach.

Już wkrótce jego poglądy miały ulec radykalnej zmianie. Dzisiejszy mistrz świata wychował się w bardzo ubogiej rodzinie w małej wiosce w prowincji Nakhon Ratchasima na północy kraju, kolebce wielu mistrzów niezwykle popularnego w tym kraju Muay Thai. Jako 12-letni chłopak, przepychając się któregoś dnia wśród zgromadzonego wokół ringu tłumu w poszukiwaniu leżących na ziemi resztek jedzenia, usłyszał coś, co na zawsze zmieniło jego życie.

- Jeden z juniorskich zawodników się rozchorował i jego promotor potrzebował szybko znaleźć w jego miejsce zastępcę. Nawoływał więc głośno wszystkich chłopców, aby stoczyli trzy rundy za 100 bahtów (równowartość 10 złotych przyp.red.) - wspomina Pongsaklek.

Pomimo iż chuderlawy Wonjongkam nigdy w życiu nie trenował ani nie miał rękawic na rękach, bez namysłu wszedł do ringu.

- W ogóle nie umiałem walczyć, ale się nie bałem i chciałem zdobyć pieniądze – dodaje z uśmiechem.

Oczywiście szybko znokautował starszego i doświadczonego rywala i z wywalczoną ‘gotówką’ oraz szerokim uśmiechem na ustach powrócił do domu. Wydawałoby się, że na tym zakończy swoją przygodę ze sportami walki i ponownie zacznie pomagać swojemu ojcu, który był mechanikiem. Na szczęście wśród zgromadzonego tego akurat dnia wokół ringu tłumu przebywał przypadkiem jeden z najlepszych trenerów Muai Thai w regionie. Młody ‘obadrtus’ swoim brawurowym występem niezmiernie mu zaimponował. Doświadczony szkoleniowiec zdał sobie sprawę, że widział w akcji chłopca, w którym drzemie ukryty talent i nie pomylił się. Szybko odnalazł Pongsakleka i zaproponował wspólne treningi.

- Ten dzień odmienił moje całe życie. Sądziłem, że po wygraniu tej jednej walki nigdy już nie założę rękawic. Na moje szczęście tamten trener akurat zobaczył mój pojedynek i powiedział mi, że jestem urodzonym wojownikiem i czeka mnie wielka przyszłość.

Trzy lata później Wonjongkam był już znanym i cenionym zawodnikiem Muay Thai. Wygrał w regionalnych mistrzostwach kraju i wielu wróżyło mu przyszłe sukcesy w tym narodowym sporcie. Co ciekawe, w odróżnieniu od swoich rówieśników o wiele bardziej od boksu tajskiego zaczął go pociągać zwykły boks. W 1992 roku wygrał pierwszy poważny turniej krajowy i na poważnie zaczął rozważać zmianę dyscypliny.

- Bardzo szybko spodobało mi się pięściarstwo, głównie za sprawą jednego błahego powodu – opowiada dzisiejszy czempion WBC. – Boks był o wiele łatwiejszy od tego, co robiłem dotychczas. W Muay Thai musisz być niezwykle silny, bo jest dużo przepychania i siłowania. Dodatkowo trzeba cały czas bronić się przed kolanami, łokciami, nogami i pięściami. Boks był o wiele łatwiejszy.

Przez dwa lata młody zawodnik łączył oba sporty, ale wraz z upływem czasu i kolejnymi sukcesami musiał w końcu się zdecydować na czym skupić swoją całkowitą uwagę. Bez wahania postawił na boks zawodowy. Dlaczego?

- Tylko mistrzowie bokserscy mieli więcej pieniędzy od mistrzów Muay Thai. Co prawda walczyli rzadziej, ale za to zarabiali więcej. Od początku wierzyłem, że będę takim właśnie mistrzem, dlatego podpisałem kontrakt zawodowy.

Siedemnaście lat później można stwierdzić, że podjął właściwą decyzję. Pongsaklek jest jednym z najlepszych bokserów w historii zarówno Tajlandii, jak i w ogóle całej kategorii muszej. To właśnie do niego należy niezwykły rekord 20 udanych obron tytułu mistrzowskiego (dotychczas w wadze muszej nikt tego osiągnięcia nie pobił) oraz najszybszy nokaut w historii tej dywizji podczas walki mistrzowskiej. W 2002 roku Wonjongkam w zaledwie 34 sekundy zdemolował Japończyka Daisuke Naito (36-3-3, 23 KO).

Obecnie, w wieku 34 lat i 88 pojedynkami na koncie walczący z odwrotnej pozycji czempion po raz drugi zasiada na tronie WBC. Pongsaklek odzyskał utracony pas (stracił go w pojedynku ze swoim wielkim rywalem Naito w 2007 roku), w 2010 roku zwyciężając niepokonanego wówczas i niezwykle popularnego pięściarza z Kraju Kwitnącej Wiśni Koki Kamedę (27-1, 17 KO). Kolejne wielkie zwycięstwa nad takimi gwiazdami jak Meksykanin Julio Cesar Miranda (37-6-1, 29 KO), nad swoim rodakiem Suriyanem Sor Rungvisaiem (20-4-1, 7 KO) czy Edgarem Sosą (43-7, 26 KO) zapewniły mu uznanie ekspertów i wysoką pozycję we wszystkich rankingach list P4P.

Początek jednak nie był aż tak różowy. Wonjongkam występował w obskurnych barach. Ambitny zawodnik w 1995 i w 1996 roku przegrał niespodziewanie z tajskim przeciętniakiem Jerrym Pahayahayem (43-54-4, 14 KO). Na szczęście nie stracił pewności siebie i już wkrótce wspiął się na szczyt.

W 2001 roku, w ciągu jednej elektryzującej rundy rozgromił Malcolma Tunacao (29-2-3, 18 KO) i wtedy po raz pierwszy na jego biodrach zawisł zielony pas WBC. Następnie aż 17 razy odprawił z kwitkiem chętnych do zajęcia jego miejsca i dopiero wyżej wspomniany Japończyk Naito dokonał tej sztuki. 21 miesięcy temu tajski wojownik odzyskał tytuł i od tamtej pory zwyciężył 8 przeciwników. Oczywiście wielu zarzuca mistrzowi, że często mierzy się z oponentami dalekimi od jego poziomu, ale czempion ma na to gotową odpowiedź.

- Lubię być zajęty, bo to najlepszy sposób, aby pozostać w formie i utrzymać wagę. Jeżeli walczy się tak często jak ja, nie można cały czas zmagać się z czołowymi rywalami, to niemożliwe – wyjaśnia dominator dywizji muszej. – Właściwie nie ważne z kim walczę, bo moje przygotowania zawsze wyglądają praktycznie tak samo. Czy wychodzę do ringu z wymagającym rywalem, czy też ze zwykłym zawodnikiem, zawsze traktuję ich równie serio.

Na uwagę zasługuje człowiek, który odebrał mu królewską koronę cztery lata temu, czyli Daisuke Naito. Dotychczas spotykali się w ringu cztery razy. Najpierw w 2002 roku Taj znokautował Japończyka w 34 sekundy, następnie 3 lata później zwyciężył go w ciągu 7. rund. Do trzech razy sztuka. Naito w końcu doczekał się zwycięstwa, a stało się to w 2007 roku na ringu w jego rodzinnym Tokio, gdzie zwyciężył Pongsakleka jednogłośnie na punkty, odbierając mu przy okazji pas WBC. Oczywiście ich kolejne spotkanie było tylko kwestią czasu i doszło do niego w marcu 2008 roku. Tym razem ponownie na ringu w Tokio po zaciętych 12. odsłonach ogłoszono remis.

Wonjongkam nigdy nie ukrywał, że chciałby piątego starcia. Niestety dla niego, japoński pięściarz rok temu zawiesił rękawice na kołku i przeszedł na sportową emeryturę. Na osłodę 34-latkowi pozostał fakt iż pokonał rodaka Naito i jego pogromcę Koki Kamedę.

Ringowe sukcesy Pongsaklek zawdzięcza również swojemu świetnemu trenerowi. Jest nim 41-letni Chatchai Sasakul (65-4, 40 KO), który jako pięściarz wywalczył ten sam tytuł co jego podopieczny, a w 1998 roku zasłynął ringową bitwą z Filipińczykiem Mannym Pacquiao (54-3-2, 38 KO). Pochodzący z Bangkoku Sasakul przez 7. rund dominował nad ‘Pac Manem’, ale w 8. nadział się na jego straszliwy cios i padł jak rażony piorunem. Teraz całe swoje ringowe doświadczenie i wiedzę przekazuje Wonjongkamowi.

Niestety, pięściarz mający już 34 lata, a do tego wiele ringowych wojen na koncie zdaje sobie sprawę, że nieuchronnie zbliża się do momentu, w którym będzie musiał zawiesić w końcu rękawice na kołku. Zanim jednak to nastąpi, chciałby spełnić jeszcze jedno marzenie.

- Przede mną dwa albo trzy lata zawodowej kariery. Mam nadzieję, że przed jej zakończeniem stoczę jeszcze walkę w Ameryce – zdradza pięściarz.

Na to liczy nie tylko on, ale także wszyscy jego kibice, którzy z chęcią zobaczyli by go w starciach z innymi mistrzami z za oceanu. Być może w końcu do tego dojdzie. Prywatnie Pongsaklek jest związany od wielu lat z tą samą partnerką, ale nie mają dzieci. Finansowo bokser na pewno nie może narzekać, bo w swoim regionie zainwestował w restauracje przynoszące comiesięczne zyski i stabilizujące przyszłość zarówno jego, jak i jego rodziny. Dlatego to nie pieniądze motywują go do podbicia amerykańskich ringów, ale coś zupełnie innego.

- Niewielu moich rodaków zwycięża w Ameryce – rozpoczyna swój wywód wojowniczy i ambitny Taj. - Nie przeraża mnie ani wielki tłum, ani olbrzymie hale, bo walcząc u siebie albo w Japonii występowałem na naprawdę wielkich galach i nie czułem żadnej presji. Przecież ring jest wszędzie taki sam, nieważne czy to Las Vegas czy moja mała wioska. Chcę jechać do Ameryki tylko po to, aby pokazać, że my potrafimy wygrywać!

Pongsaklek przebył długą drogę, z wychudzonego dziecka zmieniając się w bokserskiego mistrza świata i gwiazdę sportu. Sukcesy w USA byłyby ukoronowaniem jego sportowej drogi, wisienką na torcie. Być może bokserska polityka i układy nie przeszkodzą tajskiemu wojownikowi w napisaniu ostatniego rozdziału w bogatej karierze.
 

Dodaj do:    Dodaj do Facebook.com Dodaj do Google+ Dodaj do Twitter.com Translate to English

KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
 Autor komentarza: TarEllendil
Data: 26-12-2011 13:27:21 
Co tu dużo mówic jest on już legendą wagi muszej.
 Autor komentarza: TarEllendil
Data: 26-12-2011 13:35:38 
W sumie ciekawe by były jego walki z Pacquiao w wadze muszej.Myśle że wygrałby.
 Autor komentarza: Deter
Data: 26-12-2011 14:01:41 
Bumobijca numer jeden.
 Autor komentarza: lukaszamator
Data: 26-12-2011 14:51:02 
On ma na rozkładzie więcej bomów niż bracia Kliczko.
 Autor komentarza: Mike1990
Data: 26-12-2011 15:20:11 
Dobry tekst!
100 razy lepszy niż wczorajszy "Artyści ringu"


Jeśli to jakiś cykl artykułów o bokserach z niższych kategorii to napiszcie coś obszernego o braciach Kameda...
 Autor komentarza: wrzeluk
Data: 26-12-2011 15:25:32 
Mimo wszystko jest dobry i często walczy co pokazuje jego rekord. Bo nikt tak często nie walczy jak on, nawet jak obija sie bumów.
 Autor komentarza: championn
Data: 26-12-2011 16:52:01 
NAPISZCIE O HASEGAWIE, WIELKI ZAWODNIK ALE ZE SZKLANKĄ
 Autor komentarza: championn
Data: 26-12-2011 16:54:55 
A co do wojgonghama zamiast płacić sparingpartnerą obija świeżaków
 Autor komentarza: WARIATKRK
Data: 26-12-2011 16:59:11 
Ja także chciałbym się coś więcej dowiedzieć o braciach Kameda.
 Autor komentarza: Sierak2012
Data: 26-12-2011 17:56:32 
Te jego bumy to i tak lepsi rywale niż większość zawodowców ściąganych na gale 12KP dla Cygana, Wawrzyka czy Kołodzieja. Ci jego debiutanci to rywale wywodzący się z boksu tajskiego i nie są to słabi rywale. Chciałbym go zobaczyć z Segurą lub w rewanżu z Koki Kamedą bo pierwsza walka była mega wyrównana
 
Aby móc komentować, musisz być zarejestrowanym i zalogowanym użytkownikiem serwisu.