EUROPA ZNOWU GÓRĄ?

Wojciech Czuba, Boxing News

2011-12-03

Ciężko jest powiedzieć, kiedy dokładnie Ameryka zaczęła przegrywać swoją bitwę z Europą o dominację w królewskiej kategorii. Być może miało to miejsce podczas zwycięskiego pojedynku Lennoxa Lewisa z Evanderem Holyfieldem w 1999 roku? Mniejsza o to, faktem natomiast jest, że ostatnim Amerykaninem dzierżącym tytuł w wadze ciężkiej (federacji WBO), był Shannon Briggs, a było to dokładnie 5 lat temu.

Nawet dzisiaj, gdy od ilości federacji bokserskich zwykły kibic dostaje bólu głowy i często ciężko się połapać w tym całym ‘bogactwie’ i 'wachlarzu' oferowanych tytułów, próżno jest znaleźć pięściarza z USA wśród panujących czempionów. Jak na razie nie zanosi się także, aby ta sytuacja szybko uległa zmianie. Chyba, że swoją wielką i dosyć niespodziewaną szansę wykorzysta dzisiaj 42-letni Cedric Boswell (35-1, 26 KO), który na ringu w Hartwall Arena spróbuje zdetronizować młodszego o 10 lat Aleksandra Powietkina (22-0, 15 KO). Niepokonany na zawodowych ringach Rosjanin położy na szali dzierżony przez siebie pas WBA World.

Oczywiście nie można zapomnieć, że podopieczny Teddy'ego Atlasa jest tylko pół-mistrzem. Tym prawdziwym, legitymującym się tytułem super czempiona jest bowiem Ukrainiec Władimir Kliczko, który razem ze swoim bratem Witalijem od lat panują niepodzielnie na najwyższym stopniu podium. Z powyższego faktu świetnie zdaje sobie sprawę czarnoskóry bokser z Atlanty.

- Walka z Aleksandrem jest dla mnie tylko kolejnym krokiem, aby w przyszłości skrzyżować rękawice z Kliczkami. Dopiero gdy ich pokonam będę mógł nazwać siebie prawdziwym mistrzem wszechwag - stwierdza ambitny 'The Boz'.

Zanim jednak 42-latek stanie oko w oko z którąś z ukraińskich wież, musi się najpierw uporać z utalentowanym Powietkinem, co nie będzie wcale takie łatwe. Dotychczas Boswell przegrał tylko raz na zawodowych ringach. Dokonał tego w 2003 roku silny, ale nieco toporny Jameel McCline (39-10-3, 23 KO), stopując swojego rodaka w 10. rundzie. Mimo tej wpadki szybkostrzelny Cedric ma na swoim rozkładzie całkiem sporą grupę niezłych rywali. Najwartościowszymi z nich są na przykład rozbity w przeciągu 2. rund Londyńczyk Roman Greenberg (27-1, 18 KO), czy ostatnia ofiara naszego Artura Szpilki, Owen Beck (29-9, 20 KO), którego Boswell znokautował w 9. odsłonie. Na początku tego roku wypunktował natomiast 46-letniego ringowego weterana, twardego jak stal Olivera McCalla (56-11, 37 KO).

Mimo tego wydaje się, że Powietkin, który jako amator zdobył wszystko co było do zdobycia (mistrzostwo Europy, mistrzostwo świata i złoto olimpijskie), nie powinien mieć większych kłopotów z podstarzałym rywalem. Oprócz kilku początkowych wyrównanych rund, w dalszej części pojedynku Rosjanin przejmie kontrolę i aplikując Amerykaninowi bolesne kombinacje zmusi sędziego, lub narożnik do przerwania rywalizacji. Każdy inny wynik będzie tutaj niespodzianką.

Na tej samej gali kibice będą mogli podziwiać inne interesujące starcie w najcięższej dywizji. Tym razem stawką będzie prymat w Europie, a naprzeciwko siebie staną urodzony w Sztokholmie 27-letni Robert Helenius (16-0, 11 KO) i jego rówieśnik z Zimbabwe, Dereck Chisora (15-1, 9 KO).

Więcej atutów jest po stronie potężnego 'Nordyckiego Koszmaru', który mimo 16 pojedynków na koncie ma już na swoim rozkładzie tak cenionych i wymagających pięściarzy, jak byli mistrzowie świata Lamon Brewster (35-6, 30 KO), Samuel Peter (34-5, 27 KO) i Siergiej Liachowicz (25-4, 16 KO). Dodatkowo stylem walki i warunkami fizycznymi przypomina trochę ostatniego pogromcę mieszkającego na stałe w Londynie 'Del Boya', czyli Tysona Fury (17-0, 12 KO). Werdykt? Helenius zwycięża przed czasem w końcowych rundach i coraz szybciej zaczyna deptać po piętach światowej czołówce wagi ciężkiej.