ARTYŚCI RINGU: DERECK CHISORA

Jakub Biluński, Opracowanie własne

2011-12-04

- Jako dziecko oglądałem walki dawnych mistrzów i Joe Frazier był dla mnie prawdziwą inspiracją - takie słowa wypowiedział 6 listopada Dereck Chisora. Kilka dni później ogłoszono grudniową walkę ''Del Boya'' z promowanym przez grupę Sauerlanda Robertem Heleniusem, olbrzymim Finem kreowanym na przyszłego pogromcę braci Kliczko. Mający opinię bezczelnego lenia Brytyjczyk został niemal natychmiast skazany na porażkę w starciu z potężnie bijącym i obdarzonym stalową szczęką ''Nordyckim Koszmarem''. Mówiło się o tym, że Frank Warren stracił cierpliwość po walce Chisory z Tysonem Furym (Dereck przystąpił do niej z co najmniej dziesięciokilogramową nadwagą) i wysyła pochodzącego z Zimbabwe ''ciężkiego'' na pewną śmierć. - Europejscy promotorzy zabijają boks. Dla pieniędzy sprzedaliby własne matki - powiedział fińskim reporterom Chisora na dwa dni przed walką. Ważenie przyniosło kolejny wybryk Derecka, który próbował Heleniusa pocałować. - Dam wam to, na co czekacie, jestem najlepszym z najlepszych - mówił ''Del Boy'', zdając się czerpać energię z gwizdów publiczności. W wywiadzie po ważeniu Brytyjczyk pokazał jednak swoją refleksyjną stronę. - Mam nadzieję, że fińscy kibice mnie pokochają i atmosfera podczas walki będzie pełna miłości, gdyż to, co czeka mnie i Roberta w ringu, będzie dla nas obu bardzo trudne - oto ostatnia wypowiedź nieprzewidywalnego pięściarza przed walką. 3 grudnia okazało się, że charyzma Chisory jest czymś więcej niż tylko werbalnym popisem.

Już wejście ''Del Boya'' do helsińskiego ringu wpisuje się w klasyczną bokserską ikonografię. Podniosła, symfoniczna muzyka i sunący w stronę otoczonej linami sceny, szczelnie owinięty brytyjską flagą pięściarz. Przy bliższej inspekcji owa flaga okazuje się być wykonanym przez Kappę szlafrokiem. This is Great Britain - kraina, w której afrykańscy emigranci zbudowali własną, niepodrabialną tożsamość. Powietrze znów przeszywają gwizdy. Chisora jest już w jądrze ciemności. Teraz czas na Heleniusa, lecz wejście ''Nordyckiego Koszmaru'' rozczarowuje. ''It's a Fight'' Three Six Mafii nie buduje żadnej opowieści, nie ma w tym utworze ''bogatej, prawdziwej pomysłowości'', o której pisał Delacroix w liście do Chopina. Do tego pełne wsparcie widowni, nie mające jednak nic wspólnego z żarliwym ''Bomaye!!!'' rodem z Kinszasy, w Helsinkach panuje samozadowolenie burżujów pstrykających zdjęcia komórkami. Na domiar złego realizator pokazuje również twarze Sauerlandów. Helenius jest już w ringu, Chisora podchodzi do niego i oficjele rozdzielają obu pięściarzy. Hymny i ostatnie instrukcje. Nie pozwól im na śmiech Dereck.

Od pierwszej rundy widać świetne przygotowanie Chisory. ''Del Boy'' wciela się w rolę Fraziera z pasją i poświęceniem, jego tułów i głowa są w ciągłym ruchu. To niemal oryginalne bob and weave - Smokin'! Dereck jest jednak cięższy niż Frazier i jest w stanie użyć swojej masy, by w maksymalnym zwarciu dominować nad Finem i razić go krótkimi podbródkowymi, których Brytyjczyk zaczyna używać w czwartym starciu. Pierwsze dwie rundy są wyrównane, ale Chisora jest dużo bardziej aktywny, uparcie atakując korpus Fina. Te uderzenia Helenius wyraźnie odczuwa, natomiast jego szczęka jest bardzo trudna do naruszenia. Chisora punktuje celnym i szybkim lewym prostym, do którego coraz częściej dokłada prawy sierpowy. W trzeciej i czwartej rundzie uwidacznia się przewaga Brytyjczyka. Mimo wysokiej gardy Heleniusa uderzenia ''Del Boya'' dochodzą celu. ''Nordycki Koszmar'' co jakiś czas trafia silnymi cosami, ale na każdy taki atak Chisora odpowiada dwoma lub trzema akcjami, stopniowo przejmując kontrolę nad walką. Piąta runda jest bardzo zacięta, szóstą zapisuje na swoim koncie coraz bardziej różnorodny ofensywnie ''Del Boy''. Pojawia się pytanie - czy Brytyjczyk zdoła wytrzymać walkę kondycyjnie? Siódma runda niespodziewanie dla Fina, Chisora odpoczywa i wydaje się, że nie jest już w stanie wywierać tak ostrej presji, jak w pierwszych sześciu odsłonach. Ciosy na korpus robią jednak swoje - w kolejnych czterech starciach to Chisora jest świeższy i dominuje, pozwalając sobie nawet na wyzywające gesty. ''Del Boy'' nieustannie terroryzuje Heleniusa w półdystansie, z łatwością omijając jego lewy prosty. Warto podkreślić trafność uwag Dona Charlesa w narożniku Chisory i zdenerwowanie Ulliego Wegnera, w żaden sposób nie mogącego zmusić Fina do przejęcia inicjatywy. Dopiero w dwunastej rundzie Helenius wstrząsa Chisorą, który z furią odpowiada. Obaj pięściarze dążą do nokautu. Ostatnia odsłona jest bardzo wyrównana, choć to ''Del Boy'' wciąż wściekle naciera. Patrzę na moją kartę punktową - pierwszą rundę dałem Chisorze, drugą Heleniusowi. Były one trudne do punktowania. Finowi przyznałem jeszcze trzy rundy - siódmą (jedyną, którą wygrał wyraźnie), piątą i dwunastą. Reszta starć należała do Derecka, starałem się przy tym wyrównane rundy przyznawać ''Nordyckiemu Koszmarowi'', by niejako wejść w skórę będącego pod presją sędziego. Mój wynik to zatem 116-112 dla ''Del Boya''. Oficjalny werdykt był szokiem, ale bez tragicznej wymowy helsiński spektakl nie utkwiłby w pamięci ludzkiej na wieki.

Nie twierdzę, że artyzm Derecka Chisory ma znaczenie porównywalne z artyzmem Jacka Johnsona, Muhammada Alego, Larry'ego Holmesa czy Joe Fraziera, ale również twórczość Fałata nie dorównuje w żaden sposób sztuce Whistlera. Czy Fałata mamy w takim razie przestać nazywać artystą? Proponuję poszerzenie definicji terminu ''artysta ringu'' i włączenie do naszego cyklu także postaci drugoplanowych. Dereck Chisora ma prawdziwą charyzmę, prawdziwe serce do walki, nawiązuje swoim stylem boksowania do chwalebnej przeszłości królewskiej dywizji i dał kibicom jedną z najlepszych ''ciężkich'' walk ostatnich lat. Trzymaj się ''Del Boy''.